„Im więcej się
uczę, tym bardziej rozumiem, jak mało wiem”. Nie ma się co
spierać o to, czy pierwszy powiedział to Konfucjusz, Sokrates, czy
jeszcze ktoś inny. Ktokolwiek to był, ujął w słowa jedną z
najbardziej przewrotnych prawd życiowych, jaką znam. Na zakończenie
2014 roku rozumiem, że wiem o finansach i rynkach jeszcze mniej niż
wtedy, gdy rozliczałem poprzedni rok. Wbrew pozorom to pozytywny
objaw.
W poprzednim artykule
przyglądałem się najważniejszym błędom inwestycyjnym, które
popełniłem w mijającym roku i próbowałem wyciągnąć z nich
wnioski. W tym chciałbym podsumować, czego nauczyłem się o
finansach i rynkach w 2014 oraz zastanowić się, czego chciałbym
się nauczyć w 2015.
Lokaty czy fundusze?
Akcje czy obligacje? Samodzielne inwestowanie czy fundusze?
Inwestowanie pasywne czy aktywne? IKE czy nieruchomości? Uwielbiamy
tego typu ostre kontrasty, a jeszcze bardziej uwielbiamy z impetem
angażować się po jednej ze stron. „Na lokatach nie da się
zarobić”, „fundusze inwestycyjne to złodzieje”, „giełda to kasyno”, „IKE i IKZE to ściema”.
W praktyce jest miejsce
dla każdego z tych narzędzi. Nikt nie każe nam również wykonywać
dramatycznych wyborów w stylu albo lokata, albo fundusz. Te rzeczy
się nie wykluczają. Możemy się oczywiście negatywnie nakręcić
na jedną z nich, a pozytywnie na drugą i sami w swojej głowie
dokonać różnych wykluczeń.
Możemy być też
pewni, że ci, którzy żyją z promowania mniej lub bardziej
aktywnego handlu papierami wartościowymi, będą twierdzić, że
tylko to ma sens. Ci, którzy żyją ze sprzedaży produktów
powiązanych z funduszami, będą przekonywać, że one są
odpowiedzią na nasze problemy finansowe. A ci, którzy żyją ze
sprzedaży produktów bankowych, będą ze wszystkich sił bronić
lokat i rachunków oszczędnościowych jako jedynej sprawiedliwej
metody oszczędzania.
Moim zdaniem punktem
wyjścia nie powinno być takie ostre stawianie sprawy, uprzedzanie
się do jednego narzędzia, a napalanie się na inne. Instrumenty
finansowe należy po pierwsze zrozumieć – o jakie aktywa i
zobowiązania się opierają, jakie są ich koszty, jakie są ryzyka
i jaka jest najbardziej prawdopodobna stopa zwrotu do
osiągnięcia w różnych okresach. Po drugie – należy dobrać je
do swoich indywidualnych lub rodzinnych celów, potrzeb i możliwości.
2. Czy oszczędności i
dług są ze sobą powiązane?
W tym roku po raz
pierwszy zrozumiałem, że między oszczędzającymi a zaciągającymi
długi jest bezpośrednia zależność. To w gruncie rzeczy dwie
strony tego samego medalu. Jedni nie mogliby istnieć bez drugich. Od
dawna podejrzewałem, że tak jest, ale potrzebowałem m.in. Raya Dalio, żeby to usystematyzować.
Dług jednej osoby to
oszczędności drugiej osoby. „Inwestując” w obligacje jakiejś
firmy, nabywamy po prostu jej zobowiązanie do zapłaty odsetek oraz
zwrotu kwoty pożyczki w przyszłości. Powinniśmy się więc
cieszyć, że są przedsiębiorstwa, które „działają na kredyt”,
ponieważ tylko dzięki ich zapotrzebowaniu na nasze oszczędności,
nieoprocentowana gotówka może przynieść jakiś zysk.
Jak się nad tym dobrze
zastanowić, nasz depozyt bankowy przyniesie odsetki nie dlatego, że
tak jest w reklamie na plakacie albo w telewizji i nie dlatego, że depozyty są gwarantowane przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny,
tylko dlatego, że bank znajdzie firmy lub osoby gotowe zapłacić za
przywilej używania naszych zasobów.
W takim razie dlaczego
tak bardzo narzekamy na to, że „wszyscy żyją na kredyt”?
Przecież gdyby nie te kredyty, nasze oszczędności nie byłyby
pożądane i nie przynosiłyby zwrotów. Nikt by ich nie chciał. Nie
mówiąc o tym, że byłoby nieskończenie trudniej zarabiać, gdyby
w obrocie nie było żadnego kredytu, ponieważ wszystkie płatności
trzeba by regulować za gotówkę.
Oszczędności nie mogą
istnieć bez długów, a długi nie mogą istnieć bez oszczędności.
Broń boże nie namawiam tym samym nikogo do zadłużania się. Sam
nie mam długów i nie planuję ich mieć. Uważam jednak, że warto
spojrzeć na tę kwestię z trochę szerszej perspektywy niż tylko
własne finanse.
Żyjemy w systemie ekonomicznym opartym o kredyt, który jest odwrotnością
oszczędności. To w istocie dwie strony tego samego zobowiązania,
tyle że przeciętni konsumenci usług finansowych tego nie widzą,
ponieważ pośrednictwem zajmują się banki, fundusze inwestycyjne
czy zakłady ubezpieczeń.
Na co dzień cieszymy
się dobrodziejstwami tego systemu. Ci, którzy chcą pożyczać,
pożyczają. Ci, którzy chcą oszczędzać, oszczędzają. Każdy
realizuje swoje cele. Ale od czasu do czasu ta wymiana zobowiązań
na gigantyczną skalę się zacina. Dłużnicy nie są w stanie
udźwignąć zobowiązań wobec wierzycieli. To jest geneza kryzysu
finansowego z lat 2008/2009 w Stanach Zjednoczonych czy kryzysu
zadłużenia w Grecji.
Oczywiście dopóki
wszystko jakoś działa, wszyscy są zadowoleni. Niemieccy czy
holenderscy emeryci nie mieli nic przeciwko temu, żeby kupować
greckie obligacje denominowane w euro – można było na nich
zarobić więcej niż na obligacjach niemieckich również
denominowanych w euro. A każdy oszczędzający chce zarabiać jak
najwięcej. Nie ma też zazwyczaj problemu ze znalezieniem chętnych
na tanie kredyty, więc wymiana zobowiązań trwa w najlepsze. Do
momentu, kiedy zobowiązania wymykają się spod kontroli. Wtedy mamy
do czynienia z konfliktem dłużników (np. Grecji) z wierzycielami
(np. Niemcami). Nagle wszyscy narzekają, mówią o kryzysie,
skandalach, złodziejstwie, bonusach bankierów, itp.
Dokładnie ten sam
mechanizm działa też w skali mikro. Kiedy nabywałem obligacje
firmy deweloperskiej Gant, byłem szczęśliwym człowiekiem. Moje
oszczędności miały pracować na 11% w skali roku. Tyle że dłużnik
nie wywiązał się ze swoich zobowiązań.
Jeśli ktoś się
zastanawia, dlaczego oprocentowanie w bankach wynosi 3-4% w skali
roku, podczas gdy kredyty udzielane są za wielokrotność tej
stawki, być może powinien widzieć działalność banku jako
gigantyczne pośrednictwo pomiędzy oszczędzającymi a
kredytobiorcami, które generuje koszty, w tym koszty pomyłek (jak
moja). Dzięki skali oraz dość sztywnym regulacjom system bankowy
może być objęty gwarancjami przez państwo (w postaci Bankowego
Funduszu Gwarancyjnego). Przy takiej organizacji właściciel
oszczędności nie może być wynagrodzony inaczej niż nieznacznie
ponad inflację.
Ale oprócz dłużnych
papierów wartościowych są również udziałowe papiery
wartościowe. Ich właściciel może uczestniczyć w zyskach
przedsiębiorstwa – są one nieograniczone, a jego prawo do nich
nigdy nie wygasa. Bierze na siebie jednak ryzyko, że przedsięwzięcie
nie przyniesie zysków i być może przestanie istnieć.
3. Formułki, maksymy,
cytaty, porzekadła, zrozumienie słów
W tym roku intensywnie
leczyłem się z myślenia wszelkimi skrótami – rzeczywistość, w
której żyjemy, jest skomplikowana i naszym zadaniem powinno być
dążenie do zrozumienie jej w całej złożoności. Co mam na myśli?
Zrobiłem gruntowny rachunek sumienia odnośnie lokowania oszczędności w akcje (od 2008). Jeden z moich głównych wniosków: próbowałem tłumaczyć
swoje posunięcia znanymi maksymami zupełnie ich nie rozumiejąc. „W długim terminie akcje dają najlepiej zarobić”, „kupuj, gdy
leje się krew”, „obligacje korporacyjne to dobra alternatywa dla
lokat bankowych”, „kupuj akcje spółek, które lubisz i
rozumiesz”, „ucinaj straty”.
Większość z tego
typu prawideł inwestycyjnych jest bezużyteczna, jeśli bierzemy je
zbyt dosłownie. Podobnie jak wszystkie cytaty mistrzów
inwestowania, złote myśli czy przysłowia inwestorów powtarzane do
znudzenia. Jeśli gdziekolwiek widzę wzmiankę o „rajdzie św.
Mikołaja”, „efekcie stycznia” albo „sell in May and go
away”, natychmiast (się) wyłączam.
Zresztą takich bardzo
silnych skrótów myślowych jest wokół nas bardzo dużo, chociażby utożsamianie inwestowania z hazardem, a giełdy z kasynem. Albo
powtarzanie w nieskończoność, że „ZUS zbankrutuje”, również
przez doradców finansowych, którzy używają tego nieprawdziwego
argumentu, żeby wywoływać u klientów strach i ułatwić sobie tym
samym proces sprzedaży.
W odniesieniu do tej ostatniej obiegowej formułki („ZUS zbankrutuje”) pozwolę sobie
zacytować (z pamięci) dość trafny komentarz znaleziony w
internecie: „ZUS jest listonoszem, a nadawcą przelewu jest Państwo
Polskie, listonosz nie zbankrutuje – zbankrutować może państwo”.
Więc w gruncie rzeczy powtarzając tę mantrę oczekujemy, że całe
państwo przestanie się wywiązywać ze swoich podstawowych
zobowiązań. Poza tym – co to znaczy zbankrutować? To potoczne,
publicystyczne określenie, które nie ma w gruncie rzeczy żadnego
znaczenia. Służy tylko emocjonowaniu się (głównie w mediach).
Niedawno koleżanka prawniczka powiedziała mi, że w ogóle nie
występuje w polskim prawie – co innego upadłość czy niewypłacalność. Czyli zaciekle debatujemy o czymś, czego w ogóle
nie ma.
Mój inny ulubiony
skrót myślowy, który zaczął żyć własnym życiem, to „w OFE
są realne pieniądze”. Z jednej strony to prawda, ponieważ
wszystkie papiery wartościowe to forma pieniądza – akcje czy
obligacje można przecież po rynkowym kursie zamienić na gotówkę.
W OFE rzeczywiście znajdują się udziałowe i dłużne papiery
wartościowe polskich i zagranicznych firm. Ale czy te przyszłe
zobowiązania udziałowe i dłużne są z jakiegoś powodu bardziej
realne niż zobowiązania państwa?
To jest moment, gdy
zaczyna się spór polityczny i ideologiczny. Gdyby zobowiązania
państwa były nierealne, banki nie udzielałyby tak chętnie
pożyczek na zaświadczenie o rencie czy emeryturze. Gdyby
zobowiązania państwa były nierealne, przedsiębiorstwa nie
starałyby się o wielkie publiczne przetargi, np. informatyczne czy
infrastrukturalne. Gdyby zobowiązania państwa były nierealne, nikt
nie chciałby pracować w tzw. „budżetówce”. Państwo ma
zdolność do pozyskiwania realnych pieniędzy z podatków, dywidend i innych źródeł. Jest też jednym z najsolidniejszych płatników, więc dlaczego przyszłe
zobowiązania państwa są mniej realne niż dłużne i udziałowe
zobowiązania spółek publicznych zarządzane przez OFE? Zresztą spółek, które działają wewnątrz państwa, które ma zgodnie z tą narracją "zbankrutować".
To w żadnym wypadku
nie jest głos przeciwko OFE. Piszę to tylko po to, żeby zwrócić
uwagę, jak fatalny jest poziom rozmowy o ważnych sprawach w Polsce.
Papugujemy i przerzucamy się emocjonalnymi hasłami, których rolą
nie jest wyjaśnienie złożonego problemu, tylko wzmocnienie jakiejś
ideologicznej wizji rzeczywistości. Po drugiej stronie barykady też
nie brakowało takich bałamutnych haseł, np. „to, co robią fundusze emerytalne, to forma hazardu”.
Albo to – jeden z
doradców finansowych „poinformował” klienta, że – cytuję komentarz czytelnika tej strony - „z tego, co zrozumiałem od przedstawiciela w banku, środki na
IKZE "leżą i zarabiają 1.5%", a do inwestowania służy
Otwarte Konto Oszczędnościowe”.
Co to w ogóle znaczy,
że pieniądze na IKZE „leżą i zarabiają”? Naprawdę konto
oszczędnościowe służy do „inwestowania”? Cóż, jeśli nikt
nie rozumie, co się naprawdę dzieje, doradztwo finansowe może być
tak naprawdę jak rozmowa ślepego z głuchym. Słowa nie będą
miały żadnego formalnego znaczenia (no bo co to znaczy, że
pieniądze „leżą i zarabiają”), klient zrozumie, co chce
zrozumieć („konto oszczędnościowe służy do inwestowania”, cokolwiek rozumie pod pojęciem inwestowanie), a
pracownik instytucji finansowej sprzeda, co ma sprzedać.
Albo to – banki
centralne USA, Japonii i strefy euro „drukują pieniądze”.
Słyszałem i czytałem to już tysiące razy – zawsze bez
jakiegokolwiek wyjaśnienia, na czym polega ten proces. Proszę mi
wierzyć lub nie, ale mój teść szczerze uważa, że Amerykanom tak
dobrze się ostatnio powodzi, ponieważ w USA „nadrukowali im
pieniędzy”. Nie chodzi mu o giełdę amerykańską, ponieważ nie
jest inwestorem – chodzi mu o zarobki, pracę, standard życia,
itp.
Tymczasem „dodruk
pieniądza” to wyłącznie skrót myślowy. Nie było żadnych pras
drukarskich czy rozmnożenia pieniądza elektronicznego. W
rzeczywistości banki centralne krajów rozwiniętych nie wydrukowały
żadnych nadmiarowych banknotów. Tyle że jeśli nikt nie
wytłumaczy, co rozumie pod pojęciem „drukować pieniądze”,
dlaczego mielibyśmy to zrozumieć inaczej? Dlaczego niektórzy nie mieliby się
zacząć obawiać wybuchu hiperinflacji, skoro takie jest w Polsce powszechne
skojarzenie z drukowaniem pustego pieniądza?
Ponieważ tzw.
„drukowanie pieniądza” to w tym przypadku bardzo rzadka, techniczna operacja skupu aktywów dłużnych od banków komercyjnych oraz innych instytucji finansowych przez bank centralny. Nie mówię,
że dokładnie wiem, na czym polega. Nie mówię, że wiem, jakie
wywoła skutki. Nie mówię, czy to jest złe czy dobre rozwiązanie.
Mówię tylko, że z wielkim zaangażowaniem używamy pojęcia,
którego nie rozumiemy i podłączamy pod nie swoje własne
wyobrażenia.
Jednym z moich
osobistych celów, prywatnie oraz na tym serwisie, jest dążenie do
unikania dwuznaczności, dezinformacji i ideologicznych uproszczeń,
które nakręcają całą tą komedię pomyłek w świecie finansów (i nie tylko).
W tym roku szczególnie ważny pod tym względem był dla mnie artykuł stawiający
jasną granicę między oszczędnościami i inwestycjami. Dużo
nauczyłem się też z rozmowy z jednym z inwestorów giełdowych
oraz z krytycznego przeglądu wszystkich transakcji giełdowych, jakie wykonałem od 2008 do października 2014.
4. Książki
Najważniejsze książki,
jakie przeczytałem w mijającym roku wraz z jednym ciekawym cytatem
z każdej z nich:
a) „Pułapki
myślenia” (org. „Thinking Fast and Slow”) Daniel Kahneman
o naszej wiedzy i
niewiedzy: „Pewność, którą mamy w stosunku do naszych
przekonań, bierze się głównie ze spójności historii, którą da
się opowiedzieć o tym, co widzimy. Nawet jeśli widzimy bardzo
niewiele.”
b) „Reckoning with
Risk” (PL „Poradzić sobie z ryzykiem”) Gerd Gigerenzer
o pewności: „Musimy
nauczyć się żyć z tym, że istnieją różne opinie, że nie ma
ostatecznej odpowiedzi”.
c) „The Lessons of
History” (PL „Lekcje z historii”) Will and Ariel Durant
o bogactwie
materialnym: „Koncentracja bogactwa to naturalny i nieunikniony
proces, który co jakiś czas jest odwracany przez siłową lub
pokojową redystrybucję. (…) Za każdym razem, gdy nierównowaga
doprowadzała do takiej krytycznej sytuacji, historia rozwiązywała
ją albo przez prawo, które redystrybuowało bogactwo, albo przez
rewolucję, która redystrybuowała biedę”.
d) „Zwierzęce
instynkty” (org. „Animal Spirits”) Robert Shiller, George A.
Akerlof
o wpływie ludzkiej
psychologii na losy gospodarki: „Nigdy tak naprawdę nie zrozumiemy
ważnych wydarzeń gospodarczych, jeśli nie zmierzymy się z tym, że
ich przyczyny mają w dużej mierze psychologiczne podłoże”.
e) „Antykruchość”
(org. „Antifrgile”) Nassim Nicholas Taleb
o długoterminowym
myśleniu: „Musimy nauczyć się myśleć o kolejnych krokach,
łańcuchach konsekwencji i skutkach ubocznych”
5. Czego chciałbym się
nauczyć w 2015?
W tym roku „odkryłem”
dla siebie rachunkowość finansową – jest to stosowana na całym
świecie metoda dokumentowania najważniejszych wydarzeń w
przedsiębiorstwie czy instytucji. Najpierw z ciekawości przejrzałem sprawozdania finansowe funduszy inwestycyjnych i sprawozdania kilku spółek
giełdowych, a potem rozpocząłem darmowy kurs sprawozdawczości finansowej w serwisie Coursera. Chwilowo utknąłem w jego połowie.
Powrót do pogłębienia, usystematyzowania, a potem używania wiedzy
z rachunkowości to dla mnie absolutny priorytet. To jest język
finansów i potężne narzędzie wspierające analizę, uporządkowaną
ocenę rzeczywistości i podejmowanie decyzji.
Myślenie w kategoriach
bilansu, rachunku zysków i strat czy rachunku przepływów pieniędzy
brzmi być może jak czarna magia, ale to w gruncie rzeczy stosunkowo
proste zasady pozwalające dokumentować najważniejsze informacje o
finansach firmy czy instytucji. Pojęcia z dziedziny rachunkowości
pomogą nam zrozumieć praktycznie wszystkie poprzednie (i pewnie
przyszłe) kryzysy finansowe, w tym duże skandale korporacyjne (np.
Enron) oraz ostatnią światową recesję, nazywaną często "balance sheet recession". Znajomość (choćby podstaw) rachunkowości
finansowej to również kluczowe narzędzie dla świadomego inwestora
giełdowego, a nawet funduszowego.
Drugim dużym wątkiem
edukacyjnym, które planuję kontynuować w przyszłym roku, jest
rola banków centralnych we współczesnym obrocie pieniądza. Bank
centralny to absolutnie fundamentalna instytucja, szczególnie w
kryzysowych momentach dla systemu finansowego państwa. Nic nie
wciągnęło mnie w tym roku bardziej niż kilka pierwszych wykładów
innego darmowego (choć prawdopodobnie wartego grube tysiące dolarów) kursu w serwisie Coursera. Jest poświęcony właśnie
stykowi ekonomii ze współczesnym systemem obrotu pieniądza, w tym
roli banków centralnych i innych instytucji, a prowadzi go
heterodoksyjny ekonomista Perry Mehrling. Dokończenie tego kursu w
całości będzie wymagało olbrzymiej ilości czasu i uwagi –
zostawiam to sobie jako jedno z większych wyzwań na 2015 rok.
W 2015 chciałbym też
przeprowadzać dużo więcej symulacji na historycznych danych
finansowych. Będę się tego uczył na bieżąco. To jeden ze
sposobów, żeby sprawdzić skuteczność różnych mechanicznych
strategii inwestycyjnych, np. w funduszach inwestycyjnych. Pierwszą taką symulację już przeprowadziłem.
Ale chciałbym też,
żeby praca na historycznych i hipotetycznych danych pomogła mi
zrozumieć inne rzeczy. Jedną z nich jest wpływ opłat (w tym za
zarządzanie) na stopy zwrotu z inwestycji. Ciekawi mnie też kilka
aspektów polskiego rynku akcji. Wśród tematów, które chciałbym
zbadać dzięki historycznym danym jest między innymi to, ile spółek
zniknęło z rynku, dlaczego i ile zdążyły (jeśli cokolwiek)
wypłacić właścicielom akcji w dywidendach. W ogóle dywidendy
spółek oraz skupy akcji własnych to tematy, które mam zamiar
obejrzeć z każdej strony.
Chciałbym też wziąć udział w walnym zgromadzeniu akcjonariuszy co najmniej jednej ze spółek, których akcje posiadam.
Tutaj wszystkie artykuły na temat oszczędzania i inwestowanie, prywatnej emerytury oraz funduszy inwestycyjnych.
Warto również przejrzeć różne narzędzia wspierające oszczędzanie i inwestowanie.
Zapraszam do zapisywanie się na bezpłatny, e-mailowy tygodnik Moja Przyszła Emerytura – co niedzielę podsumowanie tygodnia, zapowiedzi oraz coś ekstra.
Polecam jeszcze kurs "microeconomics" na Coursera
OdpowiedzUsuńa dokladniej : The Power of Microeconomics: Economic Principles in the Real World
i z przyjemnością obejrzę polecane kursy :)
Witam - ja z kolei polecam The Power of Macroeconomics prowadzony przez dokładnie tego samego prowadzącego. Znam oba kursy. Z przyjemnością przez nie przeszedłem, tym bardziej, że nie mam formalnego wykształcenia ekonomicznego, a dotyczą one "podstaw podstaw". Pozdrawiam, proszę wracać i dzielić się materiałami edukacyjnymi!
UsuńWitaj Michale,
OdpowiedzUsuńBardzo dobry wpis. Widzę, że Twoje wpisy z roku na rok stając się coraz lepsze, i bardzo mocno merytoryczne. Bardzo zaciekawiłeś mnie tematami jakie poruszyłeś w tym wpisie. Nigdy na przykład nie zastanawiałem się nad korelacją oszczędności i długu. Również pojecie dodruku pieniądza jest przez 99% ludzi odbierane dosłownie. Pomyśleć, jakby to zmieniło podejście do wszelkich prognoz, założeń i decyzji finansowych przeciętnego człowieka, gdyby rozumiał czym tak faktycznie ten dodruk jest...
Co też bardzo mnie zaciekawiło w twoim wpisie, to wpływ opłat na stopy zwrotu z inwestycji. Przykładowo, słyszałem opinię, że wpływ opłaty za nabycie jednostek funduszu na stopę zwrotu, jest tym mniejszy, im dłużej trwa nasza inwestycja. Moim zdaniem jest wręcz odwrotnie - im mniejsze koszty generuje dana inwestycje, tym lepszą stopę zwrotu oferuje. O dziwo są osoby, i to znające się ekonomii, które twierdza inaczej.
Pozdrawiam i zapraszam na swojego bloga Finanse Osobiste 101.
Pozdrawiam, proszę wracać!
UsuńPana powinni "puszczać" w "Wiadomościach" z tymi obrazowymi wyjaśnieniami potocznych, powszechnych i błędnych opinii. 3 minuty mniej mało istotnych wypowiedzi polityków, a za to króciuteńkie i obrazowe kilka zdań dla Kowalskiego na temat finansów i ekonomii. Wpisałoby to się w wypełnianie "misji społecznej" telewizji publicznej
OdpowiedzUsuńWitam - dzięki za bardzo miły komentarz. "Wiadomości" przede wszystkim powinno się nie oglądać - to nie jest format, dzięki któremu jesteśmy w stanie się stać mądrzejsi czy lepiej poinformowani. A rozmowy polityków z dziennikarzami powinny być oficjalnie zakazane, a przynajmniej oznaczone jako pewna strata czasu i groźba przejęcia od rozmówców zamieszania myślowego. To jest format, który ma za zadanie porywać nasze emocje, bo na pewno nie wyjaśniać złożonej rzeczywistości. Pozdawiam, proszę wracać!
UsuńWitam panie Michale! Rzeczywiście widać zauważalny wzrost pana wiedzy o rynkach, przejawiający się w coraz lepszych, rzetelniejszych wpisach. Na pana stronę zaglądam regularnie i jestem wdzięczny, że poświęca pan dla nas swój czas. Tak trzymać! Dziękuję i pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDzięki. Pozdrawiam, proszę wracać!
Usuń