Oszczędzanie pieniędzy
w funduszach inwestycyjnych kosztuje. Ale czy musi kosztować aż tak
dużo? Ta wątpliwość leży u podstaw całej serii artykułów,
którą napisałem w tym serwisie o opłatach w polskich funduszach
inwestycyjnych.
Sprawdziłem między
innymi, jaki jest w długim okresie wpływ opłat na rentowność
inwestycji (więcej). Pokazałem, że opłaty mogą być różne u
różnych dystrybutorów funduszy (więcej). Opisałem, jak działają
kategorie jednostek z różnymi opłatami (więcej). Obliczyłem, jak
poradziłby sobie wybitny inwestor Warren Buffet, gdyby jego
inwestycje obciążone były opłatami porównywalnymi z tymi, jakie
stosują polskie fundusze inwestycyjne (więcej). Przybliżyłem też
nowoczesną alternatywę wobec funduszy aktywnie zarządzanych, czyli
fundusze indeksowe oraz ETF (więcej).
W tym artykule
chciałbym rozbić tzw. opłatę za zarządzanie na części pierwsze
i pokazać, jak ważną jej częścią jest wynagrodzenie dla
sprzedawców, a nie zarządzających funduszami. Czy ta wiedza może
przydać się przeciętnemu oszczędzającemu?
TLDR (wersja
jednozdaniowa tego artykułu)
Utrzymanie pracowników
i narzędzi do zarządzania funduszem inwestycyjnym jest w Polsce
znacznie tańsze niż opłacenie sprzedawców oraz akcjonariuszy TFI.
Cicha działka dla
pośrednika
Umówmy się, że jakiś
fundusz akcji pobiera 4% w skali roku w stałej opłacie za
zarządzanie. Umówmy się też, że jego aktywa wynosiły w ubiegłym
roku średnio 500 milionów złotych. Nietrudno obliczyć, że z
aktywów funduszu 20 milionów złotych przeszło w ubiegłym roku na
konto towarzystwa zarządzającego funduszem. Tak by to wyglądało
na diagramie (na zielono aktywa, na czerwono przychody z opłaty).
Proponuję skupić się
teraz na przychodach z opłaty za zarządzanie. To w praktyce jedyne
źródło przychodów ze sprzedaży dla towarzystw funduszy
inwestycyjnych.
Okazuje się, że w
opłatę za zarządzanie „zaszyte” są również koszty
sprzedaży, czyli wynagrodzenie dystrybutorów typu banki, domy
maklerskie czy towarzystwa ubezpieczeń. Może ono pochłaniać
połowę, a nawet więcej stałej opłaty za zarządzanie. Tak można
by to zilustrować.
Najlepsze jest to, że
informacja o faktycznym podziale opłaty za zarządzanie jest bardzo
skąpa. Klienci generalnie nie wiedzą o tym, że z ich oszczędności
hojnie opłacana jest dalsza sprzedaż jednostek funduszy
inwestycyjnych.
W pewnym sensie pojęcie
„opłata za zarządzanie” jest więc mylące. Przykrywa
wyrafinowany system wynagrodzeń między instytucją zarządzającą
funduszem a instytucją sprzedającą jednostki tego funduszu (np.
domem maklerskim, bankiem czy firmą doradczą).
Na co idzie opłata za
zarządzanie pobierana z aktywów funduszy?
Żeby nie pozostać
gołosłownym, proponuję sięgnąć do źródeł. W tym wypadku będą
to sprawozdania finansowe towarzystw funduszy inwestycyjnych
notowanych na GPW – Quercus TFI, Altus TFI oraz Skarbiec TFI.
Prosta matematyka pozwoli nam w pewnym przybliżeniu oszacować na co
w praktyce idzie opłata za zarządzanie pobierana z aktywów
funduszy inwestycyjnych.
A) Quercus TFI
Dane pochodzą ze sprawozdania za 2015 rok. Dwie największe kategorie to koszty sprzedaży (ok. 53% przychodów z „opłaty za zarządzanie”) oraz
zysk netto TFI (ok. 32% przychodów). Kolejne 7% to podatek
dochodowy. Reszta, czyli mniej niż 10% przychodów z opłat za
zarządzanie, to koszty wytworzenia produktów oraz zarządu (np.
płace, koszty biurowe, itp).
W nocie 29 opisującej
rodzaje kosztów znajdziemy taką informację:
„Koszty sprzedaży
związane są z dystrybucją produktów Spółki i są to w
szczególności koszty opłat dystrybutorów, podróży służbowych,
reprezentacji i reklamy i wynagrodzeń pracowników działu
sprzedaży. Koszty wytworzenia sprzedanych produktów przedstawiają
głownie koszty depozytariusza oraz agenta transferowego (które są
następnie refakturowane na fundusze) i wynagrodzeń pracowników
działu inwestycji. Do kosztów zarządu zaliczane są pozostałe
koszty”.
B) Altus TFI
Dane pochodzą ze sprawozdania za 2014 rok. Dwie największe kategorie to usługi obce
i zysk netto akcjonariuszy TFI – każda konsumuje po ok. 40%
przychodów z opłaty za zarządzanie. Obstawiam, że w usługach
obcych zdecydowana większość to wynagrodzenie dystrybutorów.
Przy okazji widać, że
towarzystwa różnie raportują wydatki związane ze sprzedażą.
Generalnie nie dążą pod tym względem do przejrzystości czy
wspólnych standardów. Dla Quercus TFI to część kosztów
sprzedaży, dla Altus TFI to część usług obcych, które stanowią
podkategorię kosztów operacyjnych.
C) Skarbiec TFI
Dane pochodzą ze sprawozdania za 2013 rok. W sprawozdaniu pojawia się oddzielna
kategoria dla kosztów dystrybucji, które pochłaniają ok. 32%
przychodów z opłaty za zarządzanie. Kolejne 30% to zysk netto
akcjonariuszy TFI. Spore kategorie to wynagrodzenia pracowników
(20%) oraz inne koszty operacyjne (ok. 13%).
Różne modele
dystrybucji
Wiemy już, że w
stałej opłacie za zarządzanie jest wbudowane wynagrodzenie dla
sprzedawców jednostek, np. banków, zakładów ubezpieczeń, domów
maklerskich czy firm doradztwa finansowego.
Niektórzy sprzedawcy
mogą do tego pobierać opłaty za operacje na jednostkach, np. ich
nabycie, zamianę, konwersję lub zbycie. Często nazywa się je
opłatami manipulacyjnymi. Trafiają one w 100% do dystrybutorów i
stanową dodatkowy zysk w stosunku do części stałej opłaty za
zarządzanie przeznaczonej dla dystrybutorów.
Proponuję podzielić
dystrybutorów na dwie grupy:
A) tych, którzy
„zadowalają się działką” z opłaty za zarządzanie
Innymi słowy – ci
dystrybutorzy nie pobierają dodatkowych opłat manipulacyjnych.
Dostarczają klientowi narzędzia do wykonywania operacji na
jednostkach funduszy bez dodatkowych kosztów.
Dwa znane przykłady w
tej kategorii to otwarte platformy do lokowania oszczędności w
funduszach BossaFund oraz Supermarket Funduszy Inwestycyjnych mBanku.
Ich cały model biznesowy opiera się w 100% na części
dystrybucyjnej, którą otrzymują od TFI z tzw. opłaty za
zarządzanie.
Bez dodatkowych opłat
można również lokować oszczędności w fundusze w systemach
transakcyjnych niektórych TFI. Na takich zasadach udostępniają je
swoim klientom m.in. NN TFI, Legg Mason TFI, Copernicus TFI czy
NobleFunds TFI.
B) tych, którzy „nie
zadowalają się działką” z opłaty za zarządzanie
Te instytucje pobierają
wynagrodzenie dla dystrybutorów z tzw. opłaty za zarządzanie od
TFI, a do tego nakładają na swoich klientów dodatkowe warstwy
opłat.
Mogą być to
jednorazowe opłaty manipulacyjne (np. za nabycie jednostek). Tak
działa to zazwyczaj w przypadku pośrednictwa doradcy w fizycznym
oddziale banku czy domu maklerskiego. Niektóre platformy internetowe
też pobierają opłaty manipulacyjne.
Mogą to być też
stałe opłaty administracyjne, dystrybucyjne czy inne. Tak działa to w przypadku
towarzystw ubezpieczeń na tzw. polisach inwestycyjnych. Koszty i
konsekwencje takiej dodatkowej warstwy opłat pokazywałem w
szczegółach w poprzednich artykułach, również na przykładzie własnej inwestycji.
Opłata (nie tylko) za
zarządzanie
Jak widać, stała
opłaty za zarządzanie pobierana z aktywów polskich funduszy
inwestycyjnych finansuje również, a raczej przede wszystkim,
sprzedaż jednostek oraz zysk akcjonariuszy TFI. Inne koszty, w tym
utrzymanie infrastruktury i pracowników, czyli tego, co najczęściej
utożsamiamy z „zarządzaniem”, są znacznie niższe.
Nie od dzisiaj uważam,
że polskie fundusze inwestycyjne są bardzo drogie w utrzymaniu,
szczególnie na tle krajów rozwiniętych. Od dzisiaj uważam
dodatkowo, że największy potencjał do oszczędności jest w
zmianie modelu dystrybucji na bardziej oszczędny, z mniejszym
udziałem kosztów sprzedaży w opłacie za zarządzanie.
Drugie źródło
potencjalnych oszczędności to zysk towarzystw – wydaje się, że
pozycja akcjonariuszy TFI jest zbyt komfortowa, szczególnie w
zestawieniu z pozycją klientów TFI. Rentowność tego interesu jest
bardzo wysoka. Nie spada mimo rosnącej konkurencji. Z jakiegoś
powodu nie spadają również opłaty za zarządzanie mimo że na
konkurencyjnym rynku powinniśmy widzieć spadki kosztów i lepsze
dbanie o interesy klientów. Na tym rynku ten zdrowy mechanizm nie
działa.
Inna sprawa to
przejrzystość w komunikacji z klientami. W idealnym świecie każdy
uczestnik funduszu powinien dostawać od towarzystwa regularną
informację (np. roczną) ze szczegółowym rozbiciem stałej opłaty
za zarządzanie na najważniejsze kategorie, w tym koszty
dystrybucji. W tej chwili zazwyczaj nawet nie wie, że z jego
oszczędności zgromadzonych w funduszu pobierane są jakiekolwiek
stałe opłaty. Widzi tylko wynik netto.
I po co mu te
informacje? A chociażby po to, żeby lepiej zrozumieć zależności
między towarzystwami funduszy inwestycyjnych i ich dystrybutorami.
Albo żeby lepiej kontrolować swoich doradców, których interesy
(cele i prowizje sprzedażowe) bywają sprzeczne z interesami i
potrzebami klientów.
Nie piszę tej krytyki
z przyjemnością. Sam miałbym coś do stracenia, gdyby branża
obniżyła koszty sprzedaży oraz swoje zyski, np. pod wpływem
nowych regulacji. Jestem drobnym akcjonariuszem polskich TFI. Osiągam
też korzyści z reklamy i współpracy z niektórymi towarzystwami.
Ale
jestem też uczestnikiem kilkunastu funduszy oraz osobą pozytywnie
nastawioną do oszczędzania. Nie wydaje mi się, żeby branża
dostatecznie dbała o moje interesy w tej roli. Zmiany na lepsze w
zakresie kosztów utrzymania funduszy oraz komunikacji z klientami
dotyczącej opłat czy szczegółów aktywów są zdecydowanie zbyt
powolne.
Tutaj wszystkie artykuły na temat funduszy inwestycyjnych oraz prywatnej emerytury.
Zapraszam do zapisywania się na bezpłatny, e-mailowy tygodnik Moja Przyszła Emerytura – co niedzielę podsumowanie tygodnia, zapowiedzi oraz coś ekstra.
Jeśli można to kilka uwag.
OdpowiedzUsuńW interesie akcjonariuszy są jak najmniejsze koszty sprzedaży funduszy. Nie bardzo jednak można zmniejszyć tej opłaty - gdyż lepiej zapłacić dużo i mieć sprzedaż jednostek i certyfikatów, niż zaplanować małe koszty i mieć zero sprzedaży.
W Polsce fundusze nie są zbyt popularne i sprzedaż idzie średnio (nie liczę UFK), dlatego jak Pan chce np. zmniejszyć koszty sprzedaży o 25%? Nierealne - tu nikt nie zarabia milionów, może poza Bankami. Ale tu hurtowy sprzedawca i ma siłę przetargową.
Tak więc trudno oczekiwać spadku tego kosztu.
Kolejnym o którym Pan pisze to są zyski TFI - one zależą m.in. od skali aktywów. Jeśli TFI ma duże, lub b.duże aktywa - to zyski TFI rosną. Te zyski są więc efektem sukcesu TFI. Koszty zarządzania FIO z 200 mln a 500 mln są prawie identyczne - a zysk 2-krotnie większy. Chciałby Pan karać najlepszych?
Ciekawe jak wygląda wypłata zysków w mniejszych funduszach - to mógłby Pan sprawdzić.
Pozdr Jarek
Na starcie proponuję lepszą informację dla klientów na temat kosztów. Bardziej szczegółową, aktualniejszą, spersonalizowaną i regularną.
UsuńTo świetny pomysł, żeby opłata za zarządzanie spadała w miarę wzrostu skali aktywów. Zresztą to się już dzieje. Instytucjonalni płacą niższe opłaty, mają inne kategorie, ponieważ obejmują większe aktywa, detaliczni płacą pełne opłaty. Inny przykład to fundusze indeksowe i ETF w krajach zachodnich - ich koszty spadały w miarę wzrostu wartości aktywów pod zarządzaniem i zwiększaniu automatyzacji procesów.
W polskiej branży funduszowej nie widać ani innowacji, ani presji mechanizmów rynkowych utożsamianych z konkurencją. Główni gracze są syci i nie mają motywacji do zmian, a klienci - jeśli już zdecydują się na fundusze - mają uwagę skupioną gdzieś indziej, nie na kosztach i ich wpływie na długoterminową rentowność oszczędności.
Pozdrawiam, proszę wracać!
Nie ma co porównywać do krajów zachodnich, bo tam poziom oszczędności jest wielokrotnie większy, stąd i opłaty mniejsze.
OdpowiedzUsuńCzy koszty sprzedaży mogą być mniejsze? Na razie nikt nie zaryzykował, nawet supermarkety funduszy, a może jakby "płaciły" Klientom (czyli oddawały część zarobku) - to miałyby sukces?
Proszę tez zauważyć, że biznes TFI jest bardzo ryzykowny. Klientów można stracić w kilka miesięcy. Dlatego w okresach w miarę dobrych ich zyski na poziomie 30% przychodów to nic wielkiego.
Na zachodzie jest 100 lat doświadczenia i ludzie sami inwestują w fundusze. U nas większość jest namówiona przez banki i TU.
Główni gracz w branży funduszowej to bankowe TFI, one są bezwględne w poszukiwaniu zysku.
Jak napisałem wyżej uważam krytykę zarobku 30% za nieuzasadnioną, koszty sprzedaży też Panu się nie podobają, ale co w zamian?
Póki co to taka krytyka dla samej krytyki. Nie ma Pan argumentów poza "nie podoba mi się".
A każdy ma wybór - nie trzeba używać FIO.
Niech Pan założy ETF w Polsce - sam chętnie kupię. Ale póki co Altus mi się podoba i mimo, że drogo, to nie uważam, że przepłacam.
1. Całe szczęście, że od niedawna nawet drobni klienci z Polski mogą lokować oszczędności w zagraniczne ETFy i korzystać z zalet tamtej cywilizacji
Usuń2. "biznes TFI jest bardzo ryzykowny", a który biznes nie jest? branża budowlana? branża chemiczna? branża wydobywcza? branża motoryzacyjna? branża maszynowa? branża spożywcza? Żadna z nich nie ma tak stabilnej rentowności jak TFI. Są znacznie bardziej ryzykowne. TFI mają jakiś nadwyczajny status, na który - wydaje mi się - nie zasługują.
3. rynek mógłby wyglądać tak: zamiast 40 TFI prowadzących małe i na niby konkurujące fundusze, branża aktywnego zarządzania aktywami mogłaby się skonsolidować, żeby obniżyć koszty, bez wielkiej szkody dla klientów, a z 50% rynku to powinny być tanie, automatyczne fundusze o bardzo niskich opłatach i z nastawieniem na odzwierciedlanie rynku / indeksu.
4. to akutat prawda, że z tego wpisu nic nie wynika, to po prostu rozważania; wiem, że dla niektórych taka aktywność intelektualna pozbawiona natychmiastowych, praktycznych wskazówek jest bezwartościowa; ja nie mam problemu z zajmowaniem się tematem nawet jeśli to tylko analiza
5. Nie muszę zakładać ETFów w Polsce, można je kupić na GPW oraz na giełdach zagranicznych; poza tym tego nie da się zrobić w pojedynkę i bez kompetencji (których niestety nie mam).
Proszę zatrzymać się na chwilę nad swoją reakcją na mój tekst. Czy jeśli nie podoba się Panu połączenie kolejowe albo drogowe między dwoma miastami i komuś Pan o tym mówi, sugerując usprawnienia, byłby Pan zadowolony z odpowiedzi: "Jak jesteś taki mądry, wyremontuj sobie tę drogę albo zmień samochód". Przecież to kompletnie pusta, agresywna reakcja. Proponując mi, zwykłemu klientowi, żebym założył fundusz ETF albo siedział cicho i nie narzekał, zachowuje się Pan dokładnie tak samo.
6. Jestem i będę klientem polskich TFI, nie mam problemu z tym, żeby być klientem i być krytycznym, nie zadowalać się panującymi mitami, przekonaniami i niewiedzą wokół tej formy oszczędzania.
Panie Jarku, jest Pan aktywnym doradcą finansowym, zamożnym i wykształconym człowiekiem, wcześniej "walczył" Pan ze mną, gdy przyglądałem się unit-linkom - dlaczego tak alergicznie reaguje Pan na wszelkie próby analitycznego i krytycznego spojrzenia na branżę przez człowieka z zewnątrz? Przecież bez tego typu analizy i dyskusji nigdy nie posuniemy się do przodu jako klienci, jako doradcy i jako społeczeństwo, w którym normą jest decydowanie o własnych sprawach finansowych.
Pozdrawiam i liczę na głębszą odpowiedź na ostatnie pytanie.
Zacznę od końca.
UsuńNie wiem skąd Ma informacje (nieprawdziwe) jakobym był zamożnym człowiekiem. Żałuje, ale nie.
Liczę, też na to, że dyskusja będzie na argumenty a nie ad personam. Koniec Pana odpowiedzi był bardzo słaby.
Jestem zarówno aktywnym jak i biernym uczestnikiem rynku finansowego i dlatego walczę szczególnie z półprawdami i pobożnymi życzeniami.
Tak było w przypadku Pana artykułu o unit-linkach i tak jest w tym przypadku.
Ponarzekać - to łatwa i prawdopodobnie sprzyjająca popularności rzecz. Przyjrzeć się dokładnie i opisać temat - to rzadko spotykane.
Teraz do poszczególnych punktów:
ad.2 biznes tfi jest ryzykowny. Klienci mogą wypłacić szybko wszystkie pieniądze. Wystarczy jedna porządna bessa i wiele tfi polegnie. Aktywa są bardzo płynne i niech Pan nie porównuje tego z branżą wydobywczą i chemiczną. Wiele funduszy np. w USA zbankrutowało. Branża wysokiego ryzyka z pewnością (poza TFI bankowymi i ubezpieczeniowymi - połączonymi z korporacjami).
ad. 3 Pana zapisy odbieram jako marzenia, pobożne życzenia. Rynek nigdzie na świecie tak nie wygląda. Na razie Bajki. Ale jak z bakami - pewnie byłoby świetnie.
ad. 5 jeżeli odebrał Pan to agresywnie to przepraszam. Intencją było tylko pokazanie, że rynek można zmienić wchodząc na niego.
Podsumowując - uważam, za mało konstruktywne głosy niezadowolenia, które przepraszam za dosadne sformułowanie - stwarzają złudzenia, albo wprowadzają w błąd ew. czytelników. Nie reaguję alergicznie tylko zdecydowanie. Walczę z przekłamaniami.
Niestety na moje merytoryczne uwagi nie ma Pan odpowiedzi.
Dodam, że też bardzo chętnie skorzystałbym z polskiego ETF i innych rozwiązań, których nie ma, ale nie jestem skłonny. Przez to, że znam drugą stronę medalu (polski rynek finansowy) widzę może trochę więcej. A Pana uwagi o "oszczędniejszym systemie dystrybucji i "zbyt komfortowej sytuacji akcjonariuszy" są jak dla mnie zbyt mało przemyślane.
Dodam, że jeżeli uważa Pan że akcjonariusze są uprzywilejowani, względem nabywców funduszy - to sprzedałbym fundusze i kupił akcje TFI.
Życzę dobrych decyzji inwestycyjnych i ciekawych wpisów.
Zawsze kończymy rozmowy tak samo - zerowym porozumieniem oraz podważaniem przez Pana jakości materiałów czy wniosków.
UsuńW przypadku rynku unit-linków, na którym też nie widział Pan niczego niestosowanego ani miejsca na ulepszenia, wydaje mi się, że moje wpisy, analizy i argumenty przetrwały próbę czasu. Do akcji wkroczyli regulatorzy - KNF i UOKIK.
Co do TFI - one też będą się zmieniać. To bardzo powolny proces, bo wszystkie koty - w tym doradcy finansowi - są syci i mało zainteresowani zmianami na korzyść klientów.
Ten tekst na pewno nie jest dla kogoś, kto pierwszy raz słyszy o funduszach. Zgadzam się, że mógłby z niego wyciągnąć błędne wnioski. To jest zaawansowany temat - ale czy mam cały blog poświęcić powtarzaniu marketingowej papki o oszczędzaniu i inwestowaniu. Powinniśmy rozwijać kompetencje i wiedzę bez strachu.
Brawo za wniosek o byciu akcjonariuszem TFI. W niektórych okolicznościach to bardzo pożądana rola, chociaż wyceny i ceny akcji TFI są bardzo zmienne i poruszą się w rytm zmian w poziomie aktywów pod zarządzaniem. (Nie utożsamiałbym jednak zmian w poziomie aktywów z ryzykiem biznesu - jego rentowność jest bardzo stabilna i wysoka, tylko zyski się silnie wahają).
Pozdrawiam i życzę więcej otwartości na rozważania głębsze niż broszury marketingowe czy techniki sprzedażowe.
Rozumiem, że oczekiwałby Pan tylko pochwał, a dodatkowe argumenty, czy kontrargumenty są Panu nie wspak.
UsuńCo do unit-linków - to ma Pan złudzenia, że zmieniły się na lepsze. Ale to nieprawda - to jednak inny temat - jak Pan chce wymienić opinie to możemy poprzez maile. Mój Pan zna.
Cod o TFI możliwe, że będą się zmieniać pod wpływem ustawodawcy, ale czy na lepsze? Trudno powiedzieć. Ja chciałem tylko Panu pokazać, że pewne koszty są uzasadnione - tego Pan nie zakwestionował.
Temat opłat rzeczywiście jest wart poruszenia, aczkolwiek mam prawo nie zgadzać się z Pana wnioskami i dlatego ta dyskusja, świadomości jakich faktów brak w Pana ciekawym tekście. Rzadko kto porusza ten temat i może trzeba być trochę w środku aby rozumieć go wszechstronnie.
Ma Pan absolutnie błędne przekonanie o sytości "kotów" czyli doradców finansowych. Ale to też dyskusja na inny temat.
Jeśli ma Pan ochotę - jestem do dyspozycji i chętnie podzielę się moim i nie tylko doświadczeniem.
Proszę nie mylić stanowczości w dyskusji z brakiem otwartości. Otwartość to nie jest miara zgodności z Pana poglądami.Jestem otwarty na argumenty, kontrargumenty, chętnie dam się przekonać argumentami. A chyba dobrze, że się różnimy - każdy z nas czegoś się dowiedział.
Pozdrawiam i dziękuję.
ps. Jeśli ma Pan ochotę na inną rozmowę o unit-linkach wczoraj i dziś, lub też o doradcach - zapraszam.
Panie Michale
OdpowiedzUsuńPana Jarka niełatwo będzie przekonać. Każda profesja ma swój beton. Zmiany, ulepszenia? A czego tu szukać, nie da się i koniec.
A jednak w polisach inwestycyjnych, wykorzystujących klienta na zasadzie cyrografu - dało się.
Przypomina mi to inne kastowe korporacje zawodowe (medycy, prawnicy), które blokują wszelkie pomysły zmian w ich działalności, aby nie psuć im dobrego samopoczucia.
Notabene, w naszym życiu gospodarczym działa zasada, że gdzie zaczynają się pieniądze tam kończy się moralność.
Gratuluję udanego bloga
Pozdrawiam
Fabian
Dzięki za komentarz!
UsuńGra interesów to z pewnością stały element wszędzie tam, gdzie są do wzięcia pieniądze.
Oprócz spokojnej analizy w ocenie sytuacji pomaga też przyglądanie się standardom zagranicą, np. to, jak działa jedna z największych firm zarządzających oszczędnościami Vanguard. Najśmieszniejsze jest to, że takie firmy, które już teraz dają swoim klientom wielokrotnie lepszą usługę niż polskie TFI, są wobec siebie bardziej krytyczne niż polskie TFI.
W Polsce wszyscy jesteśmy z siebie za bardzo zadowoleni. Za wolno ulepszamy to, co mamy, mimo że jest co ulepszać.
Pozdrawiam, proszę wracać!