Zamieszanie myślowe
to jeden z ciekawszych aspektów w finansach. Różnice w naszych
zachowaniach mogą się brać z tego, że zupełnie inaczej
definiujemy i oceniamy dokładnie te same zjawiska. Albo z tego, że
używamy dokładnie tych samych słów do mówienia o zupełnie
innych zjawiskach. Albo z tego, że używamy słów, których
znaczenia tak naprawdę nie przemyśleliśmy, nie potrafimy osadzić
w rzeczywistości lub zwyczajnie nie rozumiemy. W finansach jest o to
wyjątkowo łatwo, ponieważ jest to w dużej mierze abstrakcyjna
dziedzina.
Od razu mówię, że
sam mam wciąż wielkie problemy, żeby się w tym wszystkim połapać
– nie mam formalnego wykształcenia ekonomicznego i uczę się we
własnym tempie. W przeszłości próbowałem na własny użytek
zdefiniować, co to w ogóle są finanse osobiste oraz wyłapać granicę między oszczędzaniem a inwestowaniem. Głównym źródłem
wiedzy były moje własne doświadczenia. Po kilkunastu miesiącach
chciałbym wrócić do tego drugiego problemu i zastanowić się, czy
warto pochylić się nad tym, jak pojęcia oszczędności oraz inwestycje
definiują ekonomiści.
Co to jest
oszczędzanie? Co to jest inwestowanie?
W swoim tekście sprzed ok. dwóch lat napisałem, że główna różnica między
oszczędzaniem a inwestowaniem polega na ilości ryzyka oraz
możliwego do osiągnięcia zwrotu między instrumentami finansowymi.
Na przykład – depozyt bankowy to oszczędzanie, fundusz
inwestycyjny czy bezpośrednie handlowanie spółkami na giełdzie to
inwestowanie.
Jest to generalnie
spójne z powszechnym rozumieniem tych słów. Doradcy finansowi mogą
przekonywać nas, żeby przestać tylko oszczędzać (na
gwarantowanych lokatach kapitału z niskim oprocentowaniem), a zacząć
inwestować (w ryzykowniejszych aktywach z wyższym potencjałem
zwrotu).
W serwisie
transakcyjnym jednego z banków, z którego usług korzystam, są dwie
osobne zakładki dla oszczędności (tu widoczne są m.in. lokaty)
oraz inwestycji (tu widoczne są m.in. fundusze inwestycyjne oraz
papiery wartościowe kupowane przez rachunek maklerski zintegrowany z
kontem).
Jeśli ktoś czyta inne
blogi finansowe, ich autorzy również lubią się definiować w
odniesieniu do tego podziału – cześć z nich twierdzi, że pisze
o oszczędzaniu (np. w bankach), inni piszą o inwestowaniu (np. w
fundusze, akcje czy instrumenty pochodne).
A więc bez względu na
to, jak definiują te pojęcia ekonomiści, w codziennym użyciu
oznaczają one mniej więcej tyle, że oszczędzanie jest pozbawione
ryzyka, w jakiś sposób gwarantowane, a inwestowanie wiąże się z
ryzykiem, ale daje potencjał wyższych stóp zwrotu.
Czy ekonomiści myślą
tak samo? Być może jako konsumenci usług finansowych też tak
myślą, ale przy opisywaniu rzeczywistości narzędziami ekonomii
pojęcia oszczędności oraz inwestycje mają dla nich inne, bardziej precyzyjne znaczenie. Jakie?
Oszczędności i
inwestycje
Oszczędzanie to
decyzja o odroczeniu konsumpcji w czasie i utrzymaniu jej wartości w formie jakichś aktywów. Co do pierwszej części tej definicji
chyba nikt nie ma najmniejszych wątpliwości – oszczędności
biorą się stąd, że wydajemy (konsumujemy) mniej niż zarabiamy
(wytwarzamy). Jest to stwierdzenie prawdziwe na poziomie finansów
osobistych, korporacyjnych i państwowych.
Natomiast druga część
tej definicji to dla mnie prawdziwa bomba. Otóż nie ma znaczenia w
jakich aktywach lokujemy nasze oszczędności – depozytach
bankowych, akcjach, obligacjach, funduszach, itp. Z technicznego
punktu widzenia to wciąż są oszczędności, tylko ulokowane w
różnych klasach aktywów lub instrumentach finansowych.
Tak więc podział na
oszczędności (np. lokaty) i inwestycje (np. fundusze) w systemie
transakcyjnym mojego banku, w rozmowach z doradcami finansowymi czy
opisie blogów finansowych jest całkowicie sztuczny. W gruncie
rzeczy wszystko to są oszczędności, a różnią się wyłącznie
klasy aktywów, do których trafiają te nadwyżki finansowe.
A co to są inwestycje
w terminologii ekonomicznej? Są to wydatki na dobra materialne i niematerialne, które zwiększają moce produkcyjne. W przypadku
firmy inwestycją będzie budowa nowej fabryki czy kupno jakiegoś
sprzętu lub oprogramowania do pracy. W przypadku wydatków państwa
inwestycją będzie chociażby budowa mostu czy drogi, która
usprawni sieć transportową. Ekonomiści mówią również o
inwestycjach w kapitał ludzki, czyli wydatkach wpływających
pozytywnie na standard życia oraz osobistą produktywność, np.
edukację czy ochronę zdrowia.
W tym sensie kupno
jednostek funduszy inwestycyjnych nie jest wcale inwestycją. Nie
jest nią nawet kupno akcji spółki publicznej na rynku wtórnym. To
po prostu decyzje dotyczące alokacji oszczędności w jedne z wielu
możliwych klas aktywów / narzędzi finansowych.
Jeśli handel dzieje
się na rynku wtórnym, nie ma on też żadnego przełożenia na
finanse spółek, których akcje kupujemy i sprzedajemy. Zmieniają
się wyłącznie właściciele akcji, ale nie ma to przełożenia na
przepływy pieniędzy w firmie. Powiedzmy, że w pierwszej połowie
roku kupiłem 10 akcji firmy odzieżowej LPP – czy ta decyzja
wpłynie na poziom inwestycji w tej spółce? Nie – ponieważ
pieniądze nie trafią do niej, tylko do akcjonariuszy sprzedających
swoje udziały. Po prostu moje oszczędności będą miały po tej
transakcji formę akcji LPP, a oszczędności sprzedającego będą
miały formę gotówki.
A co się zmieni dla
LPP? Absolutnie nic. Zajrzyjmy do sprawozdania z przepływów pieniężnych, jednej z ciekawszych części
sprawozdania finansowego tej spółki za pierwszą połowę 2014
roku, kiedy miała miejsce nasza hipotetyczna transakcja oraz tysiące
realnych transakcji.
Jak widać, ani w
pierwszej połowie 2014r., ani w pierwszej połowie 2013r. firma nie
zanotowała ani złotówki wpływów finansowych powiązanych z
akcjami. Po prostu zmienili się właściciele udziałów w tej
spółce i to pomiędzy nimi nastąpiły rozliczenia. Te przepływy
pieniędzy na rynku wtórnym giełdy papierów wartościowych nie
mają bezpośredniego wpływu na zdolność firmy do inwestowania.
Tym samym nasze oszczędności nie przyczyniają się do zwiększania poziomu inwestycji w realnej gospodarce, tylko do odkupienia od kogoś
innego udziałów w istniejącej firmie, która żyje własnym
życiem.
Trochę inaczej ma się
sytuacja z pierwszą i kolejnymi emisjami akcji na giełdzie oraz z
obligacjami korporacyjnymi. Te pieniądze pojawiają się realnie w
firmie i zazwyczaj służą do finansowania inwestycji w rozwój
firmy. Proszę spojrzeć, jak wygląda to w sprawozdaniu z przepływów
pieniężnych firmy deweloperskiej Polnord, która w 2013r.
wyemitowała akcje oraz obligacje. Środki z tych źródeł będą
finansować działalność operacyjną firmy.
Tak więc stwierdzenie,
że umieszczając oszczędności w funduszach inwestycyjnych czy
akcjach na rynku wtórnym inwestujemy w realną gospodarkę jest
pewnym uproszczeniem. Rzeczywiście nabywamy prawa do zysków z
działalności realnie działających firm i wzrostu (lub spadku) cen
ich akcji, ale w praktyce odkupujemy je od innego właściciela.
Pieniądze nie trafiają do firm. Trochę inaczej jest w przypadku
obligacji korporacyjnych czy nowych emisji akcji – wtedy środki
zasilają bezpośrednio kasę przedsiębiorstwa. Być może jest to
dla kogoś zupełnie nieistotna różnica, ale nie dla mnie.
Nieuprawnione jest też
moim zdaniem mówienie, że oszczędzając w bankach czy na
obligacjach skarbowych nie inwestujemy w realną gospodarkę tak jak
przez fundusze inwestycyjne czy rynek wtórny. W rzeczywistości
jedyna różnica polega na tym, kto jest pośrednikiem w obrocie
naszymi oszczędnościami i do kogo ostatecznie trafiają.
Banki udzielają
przecież kredytów i obsługują płatności firm, instytucji i osób
prywatnych, więc pieniądze z systemu bankowego też zasilają
działalność gospodarczą. Państwo też wydaje środki z obligacji
skarbowych – nie wdając się w rozważania, czy dobrze, czy źle,
trafiają one ostatecznie do gospodarki, choćby przez świadczenia
emerytów, wypłaty dla budżetówki czy wydatki na infrastrukturę.
Z punktu widzenia
oszczędzającego liczy się w zasadzie tylko to, na jakie ryzyko
będzie narażony, jaki zysk może osiągnąć na swoich
oszczędnościach oraz jaka jest ich płynność. Większość osób ma również swoje subiektywne
przekonania co do bezpieczeństwa czy atrakcyjności różnych klas
aktywów i wiarygodności różnych instytucji, które dodatkowo
wpływają na ich decyzje.
Bezpośrednie
inwestycje
Czyli w przypadku firm
i państw inwestycje to wydatki na zwiększenie mocy produkcyjnych i
rozwój – pieniądze na nie pochodzą z długu (kredyty i
obligacje) oraz kapitału udziałowców (akcje). Osoby prywatne mogą
lokować w papiery dłużne oraz udziałowe swoje oszczędności. A
na czym w tym podejściu polegają inwestycje osób prywatnych?
Z jednej strony
ekonomiści mówią o inwestycjach w kapitał ludzki, czyli decyzjach
i wydatkach przyczyniających się do podwyższenia poziomu
kwalifikacji, umiejętności, wykształcenia, zdrowia czy innych
czynników wpływających na standard życia i osobistą
produktywność (własną, dzieci, rodziny, itp.). Również na takie
cele możemy przeznaczać nasze oszczędności oraz inne zasoby (np.
czas i uwagę) – być może będzie nam dużo trudniej obliczyć
stopy zwrotu i porównać je do odsetek na lokacie czy w obligacjach
korporacyjnych, ale to nie powinno zmniejszać atrakcyjności tych
bezpośrednich, do pewnego stopnia niefinansowych inwestycji.
Druga możliwość,
żeby bezpośrednio i realnie inwestować swoje nadwyżki finansowe
to własna działalność gospodarcza. Z punktu widzenia jakiegoś
przedsiębiorcy zakup jednostek funduszy inwestycyjnych czy akcji
jakiejś spółki giełdowej to nie jest inwestycja – to decyzja związana z
alokacją oszczędności między klasy aktywów. Prawdziwą
inwestycją byłby wydatek na rozwój własnej działalności
gospodarczej, np. sprawniejsze oprogramowanie, zakup nowej maszyny, kolejnej nieruchomości pod wynajem czy cokolwiek, co w jego przypadku zwiększa potencjał produkcyjny i
zarobkowy.
Nie chcę przez to
powiedzieć, że nie ma sensu oszczędzać w aktywach finansowych
typu depozyty bankowe, obligacje czy akcje. Chcę wyłącznie
powiedzieć, że oszczędzanie to coś innego niż inwestowanie.
Podsumowanie
Kilka tygodni temu
słyszałem w telewizji, jak prowadzący program o tematyce
ekonomicznej w rozmowie z ekspertem od rynku funduszy inwestycyjnych
powiedział, że „trudno przecież nazwać lokatę bankową
inwestycją”. Jego wypowiedź wpisuje się w powszechne rozumienie
słów oszczędności (coś gwarantowanego o niskiej stopie zwrotu) i
inwestycje (coś ryzykownego z potencjałem zysku).
W rzeczywistości ani
depozyt bankowy, ani fundusze inwestycyjne, ani nawet zakup akcji
jakiejś spółki na giełdzie to nie są inwestycje – to po prostu
trzy różne sposoby, w jakie możemy ulokować swoje oszczędności.
W pierwszym przypadku nabywamy zobowiązanie banku do wypłaty
kapitału i odsetek, w drugim kupujemy udziały w zdywersyfikowanym
portfelu papierów wartościowych, a w trzecim przypadku nabywamy
prawo do przyszłych zysków firmy (jeśli będą) w formie dywidendy oraz wzrostu cen akcji.
Pieniądze oszczędzamy
zawsze po to, żeby je potem wydać na jakieś cele. Prawdziwym
wyzwaniem dla oszczędzających jest zrozumienie, na jakie cele
akumulują środki, oraz jakie klasy aktywów (depozyty, obligacje,
akcje) najlepiej pomogą im zrealizować te cele. Kluczowym zadniem
jest więc znalezienie optymalnej alokacji oszczędności między klasy aktywów w odniesieniu do swoich celów, możliwości i
potrzeb. To prawdziwa sztuka.
Jeśli chodzi o
bezpośrednie inwestycje, które możemy sfinansować za pomocą
oszczędności (zamiast lokować je w aktywa finansowe) znam w
zasadzie tylko dwie:
a) kapitał ludzki (swój, rodziny, itp.)
b) własna działalność
gospodarcza
Kilka anegdot zamiast
wniosków:
1. Byłem kiedyś na
spotkaniu w jednym z banków i rzutki doradca zaczął naszą rozmowę
od pytania, z jakich inwestycji w przeszłości jestem najbardziej
zadowolony, które przyniosły mi największe zyski. Odpowiedziałem,
że były to przede wszystkim edukacja oraz rozwijanie własnych
pomysłów. Potrzebował chwilę na refleksję, żeby to przetrawić
– prawdopodobnie spodziewał się, że powiem lokaty bankowe albo
konto oszczędnościowe i będzie okazja do rozmowy np. o polisach inwestycyjnych czy jakieś innej "inwestycji".
2. Ikona świata
finansów oraz idol wielu inwestorów Warren Buffet nie jest i nigdy
nie był po prostu handlarzem papierami wartościowymi. Nie dosyć,
że jego działalność inwestycyjna skupiona jest wokół firmy
Berkshire Hathaway, to na dodatek wiele jego inwestycji nie ma czysto
finansowego charakteru. Buffet razem z współpracownikami przejmuje
operacyjną kontrolę nad przedsiębiorstwami i ma bezpośredni wpływ
na ich prowadzenie, w tym wydatki inwestycyjne. To zupełnie inne
podejście niż wrzucanie oszczędności w akcje spółek na
podstawie wykresów czy przypadkowych rekomendacji.
Zapraszam do zapisywania się na bezpłatny, e-mailowy tygodnik Moja Przyszła Emerytura – co niedzielę podsumowanie tygodnia, zapowiedzi oraz coś ekstra.
Za dużo teorii = OSZCZĘDZANIE to po prostu "niekonsumowanie" a inwestowanie wcale nie musi być związanie z oszczędzaniem !!!
OdpowiedzUsuńa jeśli jedna osoba nie konsumuje a druga nie tylko nie konsumuje, ale tez szuka sposobów na zysk (lokaty, obligacje itp.) to chyba w drugim przypadku mamy do czynienia nie tylko z oszczędzaniem ale i inwestycją..
UsuńNo właśnie - zależy, jak rozmiemy słowa oszczędzanie i inwestowanie. W powszechnym użyciu jest dokładnie tak, jak Pan mówi - poszukiwanie zysku na oszczędnościach to inwestycja.
UsuńDla ekonomisty te pojęcia mają jednak inne znaczenie:
a) oszczędności = odraczanie konsumpcji na przyszłość i przechowywanie jej w jakichś aktywach
b) inwestycja = zakup środków (np. wyposażenia, oprogramowania, itp) do zwiększenia mocy produkcyjnych / zarobkowych
W tym sensie lokaty, akcje, obligacje czy fundusze to po prostu oszczędności w różnych formach.
Pytanie, czy takie rozróżnienie może w czymś w ogóle pomóc. Być może nie wyjaśniłem dostatecznie jasno dlaczego, ale mi rozjaśnia to kilka ważnych spraw (np. co się faktycznie dzieje z naszymi oszczędnościami przy różnych decyzjach o ich alokacji).
Pozdrawiam, proszę wracać!