Właściwie
nie ma żadnych przeszkód, żeby inwestowanie wyglądało w ten
sposób. Przecież każdy może robić ze swoimi oszczędnościami co
mu się żywnie podoba.
To recepta
na gwarantowaną, dramatyczną utratę oszczędności. Kupuję drogo,
sprzedaję tanio. Kupuję, ponieważ wszyscy inni kupują, a ceny
szybko rosną. Sprzedaję, ponieważ wszyscy inni sprzedają, a ceny
szybko spadają.
To
oczywiście tylko karykatura. Pokazuje jednak jeden z destrukcyjnych
mechanizmów, które przyczyniają się do rujnowania oszczędności
inwestorów.
Ten
mechanizm składa się tak naprawdę z trzech elementów:
1.
tendencji większości z nas do inwestowania więcej i chętniej, gdy
ceny znacząco urosły i nadal rosną
2.
tendencji do wstrzymywania lub porzucania inwestycji przy pierwszych
większych trudnościach
3.
przyglądania się zachowaniom innych („kupuję, ponieważ wszyscy
inni kupują”), a nie sobie, swoim potrzebom, możliwościom i
ograniczeniom
Opanowanie
tych trzech odruchów to pierwszy krok to odzyskania kontroli nad
wynikami inwestycyjnymi.
W
stadzie jest mi najlepiej
Zacznijmy
od ostatniego odruchu, czyli kierowania się zachowaniami innych.
Jest na to nawet fachowy termin – zachowania stadne. Krótko
mówiąc, „w kupie raźniej”.
Ale jak
się nad tym dobrze zastanowić, więcej nas różni od innych
inwestorów niż łączy. Jaka jest ich obecna sytuacja finansowa?
Jaka jest ich sytuacja rodzinna i zawodowa? Jaki jest ich horyzont
inwestycyjny? Jakie są ich cele i w jaki sposób chcą je
realizować?
Bądźmy
ze sobą szczerzy – o większości ludzi, których radami czy
zachowaniami się kierujemy, niewiele wiemy. Kierowanie się
„gorącymi typami” czy „dobrymi radami” jakiegoś eksperta,
analityka albo blogera, bez odniesienia ich do siebie, swoich
potrzeb, możliwości i ograniczeń jest tak samo irracjonalne jak
pytanie przypadkowej osoby, dokąd teraz mamy jechać samochodem.
Każdy może coś bąknąć i my możemy tam pojechać – tylko po
co i dlaczego?
To my
powinniśmy wiedzieć, dokąd chcemy jechać.
Złudne
może być też kierowanie się „zachowaniem rynku”. Rynek to po
prostu masa ludzi (z których niektórzy pracują dla instytucji),
którzy na bieżąco reagują na nowe informacje, np. gospodarcze i
polityczne. To jakaś aktualna wypadkowa różnych interesów i
punktów widzenia. Czy te nieustanne i w jakiejś mierze
nieprzewidywalne reakcje rynku są ważniejsze od naszych
indywidualnych potrzeb, możliwości oraz ograniczeń inwestycyjnych?
Moim
zdaniem na początek trzeba osadzić projekt inwestycyjny w rzeczywistości.
Nadać mu jakieś realistyczne ramy wynikające z naszych potrzeb,
możliwości i ograniczeń. Jeśli chodzi o regularne oszczędzanie
na odległe cele typu prywatna emerytura z wykorzystaniem IKE i IKZE
możemy być pewni, że:
a) chodzi o
plan oszczędnościowy rozłożony na kilkanaście lat lub więcej (a
nie jakiś jednorazowy „złoty strzał”)
b) na
początku kapitał będzie niewielki, ale dzięki regularnym dopłatom
będzie stopniowo rósł
Jeśli
prowadzimy IKE i IKZE z rejestrem funduszy inwestycyjnych dochodzi do
tego zmienność wyceny naszych oszczędności.
Do
wszystkich tych cech można się ustosunkować zawczasu. Dzięki temu
nie będziemy emocjonalnie i chaotycznie reagować na wydarzenia w
trakcie trwania inwestycji. Będziemy mieć jakiś plan. Zmniejszymy
lub wyeliminujemy „lukę behawioralną”, która kosztuje
przeciętnego inwestora co najmniej 1-2% w skali roku, a bierze się
właśnie z tych emocjonalnych i chaotycznych zachowań.
Jak się
do tego ustosunkować? Mam propozycję – spiszmy ze sobą krótką
umowę. Ona nie ma nic wspólnego z umową z instytucją finansową
dostarczającą nasze IKE czy IKZE. Nikogo do niczego nie obliguje.
Po prostu porządkuje na starcie nasze myślenie o tym, co chcemy
zrobić. W takiej umowie mogłyby się znaleźć między innymi:
a) cel
naszej inwestycji (np. suma, którą chcemy zgromadzić)
b) ważne
daty
c) ile, w
jaki sposób i jak długo możemy / chcemy dopłacać
d) jak
chcemy podzielić oszczędności między klasy aktywów / rodzaje
funduszy
e) czy
nastawiamy się na bierną inwestycję, czy chcemy być aktywni
(jeśli aktywni – na jakich zasadach chcemy oprzeć swoją
aktywność, co i dlaczego ma podwyższać stopy zwrotu)
f) jak
będziemy monitorować wyniki i postęp inwestycji
Przygotowałem przykład prostej umowy z samym sobą
ze strategią opartą o alokację między klasy aktywów, którą co
6 miesięcy przywracamy do wyjściowych proporcji, a od 2025 roku
przesuwamy w stronę mniejszej zmienności. Taki nieformalny dokument
to zawsze jakiś punkt wyjścia. Nawet jeśli go w trakcie inwestycji
zmodyfikujemy, przynajmniej będziemy wiedzieć, gdzie startowaliśmy,
jak myśleliśmy o swojej inwestycji i co modyfikujemy.
Zakładając
jednak, że dla kogoś jest to plan inwestycyjny naprawdę adekwatny
do indywidualnych potrzeb, możliwości i ograniczeń, wystarczy się
go trzymać, żeby osiągnąć przypisany do niego wynik
inwestycyjny. Niestety jest on w tej chwili nieznany – nikt nie zna
przyszłości. Wiemy natomiast, że jeśli ktoś o takich
„parametrach” zacząłby improwizować i na bieżąco wprowadzać
chaotyczne zmiany do swojego planu, najprawdopodobniej osiągnąłby
wynik inwestycyjny o co najmniej 1-2% rocznie gorszy niż realizując
pierwotny plan.
A jeśli
ktoś ma lepszy plan niż ten z przykładowej umowy? Albo wymyśli
taki w trakcie trwania obecnego? Świetnie – niech go zapisze,
ustali jego reguły i konsekwentnie realizuje. Ale niech nie działa
bez planu.
Zresztą
nie chodzi tylko o „lukę behawioralną”. W pierwszym roku
prowadzenia tej strony miałem czytelnika, który chętnie dzielił
się swoimi opiniami. Obaj prowadziliśmy wtedy swoje IKE na rachunku
inwestycyjnym z dostępem do detalicznych obligacji skarbowych, ale
on szybko zdecydował się je przenieść do jednego z towarzystw
funduszy inwestycyjnych.
I zaczęło
się przechwalanie, że w dwa miesiące w jakimś tam funduszu
zarobił tyle, ile w rok na obligacjach skarbowych. Że raz czy dwa
udało mu się zrobić konwersję, która przyczyniła się do
wzrostu wartości jego oszczędności. Od razu widać było, że nie
było w tym żadnej metody. Po prostu trafił na bardzo sprzyjający
okres dla rynkowych aktywów i nabrał przekonania o swoich
umiejętnościach. Gdy rynki stały się mniej przyjazne, pisał co
kilka tygodni emocjonalne komentarze o zamianie jednego funduszu na
inny. Po dłuższym okresie strat przestał pisać.
Nie dziwię
się – jeśli ktoś działa od przypadku do przypadku, bardzo
szybko się wypali. Dopadnie go psychologiczne zmęczenie związane z
dużą ilością decyzji, zazwyczaj nietrafionych, oraz działaniem
bez ładu i składu. Nie tego chce dla siebie większość osób,
które rozpoczynają gromadzenie oszczędności na IKE i IKZE.
Kupić
drogo, sprzedać tanio
Zaklęty
krąg kupowania drogo, a sprzedawania tanio ilustruje wykres na
początku wpisu. Powtarzam – to tylko karykatura zachowań
niektórych inwestorów. Większość prawdopodobnie nie popełnia
wielokrotnie tego samego błędu w takiej samej skali. Ale być może
popełnia go w mniejszej skali. Albo na innych typach funduszy niż
akcji rynku polskiego.
Tak czy
inaczej, to destrukcyjne zachowanie, którego trzeba się pozbyć.
Jeśli nie całkowicie i za jednym zamachem, to przynajmniej pokornie
pracować nad jego stopniowym ograniczeniem. Wydaje mi się, że –
jeśli ktoś chciałby odważniej „zaatakować” ten problem – może
spróbować wyłącznie na jeden z dwóch sposobów:
1. Jeśli
kupujesz, ponieważ inni kupują, a ceny rosną, musisz być gotowy
szybko i bez wyrzutów sumienia sprzedać, gdy ceny zaczną spadać.
Kupowanie
aktywów na rosnącym rynku to jedna z głównych strategii
inwestycyjnych (tzw. momentum lub trend-following). Tak działa wielu
inwestorów.
Jeśli my
też chcemy tak działać, musimy być jednak gotowi na to, że ceny
nie będą rosnąć w nieskończoność. Że będziemy musieli np.
sprzedać jednostki funduszu akcji i przenieść oszczędności do
funduszu dłużnego, gdy zaobserwujemy sygnały zmiany trendu.
Strategia
podążania za rynkiem wymaga od inwestora aktywności. Kupuje drogo,
żeby sprzedać jeszcze drożej, zazwyczaj w nieodległej przyszłości
(szczególnie w kontekście wieloletniego programu regularnego
inwestowania), a potem w okresie spadków chronić swoje zyski.
Jeśli
ktoś chce tak inwestować, potrzebuje odpowiedniej metodologii
działań. Trendy nie zawsze są długie i wyraźne, więc od razu
trzeba założyć duży margines błędu przy ich identyfikowaniu.
Nie wszystkie posunięcia będą trafne.
2.
Przestań kupować, ponieważ inni kupują, a ceny rosną; zacznij
działać odwrotnie (kontrariańsko)
Łatwo
powiedzieć – kupić tanio, sprzedać drogo. W praktyce nikt nie
wie, kiedy jest już tanio. Ceny aktywów finansowych potrafią
spadać znacznie dłużej niż nam się wydaje. W Grecji wartość
głównego indeksu akcyjnego spada nieustannie od 2007 roku. W
Brazylii od 2010 roku. Każdy, kto w tym czasie zaczynał inwestycję
„w dołku” mówiąc, że to dobry moment, bo jest tanio, musi
pogodzić się z tym, że teraz jest znacznie taniej. A może być
jeszcze taniej. Dlaczego nie?
Z tego
powodu podejście kontrariańskie wymaga cierpliwości i
determinacji. Trzeba być od początku gotowym na tymczasowe straty.
Więcej – trzeba być gotowym do dalszych inwestycji mimo
tymczasowych strat. Nie ma inwestorów, którzy są w stanie z
dokładnością co do dnia, tygodnia czy miesiąca przewidzieć,
kiedy spadki i kłopoty się skończą.
Ale jeśli
się skończą, a na rynek wróci wzrostowy rytm, inwestorzy
kierujący się kontrariańskim podejściem będą w komfortowej
sytuacji. Kupowali tanio w trudnym okresie, będą mogli sprzedać
drożej, czasami dużo drożej, w dobrym okresie. W mniejszym lub
większym stopniu odwrócą zaklęty krąg kupowania drogo,
przetrzymywania na spadkach i sprzedawania tanio w rozgoryczeniu,
który rujnuje oszczędności wielu inwestorów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
A co Ty sądzisz?