Wszyscy twierdzą, że
strategia to podstawa skutecznego inwestowania, ale w rzeczywistości
większość przeciętnych inwestorów indywidualnych z żadnej nie
korzysta lub wydaje im się, że to, co robią, jest oparte o
strategię. Niewykluczone, że mi też się wydaje, że mam strategię
na swojej polisie, więc od razu przyznaję, że używam tego terminu
trochę na wyrost.
W moim rozumieniu tego
pojęcia, strategia to systematyczne podejście do inwestycji w trakcie jej trwania. W starszych wpisach przyglądałem się kilku
mechanicznym i bardziej elastycznym strategiom inwestowania, np.
uśrednianiu ceny zakupu i sprzedaży, równoważeniu portfela (rebalancing) oraz kierowaniu się cyklami koniunkturalnymi przy alokacji aktywów.
Strategia może być
bardzo precyzyjnie zdefiniowana za pomocą mniej lub bardziej
skomplikowanych wzorów matematycznych lub opierać się na ogólnych
przekonaniach i dość uznaniowych decyzjach.
Czy na swojej polisie
inwestycyjnej stosuję jakiekolwiek systematyczne podejście? Jakie
przekonania i zachowania składają się na moją strategię
inwestycyjną?
Pierwsze czternaście
miesięcy
W lutym tego roku
minęły dwa lata od startu mojej polisy, ale przez pierwsze
czternaście miesięcy nie miałem nad nią specjalnej kontroli. Mimo
tego, że miałem wcześniej doświadczenia z polskimi funduszami
inwestycyjnymi i rynkiem akcji, przez pierwsze kilka miesięcy
dokonywałem częstych, impulsywnych zmian, które generalnie do
niczego nie prowadziły. Wartość konta powoli malała, także pod wpływem opłat dla ubezpieczyciela, a ja nie miałem poczucia, że
panuję nad tą inwestycją.
We wrześniu 2012
skontaktował się ze mną były pracownik Szkoły Inwestowania,
który zaproponował, żebym przez rok przetestował jego nowy system
do strategicznego zarządzania funduszami inwestycyjnymi. W skrócie
– miał w kluczowych momentach przesyłać mi powiadomienie
e-mailem z informacją, w które fundusze ulokować na najbliższy
okres pieniądze.
Nie musiałem płacić
za tą usługę, byłem ciekawy i pozytywnie nastawiony do
wszystkiego, co pozwoliłoby mi opanować tę inwestycję. Mimo tego,
że miałem już wtedy własne przekonania na temat sytuacji na
rynku, zdecydowałem się na ten eksperyment.
W kwietniu 2013 byłem
już pewien, że nie chcę korzystać ani z tego, ani z żadnego
innego narzędzia, algorytmu, systemu czy innej sztucznej metody
zarządzania funduszami. Kilka słów o swoich wnioskach z tego okresu napisałem w tym wpisie.
Największy problem
polegał na tym, że nie rozumiałem, na jakich założeniach (jeśli
w ogóle jakieś były) polegał cały mechanizm i z wieloma
decyzjami o alokacji kapitału się nie zgadzałem. Nie widziałem
też żadnej wartości edukacyjnej w bezmyślnym kierowaniu się
wskazaniami kogoś innego.
Skutkiem inwestowania w
ten sposób może być uzależnienie się od płatnych porad oraz
frustracja na cały świat, jeśli te porady się nie sprawdzą. Co
ważne, dostawcy tego typu systemów nigdy nie biorą
odpowiedzialności za wyniki klientów.
Tak czy inaczej, w kwietniu 2013 wartość polisy była na kilkuprocentowym minusie, a
ja ostatecznie przestałem kierować się wskazaniami jakichkolwiek
narzędzi, doradców, biuletynów, itp.
Dopasowanie strategii
do założeń i ograniczeń mojej polisy
W międzyczasie sporo
nauczyłem się o różnych klasach aktywów, podstawowych strategiach, ryzyku w finansach, rodzajach funduszy inwestycyjnych i
wielu innych zagadnieniach, które mają związek z inwestycjami
kapitałowymi. Co mi to dało?
Na pewno pomogło mi
spojrzeć krytycznie, ale też konstruktywnie na swoją polisę
inwestycyjną. To kosztowne i restrykcyjne rozwiązanie (o czym
pisałem w poprzednich dwóch artykułach tutaj i tutaj), ale nie
można mu odmówić wyrafinowania, jeśli chodzi o dostępne opcje
inwestycyjne.
Po pierwsze – do
dyspozycji w moim programie jest ponad sto ubezpieczeniowych funduszy
kapitałowych, które reprezentują praktycznie wszystkie
najważniejsze klasy aktywów, włącznie z kilkunastoma rynkami
lokalnymi (np. Turcja, Indie, USA, Europa Zachodnia, Japonia, Rosja)
czy sektorami gospodarki (np. branża wydobywcza, nieruchomości). Do tego dochodzą
specjalistyczne fundusze, które pozwalają np. zarabiać również
na spadkach na polskim rynku akcji. Uważam, że warto (a wręcz
trzeba) z tych możliwości korzystać.
Po drugie – przez 15
lat od startu polisy nie będę miał dostępu do pieniędzy i bez
narażania się na wysokie opłaty likwidacyjne nic się nie da z tym
zrobić. Z mojego punktu widzenia oznacza to, że nie należy patrzeć
na te środki tak samo jak na oszczędności na płynnym rachunku
oszczędnościowym czy krótkoterminowej lokacie, przy których nie
akceptujemy żadnej zmienności i ryzyka.
Wręcz przeciwnie –
przy tego typu horyzoncie inwestycyjnym powinniśmy poszukiwać
aktywów obarczonych takim ryzykiem, które w długim terminie może
przynieść wysokie stopy zwrotu.
Po trzecie – wysokie
opłaty dla ubezpieczyciela na polisach inwestycyjnych są
niezaprzeczalnym faktem i będą systematycznie spowalniać wzrost
wartości inwestycji przez cały okres trwania programu.
To kolejny argument za
tym, żeby nie trzymać się kurczowo funduszy o niskim ryzyku (np. pieniężnych), które przynoszą przed opłatami dla ubezpieczyciela
zwroty porównywalne z lokatami bankowymi. W długim terminie
całkowite unikanie ryzyka daje gwarancję minimalnych lub nawet
ujemnych zwrotów po uwzględnieniu kosztów utrzymania polisy. Moim
zdaniem dobre wyniki na polisach są możliwe tylko i wyłącznie,
jeśli w naszym portfelu będą znajdować się (przynajmniej przez
część czasu) niedowartościowane, ryzykowne aktywa.
Po czwarte – na mojej
polisie konwersje między ubezpieczeniowymi funduszami kapitałowymi
dokonywane są z wyceną na dwa dni po złożeniu zlecenia. Na
przykład, jeśli złożę zlecenie konwersji w poniedziałek do
21.30, zostanie ono wykonane po wycenach ze środy. W praktyce
oznacza to, że przy podejmowaniu decyzji o zmianie nie wiemy, jak
nasze aktywa zachowają się przez dwa dni.
Tego typu przesunięcie
sprawia, że ubezpieczeniowe fundusze kapitałowe nie nadają się
specjalnie do krótkoterminowych spekulacji. Nie ma co liczyć na to,
że jesteśmy w stanie wykorzystywać dzienne czy nawet tygodniowe
ruchy na rynkach za pomocą polis inwestycyjnych. Powinniśmy raczej
skupić się na dłuższych trendach, bo krótszych i tak nie da się
wyłapać.
Tym bardziej, że i tak
musimy utrzymywać nasze pieniądze na rynku przez kilkanaście czy
kilkadziesiąt lat. Czy ktoś wyobraża sobie reagowanie na każde
wahnięcie na rynku przez tak długi okres? Z technicznych i
praktycznych względów można moim zdaniem od razu zapomnieć o
intensywnej spekulacji na polisach inwestycyjnych.
Po piąte – moja
polisa inwestycyjna jest oparta o regularną, miesięczną składkę
o stałej wysokości. Przez co najmniej siedem lat wpłacony kapitał
będzie się powiększał o 350zł miesięcznie. To oznacza, że w
naturalny sposób będę uśredniać cenę nabycia jednostek w
posiadanych ubezpieczeniowych funduszach kapitałowych.
Poza tym – przy tego
typu programie – najważniejszy wpływ na końcowy wynik nie będzie
miało to, co wydarzy się w pierwszych miesiącach, tylko to, co
wydarzy się przez kilka ostatnich lat. Dlaczego? Ponieważ w
pierwszym okresie kapitał będzie bardzo mały, a ewentualne straty
lub zyski będą w skali kilkunastu lat symboliczne. Ich znaczenie
będzie co najwyżej psychologiczne.
Dopiero po zgromadzeniu
większości kapitału, konsekwencje każdej decyzji inwestycyjnej
będą super istotne dla końcowego wyniku. Z kolei waga każdej
kolejnej miesięcznej składki będzie stopniowo spadać. W drugim
miesiącu programu gotówka z nowej składki stanowiła 50% mojego
całego kapitału na polisie, w 25 miesiącu gotówka z nowej składki
stanowiła już niecałe 4% mojego całego kapitału i ten udział
będzie dalej spadać.
Na czym opiera się
moja strategia na polisie inwestycyjnej?
Jest kilka pojęć,
które mają wpływ na to, w jaki sposób lokuję środki na swojej
polisie inwestycyjnej. Główne z nich to:
- podejście kontrariańskie
- uśrednianie i rebalancing
- alokacja między klasy aktywów i dywersyfikacja
- cykle koniunkturalne
- cykl życia (inwestycji)
Podejście
kontrariańskie polega na tym, że najbardziej interesują mnie klasy
aktywów, które są od dłuższego czasu w największej niełasce.
Na początek przyglądam się tym funduszom, których jednostki
straciły najwięcej na wartości przez ostatni rok, dwa lub więcej.
Im dłuższe i im dynamiczniejsze były spadki, tym więcej chciałbym
o nich wiedzieć. Dodam tylko, że z urzędu odrzucam wszystkie
fundusze o niejasnej polityce inwestycyjnej (np. absolutnej stopy
zwrotu, mieszane, alternatywne).
Dlaczego to może mieć
sens? Ponieważ na cyklicznych rynkach (a tylko takie mnie
interesują) warto kupować aktywa w okresach pesymizmu i niechęci.
Ceny są wtedy niższe, czasami dużo niższe, i na rynku pojawia się
tzw. premia za podjęcie ryzyka. Jeśli w przyszłości sytuacja i
sentyment się poprawi, będzie można sprzedać swoje aktywa dużo
drożej i osiągnąć zysk.
Oczywiście nigdy nie
ma się pewności, czy spadające aktywa, które już wydają się
okazją, nie stanieją jeszcze bardziej. Być może dużo bardziej.
Dlatego na tego typu od dawna niekochanych rynkach stawiam na
rozłożone w czasie uśrednianie ceny, szczególnie przy okazji
kolejnych fal pesymizmu, które sprowadzają ceny niżej. Robię
również chociaż minimalny research, żeby oszacować, jakie jest
prawdopodobieństwo dalszej presji na ceny i jak blisko może być
stabilizacja.
Ale oczywiście nigdy
nie ma pewności, że jakiś rynek podniesie się po załamaniu, a
dobry sentyment wróci. Nie wiadomo, czy i kiedy to się wydarzy.
Remedium na pierwszy problem (czy się podniesie) jest dla mnie
dywersyfikacja między kilka klas aktywów, które są aktualnie pod
presją lub wykazują niedowartościowanie. W tej chwili w moim
portfelu znajdują się fundusze reprezentujące pięć klas aktywów,
które wydają mi się okazyjnie wyceniane w perspektywie kilkunastu
miesięcy lub kilku lat. Pomyłka na jednym czy nawet dwóch z nich
nie powinna zachwiać ogólnym kierunkiem inwestycji.
Elementem
dywersyfikacji jest dla mnie również utrzymywanie części portfela
w najstabilniejszych funduszach pieniężnych, które są do pewnego
stopnia odpowiednikiem gotówki. Jeśli nie mam jasnych przekonań co
do bardziej ryzykownych klas aktywów, nie widzę żadnych okazji lub
nie chcę powiększać swojego udziału w tej części portfela,
pozwalam środkom leżeć w funduszu pieniężnym.
Na co czekam? Na spadek
cen i pojawienie się lub pogłębienie premii za ryzyko na jakimś
rynku. Przez ostatnie dziesięć miesięcy utrzymywałem od 0 do 60%
środków w funduszach pieniężnych. Moje nowe składki też
trafiają domyślnie do funduszu pieniężnego, zanim obciążę je
jakimkolwiek ryzykiem.
Do tego dodałbym
posunięcia inspirowane strategią równoważenia portfela
(rebalancingu). Jak to działa? Na przykład – im tańsze stają
się akcje tureckie w miarę, jak dowiadujemy się o problemach tego kraju, i im droższe stają się akcje polskie w
miarę, jak dowiadujemy się o polepszającej się koniunkturze w
naszym kraju, tym chętniej zamieniam jednostki coraz droższych
funduszy polskich akcji na jednostki coraz tańszych funduszy
tureckich akcji.
W gruncie rzeczy jest
to również pewna odmiana (powolnego) uśredniania o charakterze
kontrariańskim. To podejście ma też w sobie coś ze strategii „kup i trzymaj” - akcji tureckich nie mam zamiaru pozbywać się podczas
najbliższej korekty wzrostowej o parę procent. Interesuje mnie ich
wartość w momencie, kiedy do tego kraju wróci stabilizacja i
pozytywny sentyment inwestycyjny, co może wydarzyć się za długie
miesiące, a nawet lata.
Biorąc pod uwagę, że
i tak moje środki są zablokowane przez następne 13 lat, podjęcie
tego ciekawego ryzyka na części portfela (np. do 15-20% po kilku
rozłożonych w czasie, uśredniających zakupach) uważam za
uzasadnione w kontekście potencjalnej premii w przyszłości.
Przy podejmowaniu
decyzji ważna jest dla mnie również sytuacja makroekonomiczna,
szczególnie w kontekście cykli koniunkturalnych. Ich przebiegu
nigdy nie da się w pełni przewidzieć, ale jest to całkiem
przydatne narzędzie do oceny potencjału różnych klas aktywów.
Pomogło mi na pewno w
2013 uniknąć lokowania pieniędzy w fundusze długoterminowych obligacji skarbowych. Kończył się wtedy cykl obniżek stóp
procentowych w Polsce, rentowność obligacji była rekordowo niska,
a ceny wyjątkowo wysokie. Było coraz mniej miejsca na wzrosty
wyceny jednostek funduszy polskich obligacji.
To argumentacja
związana z cyklem koniunkturalnym w Polsce przekonała mnie też do
odważniejszego spojrzenia w 2013 na fundusze polskich akcji, w tym
małych i średnich spółek. Gdyby obecny cykl na świecie i w
Polsce miał mieć klasyczny przebieg, atrakcyjną klasą aktywów
mogą stać się w pewnym momencie niekochane od dłuższego czasu
surowce.
Ostatnim pojęciem,
które staram się mieć z tyłu głowy obsługując swoją polisę
inwestycyjną, jest cykl życia. To, że program jest piętnastoletni,
a przez pierwsze siedem lat na konto wpływa co miesiąc składka,
będzie miało znacznie przy moich wyborach.
Najważniejszą
konsekwencją jest to, że nie zamierzam się bać podejmowania
przemyślanego, rozproszonego, długoterminowego ryzyka. Atrakcyjne
stopy zwrotu mogą pochodzi tylko i wyłącznie z tego źródła,
więc przebywanie przez większość czasu w najbezpieczniejszych
klasach aktywów jest w moim przekonaniu niezrozumiałą kapitulacją i błędem.
Jakie są wyniki mojej
polisy inwestycyjnej po dwóch latach od startu?
Przyjemne jest to, że
mniej więcej od połowy trzeciego kwartału 2013 inwestycja jest
konsekwentnie na plusie. Tym bardziej, że jeszcze w lutym 2013 notowałem kilkuprocentową stratę, a dopiero od kwietnia 2013
samodzielnie i z przekonaniem podejmuję decyzje.
Przez ostatnie pół
roku stopy zwroty z mojej polisy poruszały się w przedziale od ok.
0 do 10% w skali roku, a ostatnie odczyty oscylują wokół 5% w
skali roku. Ok. 50% portfela stanowią ryzykowne aktywa, więc
ekspozycja zarówno na spadki, jak i wzrosty nie jest mała.
Ryzyko do portfela
dobieram zgodnie z opisanymi wyżej kryteriami. Jakieś 20% jego
wartości to fundusze akcji polskich, 15% fundusze dwóch innych
krajów rozwijających się, 15% fundusze surowcowe. Za obecne zyski
na rachunku odpowiadają fundusze akcji polskich (ich udział był dużo większy) oraz (w mniejszym stopniu) surowcowe. Fundusze dwóch
krajów rozwijających się to niedawne dodatki do portfela.
Wyniki monitoruję za
pomocą funkcji XIRR, która uwzględnia rozłożenie wpłat w czasie
i różni się pod kilkoma względami od absolutnej stopy zwrotu.
Więcej o wzorach w tym artykule.
Z ciekawych informacji
– w tej chwili mój zysk netto wynosi mniej więcej tyle samo ile
wartość pobranych przez towarzystwo ubezpieczeniowe opłat w ciągu
dwóch lat. Innymi słowy, opłaty stanowiły do tej pory 50% całego
zysku brutto. Moim zdaniem nawet przy stosunkowo odważnej strategii
będzie bardzo trudno polepszyć ten stosunek.
Proste na
pewno nie będzie też systematyczne powiększanie wartości rachunku
mojej polisy, mimo że wydaje mi się, że zaczynam kierować się
czymś, co przypomina systematyczne podejście.
Tutaj wszystkie artykuły na temat polis inwestycyjnych, funduszy inwestycyjnych oraz prywatnej emerytury.
Zapraszam do zapisywania się na bezpłatny, e-mailowy tygodnik Moja Przyszła Emerytura – co niedzielę podsumowanie tygodnia, zapowiedzi oraz coś ekstra.
moze i surowce a moze spolki ukrainskie surowcowe
OdpowiedzUsuńMoże. Funduszu reprezentującego taką klasę aktywów niestety nie posiadam na polisie inwestycyjnej. Temat do rozegrania na rachunku maklerskim. Pozdrawiam, proszę wracać!
Usuńwarto miec poduszke bezpieczenstwa u mnie jest to lokata, do tego gotowka (na promocje na gieldzie) i oczywiscie akcje spolek, dobra strategia to podstawa a jeszcze waznejsza jest konsekwencja (ktorej czasami m i brakuje)
OdpowiedzUsuńŚwięta prawda z tą konsekwencją! Pozdrawiam i proszę wracać!
UsuńPatrząc po komentarzach na blogach to bardzo się cieszę, że zlikwidowałem swoją polisę.
OdpowiedzUsuńMiałem trochę szczęście, bo polisę odkupiłem tuż po bessie w 2009 roku. Zwrot z tej inwestycji w moim wypadku wyniósł jakieś 80-90%. Odkładałem przez cztery lata i w grudniu spieniężyłem. Aegon musiał swoje 2500 zł zabrać za likwidację, ale na to już nic się nie poradzi. Lepsze to niż czekanie jeszcze 5 lat do końca polisy. Jak policzyłem to w tym czasie Aegon pobrałby tyle opłat ile zapłaciłem za likwidację.
Dzięki za komentarz. Nie uważam, żeby komentarze na blogach były wyznacznikiem trafności decyzji. Dla mnie nie mają żadnego znacznia, bo opisują historię inną niż moja. Jeśli pieniądze były potrzebne lub masz na nie lepszy pomysł, decyzja była na pewno właściwa. Wysokie koszty takich polis to niezaprzeczalny fakt, podobnie zresztą jak dostęp do naprawdę imponującej palety opcji inwestycyjnych. Sprawa nie jest na pewno czarno biała, ale też jestem po stronie tych, którzy nie poleciliby polisy jako domyślnego lub korzystnego sposobu na gromadzenie nadwyżek finansowych. Ze swoją mam zamiar zostać do końca i nauczyć się jak najwięcej o tworzeniu niebanalnych portfeli pod własne potrzeby. Taka wiedza to przecież klucz do zadbania o moją przyszłą emeryturę!
Usuń