sobota, 22 października 2016

Czytelnik Tomek: "Po co oszczędzasz, jak inwestujesz i czego tak w ogóle oczekujesz?"

Tomek z Wrocławia mnie zagiął 🙂
„Tu Tomek z Wrocławia, zainteresowany finansami osobistymi oraz inwestowaniem/oszczędzaniem długoterminowym, także ekonomią w skali makro.
Prowadzisz interesujący blog, dużo pracy, szacunek.
Czytam trochę w temacie, szukając (jak Ty) dla siebie "strategii" oszczędzania/inwestowania - zdefiniowania celów, horyzontu czasowego, w co, ile (jaki %), jakiego zwrotu oczekiwać. Ciebie chciałbym zapytać, jak możesz odpowiedzieć i masz czas, może to gdzieś jest na blogu:
1. w jakim horyzoncie czasowym inwestujesz / oszczędzasz i jakiego średniorocznego zwrotu się obecnie spodziewasz? Mówię tu raczej o celu "emerytalnym", ale ciekawe czy masz inne cele długoterminowego inwestowania (wolność finansowa ;), wykształcenie dzieci)
2. w jakie klasy aktywów % alokujesz obecnie nadwyżki i czy dla nich masz jakiś oczekiwany średnioroczny zwrot."


Jak oszczędzać i dobrze inwestować?

Po co oszczędzam?


Niezła seria pytań – nie sądzicie? Niektórzy nie tylko nie mają na nie odpowiedzi, ale nawet sobie ich nigdy nie zadadzą.

A szkoda. To głębokie, ważne pytania, które porządkują nastawienie do pieniędzy.

Zanim odpowiem, po co oszczędzam, zacznę od tego, po co na pewno nie oszczędzam.

Nie interesują mnie stopy zwrotu dla stóp zwrotu. Nie interesują mnie rynki finansowe jako hobby i sposób spędzania wolnego czasu. Nie interesuje mnie rywalizacja z innymi inwestorami. Nie interesuje mnie bogactwo rozumiane jako luksus, przepych, skupienie się na konsumpcji i wypięcie się na wszystkich dookoła.

Żyję wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że wiele, jeśli nie większość, najlepszych rzeczy, które mogą nas spotkać na tym świecie, jest darmowa, nie wymaga wielkich nakładów finansowych lub nie ma żadnego związku z pieniędzmi.


Więc po co oszczędzam?


Po pierwsze, żeby lepiej rozłożyć swoje zasoby finansowe w czasie. Zarobki i wydatki są bardzo zmienne na różnych etapach życia. Gdybym jako młody chłopak nie zaczął budować oszczędności z myślą o przyszłości, moja sytuacja finansowa oraz pole manewru dzisiaj jako taty dwójki małych dzieci i głównej „kieszeni rodziny” byłyby znacznie gorsze.

Bardzo lubię w tym kontekście podejście oparte o tzw. cykl życia.

Po drugie, żeby lepiej żyć. Dlatego nie oszczędzam i nie inwestuję w oparciu o aktualną sytuację rynkową, doniesienia medialne, jakieś chwilowe mody czy „doradztwo” finansowe, tylko w oparciu o moje indywidualne potrzeby, możliwości i ograniczenia.

Kluczem do działania w ten sposób jest określenie swoich indywidualnych potrzeb, możliwości i ograniczeń. A potem dobranie do tego np. aktywów finansowych.

Potrzeby, możliwości i ograniczenia mogą się zmieniać w czasie, np. rodzi się nam pierwsze lub kolejne dziecko, zmieniamy pracę na lepszą, żona traci pracę, przeprowadzamy się do innego kraju, musimy się przekwalifikować, dostajemy spadek, itp. To są okoliczności, które wpływają na to, jak oszczędzam i inwestuję.

Po angielsku takie podejście określa się jako goal-based investing, ale bardziej trafne byłoby „life-based investing”. Chodzi o to, żeby pieniądze pomagały nam dobrze żyć, a nie były źródłem stresu, problemów czy hazardowej ekscytacji.

Po trzecie, oszczędzam i inwestuję, żeby pokrywać pojawiające się w czasie wydatki. To znana technika zarządzania pieniędzmi, którą stosują np. ubezpieczyciele czy towarzystwa emerytalne (tzw. liability matching). Chodzi o to, żeby forma oszczędności była dostosowana do horyzontu inwestycyjnego czy płynności, jakiej oczekujemy.

Na przykład, na IKE i IKZE utrzymuję wyłącznie tzw. „głębokie oszczędności” i chętniej lokuję je w aktywa o zmiennej wycenie i mniejszej płynności, ponieważ te oszczędności mają być użyte w bardzo odległej przyszłości. Z kolei krótkoterminowe oszczędności trzymam praktycznie tylko w depozytach bankowych, ponieważ w każdej chwili mogą być mi potrzebne.


Jak inwestuję?



Nie mam ani uprzedzeń, ani preferencji co do klas aktywów ogólnie rzecz biorąc – posiadam i rachunki oszczędnościowe, i lokaty bankowe, i jednostki funduszy inwestycyjnych różnego typu, i fundusze ETF, i akcje spółek polskich i zagranicznych, a nawet starą polisę inwestycyjną sprzedaną mi w czasach, gdy byłem „młody i naiwny”.

Moje krótkoterminowe oszczędności (które mogą być potrzebne w perspektywie jakiegoś roku) są w 100% w depozytach bankowych. Aktualnie to z kilku powodów największa część moich oszczędności.

Moje średnioterminowe oszczędności to mieszanka depozytów bankowych, funduszy inwestycyjnych (parasolowych), funduszy ETF oraz akcji spółek publicznych.

Moje „głębokie oszczędności” to IKE, IKZE i polisa inwestycyjna – wszystkie mają jakieś ograniczenia, jeśli chodzi o dostępność środków i zostały stworzone do długoterminowego, systematycznego oszczędzania. To pieniądze akumulowane z myślą o prywatnej emeryturze i podobnych celach, w tym związanych z wchodzeniem dzieci w dorosłość za 15-20 lat. To mieszanka aktywów dłużnych i udziałowych, z całego świata, również przez fundusze.

Wyniki i metodę działania opisuję w szczegółach na blogu – polecam ostatnie raporty dla IKE, IKZE i polisy.

Jakich wyników oczekuję?


Nie oszczędzam i nie inwestuję tylko dla numerków. To po pierwsze.

Ale: przy każdej klasie aktywów i formie oszczędzania robię wszystko, co w mojej mocy, żeby zrozumieć, jak działają i stosować najlepsze praktyki z punktu widzenia inwestora takiego jak ja (długoterminowego, biernego, nieprofesjonalnego, na co dzień skupionego na życiu i pracy).

Moje depozyty bankowe pracują w tej chwili średnio na jakieś 2,7-2,8% rocznie brutto. Czego spodziewam się w przyszłości? Zmian w takim samym kierunku i o podobnym tempie jak oficjalne stopy procentowe i wskaźniki inflacji.

Jestem gotowy przesuwać oszczędności do banków, które oferują wyższe oprocentowanie niż średnia rynkowa („optymalizacja lokat”). Lubię też promocyjne oferty, np. z jakimiś bonusami. Jest tylko jeden warunek – to nie może być zbyt czasochłonne i pracochłonne.

Od oszczędności obciążonych tzw. ryzykiem oczekuję w długim terminie premii ponad depozyty bankowe. Wydaje mi się, że dużo lepiej wiem obecnie, co robić, żeby w systematyczny sposób tę premię osiągać. Jednym z kluczy jest niepopełnianie głupich błędów. Drugim kluczem jest wdrożenie dobrych praktyk, np. związanych z alokacją między klasy aktywów, dywersyfikacją, rebalancingiem, a także minimalizacją opłat dla instytucji finansowych.

Zdywersyfikowane, prowadzone od kilku lat portfele funduszy inwestycyjnych (z ok. 30-50% funduszy akcji) przynoszą mi w tej chwili ok. 3-5% średniorocznie.

Zdywersyfikowane, prowadzone od kilku lat portfele funduszy ETF i akcji spółek publicznych przynoszą mi w tej chwili ok. 6-9% średniorocznie, wliczając regularne wypłaty dywidend (które bardzo cenię jako składnik portfela oszczędności).

Depozyty bankowe nie wprowadzają do moich oszczędności żadnej zmienności. Portfele funduszy są stosunkowo zmienne. Portfele funduszy ETF i spółek publicznych są bardzo, bardzo zmienne.

Ewolucja w ostatnich latach


Mam nadzieję, że stanąłem na wysokości zadania i choć trochę przybliżyłem swoje myślenie o oszczędzaniu i inwestowaniu.

To, co napisałem, nie jest wyryte w skale. Zmienia się – chociaż od pewnego czasu bardzo, ale to bardzo powoli.

Zresztą, jeszcze kilka lat temu wydawało mi się, że szczytem moich marzeń jest życie z odsetek, wolność finansowa rozumiana jako „wolność od pracy” oraz nadzwyczajne zyski („wygrywanie z rynkiem”).

Jak widać, moje priorytety i przekonania się zmieniły. Życie z odsetek przy takich kosztach utrzymania rodziny, jakie mamy, wymagałoby chyba z kilku milionów złotych oszczędności. Lubię i chcę pracować jak najdłużej. 

„Wolność finansowa” to dla mnie w jakimś sensie pusty, a może nawet szkodliwy, slogan, szczególnie jeśli ktoś nie ma pomysłu, jak osiągnąć tę wolność i co z nią zrobić.

Podobnie wygrywanie z rynkiem czy jakieś niebywałe stopy zwrotu – nie są mi do niczego potrzebne i w aktywności, która ich wymaga, nie widzę niczego interesującego w mojej sytuacji życiowej.

Dobrze zdefiniowałem też dla siebie różnicę między oszczędzaniem a inwestowaniem

Krótko mówiąc: oszczędzam i inwestuję, żeby (dobrze) żyć. Nie żyję, żeby oszczędzać i inwestować.

To podejście służy mi naprawdę dobrze, ale z obserwacji wiem, że słabo się “sprzedaje”. Trudno przekonać kogoś, kto jest zafiksowany na “wygrywaniu z rynkiem” albo znalezieniu najlepszych funduszy inwestycyjnych czy spółek do zainwestowania na krótki okres, że to czego prawdopodobnie potrzebuje w długim okresie to coś takiego. 

To jest po prostu zbyt nudne albo niewystarczająco “profesjonalne”, w sensie za mało numerków, haseł marketingowych, itp. Nie wiem, dlaczego to raczej do ludzi nie trafia jako praktyczne podejście do oszczędzania i inwestowania.


Posłuchaj - to do Ciebie


Zastanawiam się, jak Wy odpowiedzielibyście na pytania Tomka:

  • po co oszczędzacie
  • jak inwestujecie
  • czego po tej aktywności oczekujecie

13 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawy blog panie Michale, zanim skomentuje pytania Tomka to ciut o sobie, 38, Kanadyjczyk, mieszkam niedaleko Toronto, rodzina 2 + 1. Choc realia finansowe i socjalne sa tu nieco inne, moj horyzont inwestowania / oszczedzania ma podobne priorytety jak autora tego bloga - oszczedzam na dom, wyksztalcenie dzieci, nasza emeryture a jezeli osiagne "wolnosc finansowa" - w sensie ze wszuystko powyzsze bedzie zapewnione oraz emerytura dozywotnia na poziome obecnych zarobkow - to poswiece sie temu co kocham najbardziej robic, mojemu hobby.

    Odnosnie 2 pytania Tomka, to 20-30% mojego portfolio to fixed income (obligacje rzadowe, korporacyjne, preferred shares, REIT's - cos czego w Polsce nie ma, fundusze nieruchomosci, placace pieniadze z wynajmu akcjonariuszom - oraz fixed income ETF's zdywersifikowane geograficznie.
    Pozostale 70-80% to akcje firm bankowych, telekomunikacyjnych, energetycznych - ale tylko pipelines, prad i gaz, po zalamaniu cen ropy posprzedawalem oil companies, zostawiajac tylko te ktore maja sieci stacji paliw - no i oczywiscie duzo ETF ktore maja po trochu wszystkie sektory akcji.

    Stopy zwrotu jakie daje 20-30 % fixed income component to srednio 5% rocznie (oczywiscie obligacje placa malo, 2-3% ale REITS placa 6-7% a preferred shares 5%). Stopy zwrotu z akcji to 5% - 10% rocznie tzw. Total Return (dydidendy + capital gain) przez ostatnie 7 lat.
    Takze najslabszy rok to bylo ok 5%, najlepszy - prawie 9%. Do tego moje portfolio jest "leveraged" 10-30% tzn. dostaje pozyczke 2.2% pod zastaw portfolio i to poprawia wyniki o dodatkowe 1% (skoro za 20% place 2.2% a przynosi srednio 7%, netto jest 5% x 20% = 1% wiecej).

    Mozna powiedziec ze to jest lekko agresywne porfolio - jednakze zmieni sie ono z wiekiem i fixed income component moze dojsc az do 100% jak bede mial 60-70 lat. Nie wspomnialem tez ze wystawiam opcje ktore daja dodatkowy dochod- jednakze jest on minimalny i bardziej to robie dla nauki anizeli dla pieniazkow. Majac aktywa oraz wystawiajac opcje tzw. short call (far out of the money) mozna dostawac maly dochod tzw. option premium. Dla kogos kto i tak "siedzi na akcjach" to fajna strategia dodatkowych pieniedzy, tylko trzeba wiedziec co sie robi, oraz bron Boze nie wystawiac "naked options" bo tu mozna ostro poplynac. Ale te 300$ - 400$ / miesiac mozna zawsze dodatkowo zarobic.

    To tyle z mojej strony pozdrowienia dla Tomka i Michala Sadowskiego, super blog!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki za poświęcenie chwilki na napisanie komentarza!

      Na tle mojego podejścia Pana portfolio rzeczywiście wygląda "odważnie" (odwrócone proporcje między fixed income a equity mimo podobnego wieku), ale na tle standardów oszczędzania i inwestowania w USA i Kanadzie jest Pan dobrze zrównoważony i bliski najlepszych praktyk stosowanych w tamtej kulturze.

      Zastanawiam się, co może odpowiadać za te różnice między nami, mimo podobnych celów opartych o styl i cykl życia.

      Inna kultura oszczędzania i inwestowania po pierwsze. Na tle "oszczędności typowego Polaka", czyli głównie depozytów bankowych, moje podejście jest bardzo odważne.

      Ale na tle zrównoważonego, stosującego dobre praktyki Kanadyjczyka jest dość defensywne.

      Za moje ostrożne podejście odpowiada też to, że wciąż uważam swoją sytuację zawodową za niestabilną. Nie wiem, czy czytał Pan kiedyś o podziale ludzi na "stocks" i "bonds". Tak podziale ludzi na "stocks" i "bonds".

      Na przykład: http://www.safalniveshak.com/poke-the-box-issue-33/

      Tak się składa, że jeśli chodzi o dochody z pracy należę do "stocks" - są zmienne, raz ledwo pokrywam koszty, raz mam znacznie lepszy okres. Dlatego instrumenty o stałym dochodzie są dla mnie tak ważne w części oszczędnościowej - po prostu stabilizują moje zmienne dochody z pracy.

      Dlatego jednym z moich celów finansowych na najbliższe lata jest zdecydowanie polepszenie swojej sytuacji zawodowej i ustabilizowanie na wyższym poziomie dochodów z pracy.

      Pozdrawiam, proszę wracać!

      Usuń
  2. Cześć,
    Gospodarzowi dziękuję za szybką, rzeczową i inspirującą odpowiedź + linki, koledze z Kanady za ciekawe informacje i pokazanie swojego podejścia.
    Mój „horyzont” znajduje się trochę bliżej niż Wasz ;) - 41 lat, i odrobinę bardziej złożony: rodzina 2+3.
    Po co są pieniądze? Pełna zgoda z gospodarzem, raczej bezpieczeństwo i dążenie do swobody jaką dają, niż konsumpcja, czy imponowanie innym. Choć (jak we wszystkim) trzeba zachować równowagę (głupio tak jakoś ścinać mocno wydatki przez całe życie, oszczędzać na emeryturę i np. umrzeć jej nie doczekując). Miałem okresy ścinania wydatków do bólu, ale przez to, te wydatki opanowałem, wiem na co, ile wydaję i ile jest mi potrzebne, żeby żyć w wersji minimum i na przeciętnym poziomie. Równocześnie rozwijam stronę przychodową (równie ważna ;)).
    Cele: nie łatwo w kilku słowach ale ogólnie: wychować dzieci (dać im popróbować życia) i umożliwić wykształcenie (jeszcze jakieś 20 lat inwestycji). Odłożenie pieniędzy na okresy możliwych niższych dochodów, chorób i jeśli uda się dożyć, na emeryturę.
    To implikuje decyzje – ile potrzebuję odkładać co miesiąc, jaki styl życia chcę/mogę prowadzić na dzień dzisiejszy, oraz nie mniej istotne: co trzeba wynegocjować z żoną ;).
    Skoro oszczędzać, to czy wrzucić wszystko w bezpieczne aktywa i skupić się na dochodach „z pracy/firmy”. Czy dywersyfikować (nie tylko ze względu na stopy zwrotu), znaleźć sposób i poświęcić na to czas. Stąd mój kontakt i pytania do Michała.
    Bazując na danych od gospodarza na koniec rzucę trochę „mięsa excelowego”. Jestem ciekaw Waszych opinii:
    założenia:
    a/ Zaczynam oszczędzać w wieku 35 lat (oczywiście jak ktoś zacznie wcześniej tym ma łatwiej ...)
    b/ Dopracowuję do 65 roku życia (odwrotnie jak większość Polaków nie mam problemu żeby pracować dłużej, jeśli zdrowie i intelekt pozwoli, a oszczędności/system emerytalny nie pozwolą -będę pracował)
    c/ przeżywam na emeryturze 15 lat (aktualnie średnia dla mężczyzn to 74, ale jakiś optymistyczny zapas trzeba przyjąć ;))
    d/ potrzebuję dodatkowo 3000 zł miesięcznie, do minimalnej spodziewanej emerytury państwowej, aby przeżyć te 15 lat – na razie dla uproszczenia przyjąłem, że potrzebuję 15 lat x 12 miesięcy x 3000 zł = 540 000 zł
    e/ założyłem, że 70% oszczędności ląduje na lokatach (innych bezpiecznych) – oprocentowane netto 2,27% (2,8% brutto)
    f/ 15% w FI pod jakimś parasolem – 5% rocznie netto
    g/ 15% w akcje, ETFy - 9% rocznie netto

    Ww. założenia wymagają ode mnie miesięcznych oszczędności na emeryturę w wys. ok 835 zł (przez 30 lat oszczędzania).

    Jeśli przyjmę, że całą kwotę inwestuje bezpiecznie w lokaty – miesięcznie muszę odkładać 26% więcej, czyli jakieś 1056 zł (w sumie w system muszę włożyć więcej prawie 80k zł) – może łatwiej mi będzie wyciągnąć to z pracy/firmy?

    Wyliczenia można modyfikować w zależności od horyzontu czasowego, możliwości - dochodów, inflacji (nie założyłem wpływu, ale ona się czai).
    Jestem ciekaw, czy takie „symulacje” mają dla Was jakiś sens? Czy wiecie ile „powinniście” miesięcznie odkładać/inwestować? Czy szkoda czasu bo i tak jest zbyt dużo zmiennych w takim horyzoncie?
    p.s. Temat wolności finansowej ciekawie omówiony jest na przykładzie tu:
    http://marciniwuc.com/fbo-027-myslisz-jak-biedny-czy-bogaty/
    Daje pozytywnego kopa ale nie jest dla każdego, testowałem ;).

    Życzę miłego wieczoru, pozdrowienia dla gospodarza, Kanadyjczyka (jedno pytanko: sam inwestujesz, czy korzystasz z jakichś lokalnych doradców (nie sprzedawców)?) i wszystkich czytelników.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za pytanie i dzięki za komentarz.

      Napisałem jakiś czas temu tekst o tym, jak obliczyć kwotę, którą trzeba oszczędzać, żeby osiągnąć potem jakiś dochód przez określony czas http://www.mojaprzyszlaemerytura.pl/2013/09/ile-oszczedzac-na-emeryture.html ale muszę przyznać, że ja nie trzymam się sztywno jakichś wyliczeń.

      Najważniejsze jest dla mnie zrozumienie, jak to działa i jaka jest moja ogólna sytuacja w kontekście tego mechanizmu.

      Wśród takich złotych zasad jest właśnie ta, że im wcześniej zaczynasz gromadzić aktywa netto, tym lepiej, np. w długim okresie mniej musisz obciążać je ryzykiem, bo nie potrzebujesz aż takich wysokich stóp zwrotu do osiągnięcia celów.

      Miałem to szczęście, że odkąd pracuję, instynktownie oszczędzam i nigdy się nie zadłużyłem. Mamy z żoną mieszkanie i totalne zero długu. Mimo wzrostu wydatków i spadku produktywności związanych z rozwojem rodziny, nie daliśmy się wytrącić z jakiejś finansowej równowagi. To dobra pozycja wyjściowa, żeby na spokojnie działać dalej.

      Widzę sens, żeby raz na jakiś czas zrobić głębsze obliczenia (tak samo jak co jakiś czas sprawdzam rentowność moich oszczędności np. na IKE czy IKZE), ale ważniejsze jest dla mnie trzymanie się dobrych praktyk i wypracowanie rozsądnych nawyków.

      Pozdrawiam, proszę wracać!

      Usuń
    2. Pozdrowienia dla gospodarza i Tomka,

      Rzeczywiscie, Panie Michale wydaje mi sie ze Pana podejscie do inwestowania jest dosc smiale jak na warunki polskie, mam czesc rodziny we Wroclawiu i wiem ze lokata bankowa na staly procent to jedyne wyjscie na nadmiar gotowki dla wiekszosci Polakow.

      Roznice profilow mozna wyjasnic sklonnoscia do ryzyka (u mnie raczej mala), stopniem stabilnosci i wielkoscia dochodow (u mnie stabilne co miesiac to samo) oraz stopniem wiedzy i poziomem zaufania do systemu finansowego.

      Mowiac o poziomie zaufania do systemu finansowego mam na mysli to ze ludzie bardziej ufaja sprawozdaniom finansowym, nie ma afer Amber Gold czy innych gieldowych GANT-ow czy "kantow" - niestety polska GPW jest mlodym dzieckiem w porownaniu do TSX, czyli inna kultura inwestowania.

      Poziom wiedzy tez wplywa na stopien pewnosci siebie w inwestowaniu, jezeli oprocz poznania sprawozdan kwartalnych spolek umiemy czytac balance sheet, income & cash flow statement oraz ta firma telekomunikacyjna, czy bank, czy siec sklepow ktorej chcemy kupic akcje dziala w naszym sasiedztwie i mozemy wejsc do firmy, ocenic dzialanie, jak prosperuje, to wrazenie czy sie nam podoba czy nie - ma duzy wplyw na to czy chcemy byc wspoludzialowcami czy tez nie.

      A dywersyfikacja, jak mawial Warren Buffet, to tylko ubezpieczenie od ignoracji i niewiedzy. No i niestety, musimy sie zabezpieczac bo nie wiemy wszystkiego.

      Odnosnie pytania Tomka, to sam inwestuje, zdalem CFA poziom 1 ale poleglem na 2, polecam dla tych co chca nauczyc sie profesjonalnie zarzadzac pieniedzmi. Na co dzien jestem bieglym ksiegowym w firmie zarzadzajacej nieruchomosciami, co pomaga troche.

      Lubie ten blog , od roku go czytam bo moja przyszla emerytura, czy to w Polsce czy Kanadzie mnie interesuje - i bede wracac.

      Pozdrowienia, Krystian

      Usuń
    3. @ Tomek z Wro

      1. Zupełnie pomijasz w swoich wyliczeniach tzw. ryzyko długowieczności. Co się stanie, jeśli będziesz żył nie 74 lata, a 84? Ostatnie 10 lat życia będziesz głodował? Takie działanie jak Twoje kończy się tym, że nawet jeśli uskładasz swoje zakładane 540 tys. zł, to na emeryturze wcale nie będziesz wypłacać sobie z tego 3000 zł miesięcznie, tylko znacznie mniej. Prawie na pewno lwią część uskładanej kwoty przejmą spadkobiercy lub bliska rodzina jeszcze za Twego życia (najczęściej są to "ukochane wnuczki").

      2. Planując prywatną emeryturę należy zakładać, że wyda się na nią więcej niż się uskładało - temu służą renty dożywotnie, które wykupuje się u ubezpieczyciela. Jeśli pożyjesz b. długo, to towarzystwo ubezpieczeniowe dołoży do Ciebie, bo rata renty jest gwarantowana dożywotnio. Ponieważ średnia długość życia wciąż rośnie, współczynniki wyliczania rent dożywotnich z uskładanego kapitału są coraz mniej korzystne. Dlatego też oszczędzanie na emeryturę należy rozpocząć od obstalowania sobie takiego produktu, gwarantującego stałe współczynniki wyliczenia przyszłej renty oraz - o ile to możliwe- opcję dokapitalizowania polisy, czyli wpłacenia na nią dodatkowych pieniędzy.

      3. Z kwoty 540 tys. zł, ja w 65 roku życia mogę uzyskać 4874 złote miesięcznie, świadczenia emerytalnego gwarantowanego DOŻYWOTNIO, a nie przez 10 lat. Ale to jest zasługa produktu ubezpieczeniowego wykupionego w 1996 roku. Dziś czegoś takiego się nigdzie nie kupi. Mimo wszystko, jakieś tam możliwości nadal są - Pramerica, Aegon, Metlife i inne towarzystwa oferują klasyczne produkty emerytalne, gdzie jest z góry gwarantowana wysokość comiesięcznej dożywotniej emerytury po osiągnięciu określonego wieku.

      4. Co do dalszej pracy po 65 roku życia - co kto lubi. Ja tam nie zamierzam przepracować ani jednego dnia po 60 roku życia, no chyba, że w ramach działalności będącej de facto moim hobby.

      Pozdrawiam
      z17@gazeta.pl

      Usuń
    4. Dzięki za ważny komentarz.

      Ogólnie lubię dzielić kwestię prywatnych oszczędności na dwa bardzo odrębne etapy: akumulacja oszczędności i konsumpcja oszczędności.

      To dwa zupełnie inne procesy.

      Ja (pan Tomek i pan Krystian wydaje się, że również) jesteśmy głęboko w fazie akumulowania oszczędności. W oczywisty sposób to zaprząta nam myślenie w największym stopniu.

      Ale to prawda, że rozplanowanie konsumpcji tych oszczędności w czasie po przejściu na emeryturę będzie co najmniej takim samym wyzwaniem, jak nie większym, niż ich akumulacja.

      Przyznaję, że dopiero podchodzę do tematu, napisałem o tym zaledwie 5 artykułów i wciąż zbieram informacje i podejścia: http://www.mojaprzyszlaemerytura.pl/search/label/czas%20wyp%C5%82aty

      Pozdarawiam, proszę wracać!

      Usuń
  3. Cześć,
    kolejne zlinkowane artykuły przeczytane. Ponownie dzięki serdeczne za pracę. Zrozumienie zasad jest ważne, już coraz więcej wiem, czego jeszcze nie wiem ;). Trzeba jednak przejść do konkretnych działań, a żeby działać, trzeba mieć jakiś plan, do czego się dąży i co konkretnie trzeba robić tu i teraz. Stąd narodziła się potrzeba tej symulacji (akurat u mnie, może to nie być powszechna potrzeba ;)). Aby odpowiedzieć na podstawowe pytanie, czy aktualnie jest sobie czym d... zawracać, czy trzeba skupić się na zwiększaniu dochodu, po konkretny plan oszczędzania i konkretną alokację. Symulacja jest oczywiście pomocnicza natomiast jest jednak długoterminowym planem, wg. którego można weryfikować, czy się w kolejnych latach dąży w pożądanym kierunku, czy „samodyscyplina” spada lub cele się oddalają z przyczyn niezależnych (np. stopy zwrotu spadają).

    Pytanie do Was jako bardziej doświadczonych: czy robicie (macie) taki plan? czy go jakoś cyklicznie (np. raz do roku) weryfikujecie – jak jest realizowany? Przykład hipotetyczny: macie do wyboru jechać z rodziną na 2 tygodnie na narty (YOLO) i wydać X PLN, albo jechać na tydzień i wydać 50%X PLN, a drugie 50%X odłożyć, aby realizować zaplanowany cel emerytalny/inny lub się do niego chociaż zbliżyć (np, jak kolega Z17 skończyć pracę w wieku 60 lat, szanuję Twój wybór tym bardziej że to za Twoje pieniądze, a nie „państwowe”). Albo w miesiącu odkłada się z automatu wybraną kwotę (przy nieregularnych dochodach może boleć), albo trzeba podejmować cały czas wybory jak wyżej (ten ww. akurat nie z tych mniej trudnych)
    A może odkładacie kasę na czuja, ile w danym miesiącu możecie, aby mniej więcej zachować właściwy kierunek (dajmy na to rocznie 10k PLN)? A może jest jeszcze jakieś podejście albo za dużo kombinuję ;).
    Inna rzecz, że z przedstawionych przez Ciebie Michał różnic w stopach zwrotu (w okresie 2012-2016, bez poważniejszej zwałki na giełdzie typu 2001 lub 2009) czy premia za ryzyko nie jest Waszym zdaniem trochę za mała? Taakie gdybanie ;).

    Tradycyjnie pozdrowionka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Tomek,

      Odpowiadam za siebie i tylko za siebie ;)

      Działam raczej "na czuja" na tym etapie niż "z kalkulatorem w ręku", również dlatego, że bardzo lubię luz w życiu.

      Najważniejsze są dla mnie rozsądne nawyki i ogólny kierunek, np. jak widzę spadające dochody czy szybko rosnące stałe wydatki, rozpoczynam dość szybko jakiś proces dostosowania się, żeby znowu złapać równowagę. Nie lubię np. kilku miesięcy z rzędu, gdy wydatki przekraczają dochody, chociaż jak zdarzy się jeden albo dwa, to znoszę to bez paniki.

      Co do stóp zwrotu, po stronie aktywów o zmiennej wycenie (np. akcji) jestem gotowy na mega zmienność. Po okresach typu 2001 czy 2009 można oczekiwać w kolejnych okresach wyższych stóp zwrotu. Po latach prosperity, trzeba tonować oczekiwania. W długim okresie liczę na premię ponad lokaty bankowe czy obligacje skarbowe - dobre decyzje (np. trafiona alokacja czy selekcja) mogą przyczynić się do powiększenia tej premii. Cudów się nie spodziewam.

      Najpewniejszym źródłem dochodów i pozytywnych zaskoczeń w przyszłości pozostaje dla mnie praca, własne pomysły, własna działalność gospodarcza, itp. Kapitał ludzki to podstawa, szczególnie dla 20, 30 czy 40 latków, ale później też!

      Pozdrawiam, proszę wracać!



      Usuń
    2. Tomek, nic nie rozjaśnię, bo zawsze miałem nieregularne dochody. Bywało, że mogłem odłożyć kilkadziesiąt tysięcy złotych rocznie, a bywa tak jak teraz, kiedy mogę odłożyć równiutkie ZERO i zastanawiam się, czy nie sięgać do zasobów. Ogólna zasada jest taka, że im więcej zarabiasz, tym więcej wydajesz, bo pojawiają się kolejne potrzeby. Samochody, podróże, mieszkania, jedzenie w restauracjach, wydatki na kulturę, ubrania, kobiety itp. itd. Najłatwiej jest oszczędzać, gdy człowiekowi zaczyna lekko się chwiać dotychczasowy dochód, ale jeszcze nie tak dramatycznie. Pisze po sobie, bo większość ludzi jednak ma stałą pracę i zarabia x, albo tej pracy nie ma i zarabia zero. Każdy musi znaleźć własną drogę do oszczędzania, dla jednego dobre będzie automatyczne zlecenie na koncie, które mu co miesiąc przeksięguje określoną sumę na konto oszczędnościowe, a inny będzie wolał rozkminiać z osobna zasadność każdego wydatku. Pozdrawiam

      Usuń
  4. Dzięki za wszystkie odpowiedzi i dzielenie się doświadczeniem. Życzę Wam, aby było co oszczędzać, a i za co realizować marzenia. Pomęczę jeszcze pytaniami przy innych artykułach ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja dziękuję za super pytanie. Nowe pytania i komentarze zawsze mile widziane!

      Pozdrawiam, proszę wracać!

      Usuń
  5. w wielu kwestiach się z Tobą zgadzam, mamy bardzo podobne spojrzenie na kwestię oszczędzania.

    OdpowiedzUsuń

A co Ty sądzisz?