Dwie wcześniejsze
książki Taleba, które opisywałem, były o wpływie nieprzewidywalnych wydarzeń na rzeczywistość („Czarny łabędź”)
oraz korzystaniu na otaczającej nas zmienności („Antykruchość”).
Nassim Taleb stał się dzięki nim autorytetem w dziedzinie ryzyka.
Jego wcześniejsza książka - „Ślepy traf” - jest o roli
przypadku w naszej codzienności, przede wszystkim na rynkach.
Mimo tego że nie ma w
niej zbyt wielu wykresów, obliczeń czy gotowych receptur, książka
stała się bardzo popularna wśród ludzi podejmujących dużą
ilość decyzji w warunkach niepewności, szczególnie w branży
inwestycyjnej oraz wśród ludzi dużego biznesu. Podobnie jak inne
tytuły Taleba, „Ślepy traf” to dość luźny zbiór jego
obserwacji, przemyśleń, anegdot i cytatów, które mają ilustrować
spojrzenie autora na takie kwestie jak niepewność, przypadek,
wiedza czy podejmowanie decyzji.
Jakie jest podejście
Nassima Taleba do tych problemów? Co znajdzie w „Ślepym trafie”
osoba zainteresowana podejmowaniem trafnych decyzji finansowych i
inwestycyjnych? Proponuję cztery najważniejsze wnioski.
Ten artykuł to kolejna część niekończącego się cyklu [szerszy obraz].
Przyglądam się w nim spojrzeniu na świat i przekonaniom wpływowych ekonomistów, badaczy rynków, inwestorów, naukowców, myślicieli i praktyków. Nie szukam i nie promuję jednej prawdy objawionej. Uważam, że warto znać i czerpać z różnych sposobów myślenia o rzeczywistości wokół nas.
W tym, co czytam, oglądam i słucham, wyszukuję przydatne pojęcia i narzędzia, dzięki którym można sprawniej i świadomiej podejmować decyzje. Najbardziej interesują mnie względnie trwałe mechanizmy. Najmniej – bieżący szum informacyjny. Mam pragmatyczne podejście do wiedzy. Chcę wiedzieć, jak coś działa, dlaczego i co z tego dla mnie wynika.
We wcześniejszych artykułach przybliżyłem, jak widzą rzeczywistość ekonomiczną, w której przyszło nam żyć, między innymi Ray Dalio, John Bogle, William Bernstein, Hyman Minsky, Robert Shiller, Niall Ferguson, Benoit Mandelbrot, Sebastian Buczek i Mohnish Pabrai.
1. Umiejętności czy przypadek?
Intrygujące –
dostajesz pierwsze wskazania tej firmy – okazują się słuszne,
wartość portfela rośnie jak na drożdżach. Dostajesz kolejne –
znowu spory sukces. W trzecim miesiącu – stagnacja, ale w
sytuacji, gdy wszyscy inni tracili, więc wciąż jesteś pod
wrażeniem. Po sześciu miesiącach trafnych rekomendacji rośnie w
tobie przekonanie, że masz do czynienia z ekspertami.
Od tej pory musisz
jednak zapłacić za dalsze wskazania kwotę 100zł miesięcznie.
Dotychczasowe zyski jak najbardziej to uzasadniają. Cena wydaje się
niewygórowana za wsparcie ze strony ekspertów. Kupujesz abonament
na cały rok, bo wychodzi taniej, a ty od razu zakładasz, że
będziesz inwestorem długoterminowym – masz przecież sprawdzoną,
działającą strategię, chcesz skorzystać na magii procentu
składanego.
Następnego dnia
rozmawiasz ze swoją koleżanką z pracy o tej fenomenalnej okazji i
– ku swojemu zaskoczeniu – dowiadujesz się, że ona też
dostawała rekomendacje od tej firmy. Tyle że w trzecim miesiącu
wskazania były beznadziejne, portfel zanotował fatalny wynik, a
firma więcej się już nie odzywała.
Skąd się wzięła ta
różnica? Na czym polegał ten proceder naciągania inwestorów na
„ekspercką wiedzę”?
Załóżmy, że firma
miała bazę 200 tysięcy adresów emailowych potencjalnych
inwestorów. W pierwszym miesiącu wysłała do połowy email z
wskazaniem na fundusze ryzykowne (akcyjne), a do połowy z wskazaniem
na fundusze bezpieczne (dłużne).
Tylko pierwsza rada
okazała się trafna, więc wykreślono z bazy wszystkich, którzy
otrzymali błędną rekomendację. Do pozostałych 100 tysięcy
odbiorców wysłano w kolejnym miesiącu dwie sprzeczne rekomendacje
– znowu tylko jedna była zgodna z rzeczywistością i baza
stopniała do 50 tysięcy.
Po trzecim miesiącu
baza stopniała do 25 tysięcy i tak dalej. Po sześciu miesiącach
wciąż pozostało 3125 osób, włącznie z nami, które przez czysty przypadek
dostawały przez ten cały okres trafne rekomendacje. Dla tych
odbiorców firma przez pół roku stała się niekwestionowanym
ekspertem od funduszy inwestycyjnych. Jej oferta algorytmu
przynoszącego „zyski bez ryzyka” była wiarygodna.
To fikcyjna historia,
zainspirowana podobną przedstawioną w książce „Ślepy traf”,
która jednak dobrze ilustruje, że nawet podejmując przypadkowe
decyzje można w pewnych okolicznościach wykreować wrażenie
własnych umiejętności.
Prosta matematyka
spowoduje, że jeśli mamy wystarczająco dużą grupę inwestorów
podejmujących decyzje możemy oczekiwać nawet po bardzo długim
okresie kilku czy kilkunastu, których wyniki będą fenomenalne.
Załóżmy, że 10
milionów inwestorów, którzy obstawiają wzrost lub spadek na
jakimś rynku, np. akcji. Co roku mierzymy ich wyniki. Jeśli rynek
jest przypadkowy i nieprzewidywalny, jest 50% szansy na jego wzrost
lub spadek. Po dwudziestu latach wciąż znajdziemy wśród
początkowych 10 milionów inwestorów, ok. 19 osób, które co roku
typowały właściwy kierunek. Ich „osiągnięcie” nie wynika z
niebywałych umiejętności, tylko prostej matematyki.
Odróżnienie
prawdziwych umiejętności od przypadku jest też super trudne z
innych powodów. Powiedzmy, że ktoś inwestuje na polskiej giełdzie.
Czy zarabia dlatego, że dobrze wybrał spółki czy dlatego, że cały rynek rośnie? A może dlatego, że ma szczęście inwestować
w akcje w okresie pokoju i względnie stabilnego rozwoju
gospodarczego?
Nassim Taleb posuwa się
w swoich wnioskach dość daleko: „Gdyby posadzić nieskończoną
liczbę małp przed maszynami do pisania i pozwolić im w nie walić,
z pewnością jedna z nich stworzyłaby dokładną kopię Iliady
Homera”.
Tutaj widzę sporą
słabość książki „Ślepy traf”. Poza bardzo zdawkowymi
nawiązaniami do metod Monte Carlo, które pozwalają na tworzenie
symulacji dużych ilości możliwych, losowych scenariuszy dla
jakiegoś skomplikowanego zjawiska (np. rynku akcji), Taleb nie
proponuje zbyt wielu praktycznych rozwiązań.
Co ważniejsze, tak
duży nacisk na rolę przypadku może prowadzić do fatalnego
wniosku, że wszystko jest kompletnie losowe. A skoro tak, to nie ma
sensu robić czegokolwiek. Ale to nie takie powinno być raczej
przesłanie tej książki. W krótkiej notce do angielskiego wydania
z 2007 roku, które posiadam, dodaje na szczęście, że jego zdaniem
„los sprzyja przygotowanym” oraz „trzeba się co najmniej
wybrać po los, żeby wygrać na loterii”.
2. Nie doceniamy wpływu
rzadkich wydarzeń
Kolejną książką
Nassima Taleba po „Ślepym trafie” był „Czarny łabędź” - opisałem ją w szczegółach kilkanaście miesięcy temu. Dotyczy
ona w całości roli rzadkich, mało prawdopodobnych wydarzeń, które
zmieniają „reguły gry”.
W ekonomii nazywa się
je czasami „peso problems” od niespodziewanego kryzysu
meksykańskiej waluty w latach 1970. Dopóki problemy się nie
ujawnią w całej okazałości, prawie nikt nie przypisuje im
wielkiej wagi. Niestety gdy już się ujawnią, skala zmian jest
gigantyczna, co najmocniej uderza w tych, którzy podejmowali
ryzykowne decyzje (np. inwestycje na kredyt) zakładające ciągłość
dotychczasowego systemu.
Takie drastyczne zmiany
mogą być wywołane przez wydarzenia polityczne (np. konflikt
zbrojny), makroekonomiczne (np. nagłe dewaluacje, głębokie
recesje, delewarowanie, itp.) i inne destabilizujące czynniki. Łączy
je to, że mało kto wkalkulowuje taki scenariusz w swoje działania
inwestycyjne i finansowe zanim zacznie się na dobre spełniać.
To może oznaczać
olbrzymie straty dla właścicieli aktywów finansowych, ponieważ w
przeciągu krótkiego czasu drastycznie zmieniają się oczekiwania w
stosunku do gospodarek, np. prognozy przyszłych zysków firm czy
zdolność firm i państw do obsługi swojego zadłużenia. To z
kolei ma bezpośrednie przełożenie na ceny aktywów.
Niestety wydaje mi się,
że pojęcie czarnego łabędzia może łatwo wprowadzać w błąd.
Dlaczego? Jest zasadnicza różnica między kompletnym ignorowaniem
możliwości, że wydarzy się coś niespodziewanego, a stawianiem
wszystkiego na to, że wydarzy się coś niespodziewanego.
Rzadkie, dramatyczne w
skutkach wydarzenia mają to do siebie, że są mało prawdopodobne.
To takie igły w stogu siana. Warto mieć świadomość, że możemy
na nie trafić i dlatego jest sens ubezpieczać się przed nimi. Ale
nie warto cały czas żyć i działać w przeświadczeniu, że za
chwilę wydarzy się jakaś katastrofa. Istotą tzw. czarnych łabędzi
jest to, że są one nietypowe, mało prawdopodobne i niespodziewane.
Podejście polegające na ciągłej, paraliżującej obawie przed
czymś takim to strata mnóstwa okazji i radości z normalnego życia.
Jest kilku takich
specjalistów od ciągłego przewidywania czarnych łabędzi, np.
Marc Faber, Nouriel Roubini czy w Polsce Krzysztof Rybiński. Również
Nassim Taleb na pierwszy rzut oka może wydawać się takim etatowym
pesymistą.
W rzeczywistości
rzadkie, niespodziewane wydarzenia o potężnych skutkach mogą być
negatywne i pozytywne. Moim zdaniem największym czarnym łabędziem
po kryzysie finansowym 2008-2009 nie jest kryzys zadłużenia strefy
euro czy inne negatywne zjawisko, ale olbrzymie rządowe programy
luzowania ilościowego (skupu własnego długu) uruchomione, żeby
pobudzać gospodarki USA, UK, strefy euro czy Japonii.
Nie wiem, jakie
przyniosą skutki i czy jutro „zasady gry” znowu się
niespodziewanie nie zmienią. Ale nie ulega wątpliwości, że osoby,
dla których dominującą narracją od 2008 roku stał się kryzys i
poszukiwanie bezpieczeństwa w finansach, do dzisiaj są nieświadomi lub nieufni
wobec tego czarnego łabędzia. Który jednak przyczynia się od
pięciu lat do stymulowania globalnej gospodarki i wzrostów na
rynkach. Przez cały ten czas pesymiści skupiali się na dalszych
źródłach możliwych problemów i ignorowali ważny, niespodziewany
i słabo zrozumiany czynnik, który działał w dokładnie odwrotnym
kierunku. Czy jest lepsza definicja czarnego łabędzia? Nawiasem
mówiąc, wśród pesymistów był również Nassim Nicholas Taleb.
3. Nie odróżniamy
hałasu od informacji
Załóżmy, że mamy
strategię inwestowania w akcje lub fundusze, która rzeczywiście
przynosi średnio ok. 15% zwrotu rocznie, ale ze względu na
zmienność odchylenie standardowe jej wyników wynosi 10%.
To oznacza, że
zazwyczaj (ok. 68% przypadków) znajdą się one w przedziale od 5%
do 25%.
Oznacza to również,
że w 95 na 100 przypadków znajdą się w przedziale od -5% do 35%.
A z ok. 99,8%
prawdopodobieństwem wyniki powinny mieścić się między -15% a 45%
rocznie.
Zaledwie w ok. 0,2%
przypadków (czyli czarny łabędź) przy takich założeniach
strategii musielibyśmy liczyć się z jeszcze większą roczną
stratą lub zyskiem.
Poniżej diagram,
którzy pokazuje rozkład prawdopodobieństwa dla różnych stóp
zwrotu. Średni roczny wynik to 15%, z 68,2% prawdopodobieństwem
jest to od 5% do 25%, z 95,4% prawdopodobieństwem jest to od -5% do 35%, a z 99,8% prawdopodobieństwem jest to od -15% do 45%. Pozostałe
0,2% to coś kompletnie niespodziewanego.
Super – nasze
prawdopodobieństwo, że co roku zanotujemy dodatni zwrot wynosi aż
93%. To naprawdę bardzo dużo. Problem polega na tym, że nawet przy
stosunkowo niewielkiej zmienności (odchylenie standardowe 10%
rocznie), prawdopodobieństwo, że będziemy osiągać pozytywny
wynik na krótszych odcinkach jest zdecydowanie mniejsze. Z sekundy
na sekundę nasza przewaga nad przypadkiem wynosi jedynie 0.02%, a z dnia na dzień zaledwie 4%, czyli wciąż trudno to odróżnić od rzutu monetą.
Im krótszy okres, tym więcej hałasu i przypadku widać w zachowaniach cen. Dlatego jeśli ktoś chce realizować długoterminową strategię, a podejmuje decyzje głównie na podstawie codziennego szumu, może mieć spore kłopoty w realizacji jej założeń. Przypadkowa zmienność będzie nadmiernie absorbować jego uwagę i wystawiać nerwy na wielką próbę.
Zdaniem Taleba (i nie
tylko) fatalną rolę we wzmacnianiu hałasu odgrywają wszechobecne
media, ze szczególnym wyróżnieniem dla dziennikarzy i blogerów
finansowych, którzy często przereagowują na bieżące wydarzenia i
usiłują je naiwnie wyjaśniać lub przewidywać.
Tak naprawdę wszyscy
jesteśmy ofiarami błędu poznawczego polegającego na tym, że
uwielbiamy spójne historie, szczególnie jeśli są emocjonalne.
Takimi naiwnymi, ciągle zmieniającymi się historiami żyją media
rozhuśtując nastroje swoich konsumentów od samozadowolenia po
strach. Znaczna część z nich jest zbędna i raczej zaciemnia niż
wyjaśnia obraz rzeczywistości. Problem polega na tym, że media
muszą coś tworzyć. Kto chciałby oglądać telewizję biznesową,
która codziennie donosi, że zdecydowana większość ruchów cen na
giełdzie czy na walutach tego dnia to przypadkowy szum?
4. Nasza wiedza jest (i
zawsze będzie) ograniczona
Czy to, że nikt nigdy
nie widział czarnego łabędzia daje nam pewność, że wszystkie
łabędzie są białe? Czy to, że jakiś defensywny fundusz dłużny
nigdy nie zanotował miesięcznego spadku na poziomie 1% daje nam
pewność, że nigdy nie stracimy w nim w takim horyzoncie 15%, a umarzanie jednostek nie zostanie w nim zawieszone?
Jest to dokładnie ten
sam problem (myślenia indukcyjnego, czyli wyciągania ogólnych
wniosków z ograniczonej liczby obserwacji). Zajmują się nim od
wieków epistemolodzy i filozofowie nauki. Są zainteresowani
trywialnym na pierwszy rzut oka pytaniem – co my tak naprawdę
wiemy i jak bardzo możemy polegać na naszej wiedzy?
W swoim wywodzie Nassim
Taleb sięga do Karla Poppera, znanego filozofa nauki z Wiednia,
który był zwolennikiem teorii, że wiedza zawsze będzie
niekompletna. Jedna negatywna obserwacja może zaprzeczyć jakiejś
teorii, ale nie ma takiej liczby pozytywnych obserwacji, która może
udowodnić jakąś teorię.
Innymi słowy,
wystarczy jeden czarny łabędź (pierwszego Europejczycy
zaobserwowali w Australii w 1697r.) i trzeba poddać nasze
przekonania rewizji. Wystarczy kilka dużych błędów zarządzających tzw. funduszami niskiego ryzyka (np. Inventum Premium czy Copernicus Dłużnych Papierów Korporacyjnych) i całą teorię o ich niemal
absolutnym bezpieczeństwie trzeba napisać od nowa.
Mimo że nasze
postrzeganie świata od zawsze zmieniało się w ten sposób („ziemia
jest płaska”, „komputery nigdy nie będą osobiste”, itp.),
wciąż jesteśmy przekonani, że w tej chwili nasza wiedza jest
jednak bardziej wiarygodna, kompletna i na zawsze. Dotyczy to każdej
dziedziny, w tym rynków. Potrzebujemy jakiegoś stabilnego obrazu
świata, więc wypieramy to, że może on ulec dynamicznym zmianom.
Taleb pisze: „W
przeszłości popełniliśmy mnóstwo błędów, śmiejemy się też z tego, jak wyglądały wtedy instytucje. Być może czas zdać
sobie sprawę, że być może zbyt mocno przywiązujemy się do
obecnych”.
Jeśli chodzi o decyzje
inwestycyjne, nie oznacza to bynajmniej, że na pewno czeka nas jakiś
totalny reset czy zmiana reguł gry. Po prostu nie wiadomo, co nas
czeka i kiedy to nastąpi. Być może zmiany będą nagłe, bolesne i
zdecydowanie na gorsze, być może stopniowe i do zniesienia, być
może zaskoczenie będzie pozytywne.
W książce
„Antykruchość” Nassim Taleb pisał więcej o tym, jak korzystać
na braku pewności co do przyszłości.
W „Ślepym trafie”
znajdziemy też sporo o błędach poznawczych, na które jesteśmy
podatni w obliczu przypadku. Taleb należy do fanów ekonomii
behawioralnej zapoczątkowanej i rozwiniętej przez Daniela Kahemana
oraz Amosa Tverskiego. Oprócz tego, że mamy problemy z oceną stanu
naszej wiedzy, nie jesteśmy też tak racjonalni, jak nam się
wydaje. Naszymi decyzjami rządzą najczęściej emocje oraz
ograniczenia ludzkiego mózgu (np. po fakcie wszystko układa się
nam w jedną całość i wydaje oczywiste).
Czego się nauczyłem
od Nassima Taleba w „Ślepym trafie”?
Po pierwsze, warto być
krytycznym wobec własnych umiejętności, szczególnie jeśli działamy w środowisku o wysokim stopniu losowości.
Po drugie, warto brać
poprawkę na rolę przypadku we wszystkim, co robimy. Mimo tego, że
wykresy akcji, funduszy czy walut układają się w coś, co
przypomina przejrzysty wzór, obserwujemy w jakiejś mierze losowość
w akcji. W krótkim terminie, rozumianym jako niewielka próbka
statystyczna, np. wyceny za jeden miesiąc dla portfela akcji,
dominuje przypadek – media dopisują do tego przelotne historie.
Po trzecie, mało
prawdopodobne scenariusze wydarzeń potrafią kompletnie zaskoczyć
prawie wszystkich, negatywnie lub pozytywnie. Warto mieć je na
uwadze, ale – i to są moje trzy grosze – nie powinny one być
centralnym motywem naszych działań. Ich prawdopodobieństwo jest
ultra niskie, więc oczekiwanie, że wielokrotnie znajdziemy taką
igłę w stogu siana jest trochę naiwne. Krzysztof Rybiński będzie
miał kiedyś rację, ale tylko na zasadzie, że „nawet zepsuty
zegarek pokazuje dwa razy dziennie właściwą godzinę”.
Po czwarte, rynki są
zmienne nie tylko w sensie wahań cen różnych instrumentów, ale
również bardziej trwałych zasad lub mechanizmów, które nimi
kierują. Dlatego lepiej nie nastawiać się na maksymalizowanie i
optymalizowanie własnych finansów i inwestycji, np. na podstawie
historycznych założeń dla rynku akcji i obligacji albo
optymistycznych prognoz, tylko dawać sobie większy margines błędu.
Ponieważ, jeśli będziemy na rynku wystarczająco długo, jakieś
błędy na pewno popełnimy.
Tutaj wszystkie poprzednie recenzje książek o finansach oraz artykuły o ryzyku.
Warto również przejrzeć różne narzędzia wspierające oszczędzanie i inwestowanie.
Zapraszam do zapisywania się na bezpłatny, e-mailowy tygodnik Moja Przyszła Emerytura – co niedzielę podsumowanie tygodnia, zapowiedzi oraz coś ekstra.
Bardzo ciekawy wpis. Chciałam jednak odnieść się do tego, co napisałeś o edukacji finansowej w newsletterze. Wydaje mi się, że nie ma co skupiać się na nauce inwestowania. Zacznijmy od podstaw. Pracuję w banku, w obsłudze klienta. Ośmiu klientów na dziesięć nie widzi różnicy między RORem a kontem oszczędnościowym, co drugi nie wie, co to jest lokata. Niech się nauczą, do czego służą standardowe produkty, jak i kiedy opłaca się korzystać z kredytów...
OdpowiedzUsuńDzięki za (jak zwykle) fajny komentarz! W 100% zgadzam się, że na początek warto rozwiać myślowe zamieszanie wokół podstawowych pojęć czy produktów, w tym bankowych.
UsuńDla mnie na edukację finansową składają się tak naprawdę trzy elementy, które można zamknąć w trzech trochę osobnych "wiaderkach":
- matematyka (od prostej arytmetyki poprzez procent składany po statystykę i rachunek prawdopodobieństwa)
- psychologia (zachowania, decyzje, emocje)
- prawo (na jakich zasadach działa system, w którym żyjemy)
Pozdrawia, proszę wracać!
Wydaje mi się, że oprócz wiedzy teoretycznej, trzeba też ludzi nauczyć zarządzać finansami. Na przykład dawać dziecku kieszonkowe - niech się nauczy, że jak nie odłoży, to potem nie będzie miało, ale jeśli odłoży, to nie kupi sobie zabawki teraz.
UsuńNiestety świat, w jakim żyjemy, nie sprzyja tej wiedzy. Wszędzie jest konsumpcjonizm, któremu wręcz na rękę jest brak wiedzy finansowej, bo wtedy łatwo o kredyty, kiedy ktoś nie potrafi zarządzać swoim budżetem - ba, nawet go nie prowadzi.
To wszystko prawda. Dużym wyzwaniem jest również połącznie tej "teoretycznej" wiedzy (jak matematyka czy psychologia naszych zachowań) z praktykę. Obawiam się, że bez tej pierwszej ta druga będzie bardzo płytka i nie przetrwa próby czasu. Pozdrawiam, proszę wracać!
Usuń