Fundusze
niskiego ryzyka, np. rynku pieniężnego, gotówkowe, pieniężne czy
długu korporacyjnego, cieszą się w Polsce niesłabnącą
popularnością. Dzieje się tak mimo tego, że co kilka lat mamy w
tym segmencie do czynienia z olbrzymimi wpadkami zarządzających,
które ciężko doświadczają klientów i wywołują sensację.
To właśnie
w segmencie funduszy dłużnych mieliśmy najwięcej przypadków
zawieszenia możliwości odkupowania jednostek (Idea Premium, trzy
fundusze dłużne DWS czy Copernicus Dłużnych Papierów
Korporacyjnych), które dla klientów oznaczają tymczasowy brak
dostępu do oszczędności oraz – zazwyczaj – dalszą utratę ich
wartości.
Czego
warto się nauczyć z wpadek funduszy inwestycyjnych niskiego ryzyka?
Czy da się je przewidzieć? Czy mogą się w przyszłości
powtórzyć?
1. Liniowa
wycena nie oznacza braku ryzyka
Przyjrzyjmy
się wykresowi jakiegokolwiek funduszu pieniężnego, gotówkowego
czy długu korporacyjnego za ostatnie kilka-kilkanaście lat. Przez
większość czasu jest to powoli pnąca się do góry linia, na
której co jakiś czas pojawiają się krótkotrwałe spadki rzędu
1-2 procent. Wyjątkiem są wykresy funduszy, które zaliczyły
większą wpadkę – w ich przypadku spadki sięgają 30 procent i
więcej, a wycena jednostki długo nie wracają do stabilnego trendu
wzrostowego.
Ta
stabilnie rosnąca wartość jednostki stanowi dla wielu inwestorów
dużą zachętę. Większość z nas nie lubi zmienności, którą utożsamiamy z ryzykiem straty. Jeśli do tego ten liniowy,
pozbawiony zmienności wzrost odbywa się w szybkim tempie (na
przykład przewyższającym oprocentowanie lokat bankowych czy stopy
zwrotu konkurencyjnych funduszy), jest praktycznie pewne, że fundusz
zacznie przyciągać uwagę osób, które poszukują „wysokiego
zysku bez ryzyka”.
Niestety
szybko rosnący liniowo wykres wartości funduszu dłużnego może
być tylko złudzeniem. Dlaczego?
Część
obligacji obecnych w portfelach funduszy inwestycyjnych nie jest
notowana na aktywnym rynku. To oznacza, że nie poznajemy codziennie
ich wyceny. W takiej sytuacji fundusze mają pewien zakres dowolności
w metodach wyceny tego typu aktywów.
Jeśli
obligacje jakiegoś przedsiębiorstwa są notowane na aktywnym rynku,
informacje na temat problemów tej firmy są codziennie uwzględnianie
w cenach transakcyjnych. Jeśli jednak nie ma ich na giełdzie, ich
wycena opiera się na bardziej uznaniowej „wiarygodnie oszacowanej
wartości godziwej”.
Innymi
słowy, fundusze mogą na podstawie własnych modeli oraz własnej
oceny sytuacji wyceniać te papiery dłużne, które nie są notowane
na aktywnym rynku. W praktyce może to oznaczać, że inwestorzy
przez dłuższy okres nie widzą ryzyka w cenach jednostki, ponieważ
towarzystwo zbyt optymistycznie wycenia swoje aktywa. Dopiero gdy
zostanie zmuszone (np. przez audytora) do wykonania tzw. odpisów
aktualizujących lub samo się na nie zdecyduje po głębszej
refleksji, inwestorzy zobaczą spadki wartości jednostki
uczestnictwa.
Nie muszę
chyba dodawać, że to, co widzieli na liniowo rosnącym wykresie na
jakiś czas przed odpisami aktualizującymi, nie odpowiadało
rzeczywistości.
Najlepsze
jest to, że nie ma jednolitych standardów wyceny aktywów
nienotowanych na aktywnym rynku, a przedstawiciele towarzystw
funduszy inwestycyjnych mogą używać dwóch zupełnie
przeciwstawnych podejść i mieć przekonanie, że są one właściwe.
W maju
2009 roku cena jednostki funduszu Skarbiec Gotówkowy (wchłoniętego
później przez Skarbiec Depozytowy) obniżyła się o ponad 4% w
jeden dzień. Powodem tej przeceny było odpisanie pełnej wartości
(nienotowanych na aktywnym rynku) obligacji firmy odzieżowej
Reporter.
Były one
obecne w portfelach innych towarzystw, np. Legg Mason, KBC, Opera czy
Allianz, które jednak stopniowo odpisywały ich wartość obserwując
rosnące problemy finansowe emitenta. Straty rozłożyły się w
czasie, a inwestorzy nie doświadczyli jednodniowych, dramatycznych
spadków.
2.
Sprawdź, w co inwestuje fundusz
Im
bardziej wykres jakiegoś funduszu zbliża się do ideału „wysokich
zysków bez ryzyka”, czyli wykazuje szybki, liniowy wzrost, tym
bardziej warto zajrzeć mu pod maskę i sprawdzić, skąd się biorą
ponadprzeciętne stopy zwrotu przy niskiej zmienności.
Każdy
otwarty fundusz inwestycyjnych ma obowiązek publikowania dwa razy w roku sprawozdania finansowego, w którym znajdziemy między innymi
zestawienie jego lokat, włącznie z tymi przy których towarzystwo
musiało zdecydować się na odpisy.
Wbrew
mylącym nazwom, fundusze pieniężne to nie to samo co fundusze
rynku pieniężnego, a fundusze gotówkowe nie posiadają głównie
gotówki. O wielu innych komplikacjach w terminologii funduszy
niskiego ryzyka pisałem kilka tygodni temu.
Ze
sprawozdanie finansowego możemy się dowiedzieć, jaką część
aktywów funduszy stanowią rzeczywiście ultra bezpieczne
instrumenty rynku pieniężnego czy obligacje skarbowe o zmiennym
oprocentowaniu, a jaką bardziej ryzykowne papiery dłużne, np.
obligacje przedsiębiorstw czy obligacje krajów rozwijających się
denominowane w walutach obcych.
Co super
ważne, możemy się również dowiedzieć, jaka część portfela to
obligacje nienotowane na aktywnym rynku (czyli zdecydowanie mniej
płynne i trudniejsze w wycenie) lub wysoko oprocentowane (czyli
znacznie ryzykowniejsze) obligacje mało znanych firm.
Inna
istotna informacja dotyczy koncentracji portfela. Szczególnie w
przypadku bardziej ryzykownych obligacji korporacyjnych niezbędne
jest rozłożenie ryzyka na kilkadziesiąt i więcej emitentów, w
tym zagranicznych. Bardzo niebezpieczna może okazać się silna
koncentracja portfela w papierach jednego emitenta lub jednej branży.
To była
jedna z ważnych przyczyn kłopotów bardzo popularnego funduszu Idea
Premium SFIO (w tej chwili (Inventum Premium SFIO), który ucierpiał
na bankructwach dużych firm z branży budowlanej, między innymi
Polskiej Grupy Budowlanej oraz Dolnośląskich Surowców Skalnych.
Mogłoby
się wydawać, że obligacje spółek zaangażowanych w największe
projekty infrastrukturalne w Polsce (autostrady, stadiony na
EURO2012), składników prestiżowych indeksów GPW (PBG należała od 2007 do 2011r. do indeksu WIG20 największych polskich firm giełdowych), to
względnie bezpieczne inwestycje, ale prawda jest taka, że każda
firma może upaść i nie wywiązać się ze swoich zobowiązań.
3. Gdy
jest źle, może być gorzej
W
przypadku większych wpadek funduszy niskiego ryzyka można już
chyba mówić o pewnej przewidywalnej dynamice wydarzeń. Schemat
może wyglądać tak:
1. długi
okres szybkiego liniowego wzrostu wyceny przyciąga tłumy nowych
inwestorów
2. fundusz
ogłasza niespodziewane odpisy aktualizujące i dużą dzienną
stratę
3.
następuje pierwsza fala umorzeń
4. jeśli
aktywa funduszu są niskiej jakości i mało płynne, TFI zmuszone
jest sprzedawać je po niskich cenach, żeby sprostać skali umorzeń
– to powoduje dalsze spadki wyceny
5.
następuje druga, paniczna fala umorzeń
6. fundusz
zawiesza lub reglamentuje umorzenia jednostek, ponieważ nie jest w
stanie w tak szybkim tempie spieniężyć swoich aktywów
7. dalsze
spadki wyceny jednostki związane z wyprzedażą/likwidacją aktywów
przez TFI
8.
stabilizacja po okresie paniki i rozgoryczenia
9. fundusz
zmienia nazwę, jest przejmowany przez inny lub kontynuuje swoją
działalność
Tak czy
inaczej, w funduszach niskiego ryzyka może być ukryte jeszcze jedno
ważne ryzyko. Ze względu na to, że inwestują w mało płynne
papiery dłużne, ich portfela nie da się błyskawicznie spieniężyć
bez wywoływania spadku cen.
Dlatego
gdy po pierwszym rozczarowaniu duża grupa klientów postanawia jak
najszybciej ewakuować swoje oszczędności z funduszu, ich
zachowanie jest w stanie wywołać lawinę dalszych kłopotów.
Fundusze o szerokim, zdywersyfikowanym portfelu dobrej jakości sobie
z nimi poradzą – obligacje PGB były też w posiadaniu funduszy z
grupy Union Investment (UniKorona Pieniężny oraz UniWIBID Plus),
ale znaczne jednodniowe spadki oraz fala umorzeń nie zachwiały
ciągłością funduszy.
Znacznie
trudniej będzie przejść przez okres podwyższonej podejrzliwości
klientów mniejszym, bardziej skoncentrowanym funduszom, które mają
w portfelu duże ilości niepłynnych, egzotycznych papierów
dłużnych.
4.
Przeszłość niewiele mówi o przyszłości
Najgorsze
jest to, że na próżno szukać prostych, wiarygodnych sygnałów
nadchodzących kłopotów funduszy niskiego ryzyka. Nie są nimi na
pewno historyczne stopy zwrotu czy liniowo rosnące wykresy. Te
narzędzia są ślepe na ryzyko ukryte w aktywach funduszu lub
posunięciach zarządzających.
Idea
Premium SFIO przez dwanaście lat przynosił fantastyczne stopy
zwrotu przy niskiej zmienności. Nic w jego wynikach za okres
2000-2011 nie sugerowało, że w dwóch kolejnych latach fundusz
przejdzie kompletną zapaść. Nie sugerował tego również wykres, który mógł wręcz prowadzić do wniosków, ze po pierwszych spadkach rzędu 2-3% fundusz raczej się odbuduje, a nie pogłębi przecenę do niewyobrażalnych rozmiarów.
Co więcej, przez jakiś rok najgłębszych kłopotów Idea Premium SFIO był chłopcem do bicia, ale od połowy 2013 roku wartość jego aktywów znowu rośnie w bardzo atrakcyjnym tempie. Czy ktoś wyłapał sygnały tej zmiany?
Na pewno
nie pomogły specjalistyczne rankingi i ratingi, np. Analizy.pl. Póki
stopy zwrotu rosły liniowo w szybkim tempie, fundusz otrzymywał
regularnie pięć gwiazdek, czyli maksymalną ocenę. Szef Analizy.pl
Tomasz Publicewicz mówił w 2010 roku dla Forbes:
„Idea Premium działa na rynku już ładnych kilka lat i w tym czasie udowodniła, że nawet jeśli ryzykuje trochę więcej niż inni, to potrafi tym ryzykiem zarządzać w taki sposób, żeby nie znajdowało to odbicia w wycenie jednostki”
Po
stratach z lat 2012-2013 wycena funduszu Inventum Premium SFIO, który
w międzyczasie przyjął nową nazwę oraz politykę inwestycyjną,
jest na poziomie połowy 2009 roku, czyli ok. dziesięciu miesięcy
sprzed wypowiedzi założyciela Analizy.pl.
Wyłapać
niepokojące sygnały nie pomogłaby też obserwacja maksymalnych
historycznych obsunięć kapitału. Przez grubo ponad dwieście
miesięcy Idea Premium była na stracie zaledwie jeden raz, a
obsunięcie kapitału wynosiło 0,41%, czyli żaden dramat. Nic nie
zapowiadało straty rzędu 13,73% we wrześniu 2012 roku i
maksymalnego wielomiesięcznego obsunięcia od szczytu do dołka
wyceny rzędu 32%, nie mówiąc o zawieszeniu umorzeń.
Do tej
sytuacji dobrze pasuje opowieść znanego autora piszącego o ryzyku Nassima Nicholasa Taleba. Indyk każdego dnia jest karmiony przez
swojego właściciela. Na podstawie tej obserwacji dochodzi do
wniosku, że jest to jego stan naturalny. Wnioskując, że kolejnego
dnia też może liczyć na pożywienie, czuje się coraz bardziej
bezpieczny. Z jego perspektywy nic nie wskazuje na to, że pewnego
dnia nie zostanie jak zwykle nakarmiony, tylko pójdzie na rzeź.
Zresztą,
jeśli chodzi o duże wpadki funduszy niskiego ryzyka, były one do
tej pory raczej wyjątkiem niż regułą, nawet w segmencie funduszy
długu korporacyjnego. Miniony rok należał do bardzo udanych dla
tej klasy aktywów, a to co zrobiło towarzystwo Copernicus wyróżnia
się negatywnie na tle konkurencji.
Również
w innych klasach funduszy, np. pieniężnych, gotówkowych czy
obligacji skarbowych, nie mieliśmy jeszcze nigdy do czynienia z
zapaścią całego rynku. Dla mnie oznacza to dwie rzeczy.
Po
pierwsze, dywersyfikacja na poziomie towarzystw oferujących fundusze
z jakiejś grupy, np. gotówkowe czy obligacji korporacyjnych, ma
spory sens. Pozwala nam uniknąć dużych wpadek o skali podobnej do
Inventum Premium SFIO czy Copernicus Dłużnych Papierów
Korporacyjnych, ale wciąż zainkasować uśredniony zwrot dla całej klasy aktywów.
Fatalnym
błędem może okazać się szczególnie pogoń za ponadprzeciętnymi
stopami zwrotu w funduszach niskiego ryzyka i lokowanie w nich
większości oszczędności z nastawieniem, że idziemy po „wysoki
zysk bez ryzyka”. Historyczne stopy zwrotu wyższe niż u
konkurencji są właśnie oznaką tego, że zarządzający podejmują
jakieś dodatkowe ryzyko, np. kupując niepłynne obligacje mało
znanych firm o wysokim oprocentowaniu lub inwestując zagranicą. Gdy
warunki na rynkach się pogorszą lub jakiś duży składnik takiego
bardziej ryzykownego portfela będzie przechodził kłopoty, wyceny
mogą przejściowo mocno ucierpieć, a nawet się załamać.
Po drugie,
generalnie cały rynek funduszy opartych o polskie obligacje skarbowe
i korporacyjne radzi sobie dobrze, ponieważ od początków branży
funduszowej w Polsce nie zmaterializowało się ryzyko kredytowe
państwa. To sytuacja, w której inwestorzy zaczynają masowo wątpić
w zdolność jakiegoś kraju do spłaty zobowiązań wynikających z
wyemitowanego długu.
Wpadki
pokroju Idea/Inventum Premium czy Copernicus Dłużnych Papierów
Korporacyjnych są przejawem błędów pojedynczych zarządzających,
upadłości pojedynczych przedsiębiorstw oraz emocjonalnych reakcji
grupy klientów panicznie umarzających jednostki.
Nigdy do
tej pory nie mieliśmy jednak do czynienia z sytuacją, kiedy
wszystkie fundusze polskich obligacji dołują, ponieważ inwestorzy
tracą zaufanie do wypłacalności państwa. Jak może to wyglądać
z punktu widzenia właściciela jednostek funduszu obligacji
skarbowych opisałem na przykładzie Grecji w tym wpisie. W każdym
razie w przypadku większego załamania całego rynku kredytowego w
Polsce, nasze wyobrażenie o typowym zachowaniu wycen funduszy
niskiego ryzyka może zostać dramatycznie zweryfikowane i nie będzie
to miało związku z błędnymi decyzjami zarządzających, tylko
powszechnym kryzysem tego rynku. Nie chciałbym tego doświadczyć na własnej skórze.
5. A może
lepiej obligacje korporacyjne na własną rękę?
Skoro
fundusze niskiego ryzyka mogą notować straty rzędu 30% i zawieszać
umorzenia jednostek, może lepiej samemu kupować obligacje
korporacyjne? Wtedy to my decydujemy, komu powierzyć pieniądze,
możemy sprzedać obligacje na rynku wtórnym, a odsetki z kuponów
wpływają bezpośrednio na nasz rachunek maklerski i są do naszej
dyspozycji.
W
sprawnych rękach taki proces inwestycyjny może się sprawdzić, ale
osobiście jestem sceptyczny. Być może dlatego, że moja pierwsza
(i jak na razie ostatnia) bezpośrednia inwestycja w obligacje
korporacyjne zakończyła się klęską. Chciałbym pokrótce ją
opisać, żeby uświadomić czytelnikom, jakie ryzyko podejmuje
inwestor indywidualny kupując obligacje korporacyjne.
W sierpniu
2012 roku kupiłem 5 obligacji korporacyjnych firmy deweloperskiej Gant po 1 tysiąc złotych każda w emisji publicznej. Ich
oprocentowanie wynosiło 11% w skali roku z odsetkami wypłacanymi co
trzy miesiące. Otrzymałem od firmy dwie transze odsetek
kwartalnych, a potem Gant stracił płynność i zbankrutował.
Upadłość
układowa zakończyła się niepowodzeniem. Upadłość likwidacyjna
została umorzona. Status mojego kapitału i odsetek jest dla mnie
niejasny, ale najprawdopodobniej ani jego, ani drugiego nie zobaczę.
Nie funkcjonuje komunikacja z firmą oraz osobami odpowiedzialnymi za
procedurę porządkowania i egzekwowania jej zobowiązań. Efekt tej
inwestycji to strata blisko 100% kapitału i praktycznie brak
dostępnych dla indywidualnego inwestora dróg odzyskania pieniędzy.
Jedyne, co mnie uratowało przed dramatem, to fakt, że nie
zainwestowałem w te obligacje wielokrotnie większej sumy czy –
nie daj Boże – wszystkich swoich oszczędności.
Dążę do
tego, że w funduszach przeżywających kłopoty nie traci się 100%
kapitału. Najbardziej dramatyczne wpadki w tzw. funduszach niskiego
ryzyka opartych o obligacje korporacyjne prowadzą do strat rzędu
30-40% od szczytu euforii do dołka paniki. Co ważne, mimo głębokich
problemów nie kończą one wtedy swojego istnienia, tylko zachowują
ciągłość lub są przejmowane przez inne fundusze, w tym innych
towarzystw. To oznacza, że kapitał inwestorów nie tylko nie
przepada, ale może wrócić do wzrostów po zażegnaniu zamieszania.
Nie mam
nic przeciwko budowaniu portfela papierów wartościowych, np.
obligacji korporacyjnych, na własną rękę, ale to może się udać
tylko, jeśli jest on odpowiednio zdywersyfikowany, odsetki sprawnie
reinwestowane, a emitenci krytycznie oceniani i monitorowani pod
kątem niewypłacalności.
Być może
jest to zadanie wykonalne dla doświadczonego inwestora
indywidualnego, ale osobiście się go nie podejmuję. Nie posiadam
niezbędnych narzędzi. Niewykluczone jednak, że jest to też reakcja
alergiczna po doświadczeniach z firmą Gant.
Czego
warto się nauczyć z wpadek funduszy inwestycyjnych niskiego ryzyka?
Po
pierwsze, liniowy wzrost wartości jednostek funduszy niskiego ryzyka
to w jakiejś mierze iluzja, szczególnie jeśli jest on wyjątkowo
szybki na tle rynku. Może mieć to związek z obecnością w
portfelu ryzykowniejszych obligacji nienotowanych na rynku
publicznym, które są wyceniane w oparciu o szacunkową wartość
godziwą. To pozostawia towarzystwom więcej dowolności i może
prowadzić do przeszacowywania wartości aktywów, co z kolei zaburza
ocenę wyników funduszu przez inwestorów.
Po drugie,
o prawdziwym poziomie ryzyka w jakimkolwiek funduszu dowiemy się
tylko i wyłącznie ze sprawozdania finansowego lub jeszcze głębszej
analizy. Nie wyczytamy tego na pewno z historycznych wyników czy
wykresów. Również nazwy funduszy niskiego ryzyka (np. gotówkowy,
pieniężny, depozytowy, itp.) mogą być mylące.
Po
trzecie, jeśli fundusz niskiego ryzyka przeżywa problemy, jest
spore zagrożenie, że pogłębią się one na skutek utraty zaufania
przez jego klientów. Masowe umorzenia mogą prowadzić do dalszych
spadków ceny jednostki, a nawet zawieszenia na jakiś czas
możliwości ich umarzania.
Są dwa powody, dla których naruszenie zaufania może skończyć się fatalnie:
- klienci funduszy niskiego ryzyka nie spodziewają się strat rzędu kilku czy kilkunastu procent dziennie, więc jeśli się pojawiają - mają pełne prawo reagować bardzo emocjonalnie,
- fundusze niskiego ryzyka mają w portfelach znaczne ilości mało płynnych aktywów, więc jeśli trzeba je szybko likwidować, np. podczas panicznych umorzeń klientów, ich ceny mogą pikować
Są dwa powody, dla których naruszenie zaufania może skończyć się fatalnie:
- klienci funduszy niskiego ryzyka nie spodziewają się strat rzędu kilku czy kilkunastu procent dziennie, więc jeśli się pojawiają - mają pełne prawo reagować bardzo emocjonalnie,
- fundusze niskiego ryzyka mają w portfelach znaczne ilości mało płynnych aktywów, więc jeśli trzeba je szybko likwidować, np. podczas panicznych umorzeń klientów, ich ceny mogą pikować
Po
czwarte, do tej pory wpadki funduszy niskiego ryzyka miały związek
z dużymi błędami zarządzających oraz upadłościami pojedynczych
spółek z portfela, w tym bardzo dużych jak Polska Grupa Budowlana.
Moim zdaniem tego typu wpadki będą się co jakiś czas powtarzać i
ich mechanizm będzie podobny, włącznie z paniczną ucieczką
klientów.
Nie
zmienia to jednak faktu, że cały rynek, np. obligacji skarbowych i
korporacyjnych, uzyskuje jednak pozytywną stopę zwrotu. Z tego
powodu szeroka dywersyfikacja jest bezpieczniejsza niż gonienie za
najwyższymi historycznymi stopami zwrotu, najlepszymi funduszami czy
towarzystwami, choć może przynieść niższą stopę zwrotu niż
liderzy w różnych okresach.
Do tej
pory nie mieliśmy do czynienia z materializacją ryzyka kredytowego
Polski, dzięki czemu wyniki funduszy opartych o obligacje skarbowe i
korporacyjne są generalnie bardzo stabilne. Gdyby pojawiły się
obawy o wypłacalność państwa, jak w Grecji, ich stabilny, liniowy
wzrost byłby na dłuższy czas zagrożony.
Po piąte,
nawet potępiane fundusze, które zaliczyły horrendalne błędy, np.
Idea Premium SFIO czy Copernicus Dłużnych Papierów Wartościowych, nie
straciły 100% kapitału powierzonego im przez inwestorów (co może
wydarzyć się w przypadku obligacji pojedynczych spółek, jak pokazuje przykład
Ganta), a po okresie zawieruchy wracały do ciągłości
funkcjonowania. To sprawia, że odpowiedź na pytanie, czy lepiej
kupić samodzielnie obligacje korporacyjne, czy korzystać z usług
TFI, nie jest wcale taka jednoznaczna.
Tutaj wszystkie artykuły o funduszach inwestycyjnych, funduszach notowanych na giełdzie i ryzyku inwestycyjnym.
Zapraszam do zapisywania się na bezpłatny, e-mailowy tygodnik Moja Przyszła Emerytura – co niedzielę podsumowanie tygodnia, zapowiedzi oraz coś ekstra.
Dzień dobry,
OdpowiedzUsuńszukam opinii o Aegon Gwarantowany fundusz emerytalny. Niestety nie udało mi się. Może nie potrafię się tu poruszać ;) Mogę prosić o opinię??
Nie znam produktu, nie mam opinii. Sorry.
UsuńDobry artykuł, który może wielu osobom otworzyć oczy.
OdpowiedzUsuńSam pamiętam do dziś moje zdziwnienie gdy w październiku 2012 fundusz Unikorona Pieniężny, który mam w moim portfelu z dnia na dzień stracił 2,41% a po jakimś czasie zaliczył drugi podobny spadek. Wszystko przez PBG.
Niby wiedziałem jak działają fundusze i wiedziałem, że Unikorona Pieniężny inwestuje też w obligacje, ale zaskoczenie w momencie gdy odczułem to we własnym portfelu było niemałe.
Fundusz do dziś trzymam, bo wyniki mnie zadowalają, ale warto sobie uświadomić w co inwestują fundusze które mamy w portfelu i wiedzieć co może się z nimi stać praktycznie z dnia na dzień.
Dzięki za komentarz i życzę samych sukcesów w prowadzeniu bloga. Pozdrawiam, proszę wracać!
UsuńPamiętam Pana ankietę, co zrobić z obligacjami Ganta. Podobnie jak większość Pana czytelników zagłosowałam, żeby jednak się ich nie pozbywać. Jak usłyszałam w TV o bankructwie Ganta od razu pomyślałam o Panu i mojej złej "radzie" :-(
OdpowiedzUsuńTak - rzeczywiście, zdecydowana większość odpowiedzi sugerowała dochodzenie swoich praw, a nie odzykanie 30% wartości nominalnej. Z dzisiejszej perspektywy to był błąd, ale nie było to wcale oczywiste kilka miesięcy temu. Wszyscy się uczymy. Tak naprawdę najważniejsza zła konsekwencja polega na tym, że nie sprzedałem tych obligacji ze stratą, którą potem mógłbym odliczyć od zysków na innych trasakcjach na giełdzie. Pozdrawiam, proszę wracać!
UsuńWiesz pewnie, że aby "zaksięgować" stratę podatkową na obligacjach ganta, musisz je sprzedać komuś np. za złotówkę:
OdpowiedzUsuńhttp://obligacje.pl/news/3061/upadlosc-gant-development-ciag-dalszy-historii.html
Fajny blog :).
Dzięki za przydatny link. Problem polega na tym, że nie ma już na giełdzie obrotu obligacjami Gant, więc nie ma ich jak sprzedać przez ten kanał. Poza tym, żeby wziąć udział w postępowaniu likwidacyjnym (które nic nie przyniosło z punktu widzenia obligatariuszy) trzeba było ustanowić blokadę tych obligacji. Nie wiem, czy mogę je jeszce sprzedać za pomocą umowy cywilno prawnej. Temat do zbadania, bo strata księgowa to ostatnia pozytywna rzecz, którą możne jeszcze uzyskać z tej nietrafionej inwestycji. Pozdrawiam, proszę wracać!
UsuńA jak się ma powyższy przypadek do IKE lub IKZE maklerskiego -gdzie będziemy kupowali obligacje - i Pana optymistycznych artykułów na temat III filaru.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze nie rozumiem pytania. Proszę doprecyzować, jeśli chce Pan/Pani innej odpowiedzi niż poniższa:
UsuńW trzecim filarze w formie rachunku maklerskiego (i niektórych innych formach) nie ma gwarancji kapitału, więc jeśli ktoś posiada obligacje firmy, która bankrutuje, nie ma znaczenia, czy jest to rachunek III filar czy zwykły. Po prostu poniesie stratę.
Niestety też zaliczyłem wpadkę inwestując w Copernicus Dłużnych Papierów Korporacyjnych jakieś 1,5 miesiąca przed zawieszeniem. Strata łączna(z prowizją za zakup) to blisko 1/4 kapitału. Skusiły mnie regularne, wysokie wyniki funduszu. Zdawałem sobie sprawę z ryzyka(wiedziałem dobrze o wcześniejszej wpadce idea premium i funduszy DWS) uznałem to jednak za wyjątkowe sytuacje w dużej mierze "dzięki" blogowi opiekun inwestora który utrzymywał że tego typu fundusze są funduszami niskiego ryzyka. Nie mniej rozproszyłem ryzyko na 4 fundusze dłużne mające regularnie dobre wyniki( eques obligacji, bps pieniężny, idea obligacji, no i Copernicus Dłużnych Papierów Korporacyjnych) przez co strata była mniejsza ale i tak na minusie wyszłem na tym. Myślę że bezpieczniej inwestować(puki co) w te zagraniczne fundusze dłużne jak ing korporacyjny bo w nich mamy uwzględnione wartość obligacji i dużą dywersyfikacje.
OdpowiedzUsuńDzięki za komentarz. ING Globalny Długu Korporacyjnego wygląda dzisiaj bardzo apetycznie, ale jestem pewien, że tylko kwestią czasu jest wystąpienie dłuższego okresu spadków. Świetne wyniki w ostatnich latach są efektem hossy na rynku obligacji high yield, w które inwestuje ING Renta Global High Yield będący głównym aktywem w portfelu tego funduszu. Być może ten trend jeszcze trochę potrwa, być może potrwa nawet kilka lat, ale gdy na rynek długu wrócą trudniejsze czasy, segment high yield będzie jednym z największych przegranych. Dlatego ING Globalny Długu Korporacyjnego jak najbardziej, ale tylko jako część większego portfela.
UsuńOsobiście jestem zwolennikiem dywersyfikacji nie tylko wewnątrz tzw. funduszy niskiego ryzyka, ale także między klasami aktywów. Nie boję się i nie gardzę funduszami akcji. Mam też specyficzne podejście do ryzyka, które opisałem jakiś czas temu, między innymi tutaj http://www.mojaprzyszlaemerytura.pl/2014/07/ryzyko-fundusze-inwestycyjne.html.
Pozdrawiam, proszę wracać!