Benoit Mandelbrot to
francuski matematyk o bardzo szerokich zainteresowaniach, którego
niektórzy mogą kojarzyć z tzw. fraktalami. O jego spojrzeniu na
kluczowe pojęcia w świecie finansów (np. ryzyko, cenę, wartość,
itp.) po raz pierwszy dowiedziałem się z książki „Czarny łabędź” Nassima Taleba, którą jakiś czas temu recenzowałem.
Mandelbrot i Taleb mają
podobne, przewrotne spojrzenie na branżę finansową i rynki.
Konsekwentnie podważają kluczowe założenia współczesnej teorii
finansów, m.in. to, że uczestnicy rynków są racjonalni (hipoteza efektywnego rynku), ryzyko można łatwo obliczyć i zminimalizować
(teoria portfelowa), a ceny różnych aktywów zmieniają się
płynnie i bez zakłóceń.
Co proponuje Benoit
Mandelbrot w zamian? Czym różni się jego wizja? Jak można
wykorzystać ją w praktyce przy zarządzaniu własnymi
oszczędnościami i inwestycjami?
Ten artykuł to kolejna część niekończącego się cyklu [szerszy obraz].
Przyglądam się w nim spojrzeniu na świat i przekonaniom wpływowych ekonomistów, badaczy rynków, inwestorów, naukowców, myślicieli i praktyków. Nie szukam i nie promuję jednej prawdy objawionej. Uważam, że warto znać i czerpać z różnych sposobów myślenia o rzeczywistości wokół nas.
W tym, co czytam, oglądam i słucham, wyszukuję przydatne pojęcia i narzędzia, dzięki którym można sprawniej i świadomiej podejmować decyzje. Najbardziej interesują mnie względnie trwałe mechanizmy. Najmniej – bieżący szum informacyjny. Mam pragmatyczne podejście do wiedzy. Chcę wiedzieć, jak coś działa, dlaczego i co z tego dla mnie wynika.
We wcześniejszych artykułach przybliżyłem, jak widzą rzeczywistość ekonomiczną, w której przyszło nam żyć, między innymi Ray Dalio, John Bogle, William Bernstein, Nassim Taleb, Robert Shiller, Niall Ferguson, Hyman Minsky, Sebastian Buczek i Mohnish Pabrai.
Co to jest rynek?
Jedynym narzędziem,
dzięki któremu możemy w jakimś stopniu je przewidywać, jest
rachunek prawdopodobieństwa. Na podstawie historycznych zachowań
(np. klimatu) możemy powiedzieć coś o prawdopodobieństwie
wystąpienia jakiś zachowań w przyszłości (np. upalnego lata,
ulewnego deszczu jutro, itp.). Ale pewności nigdy nie będziemy
mieli – tylko prawdopodobieństwo.
Rynki to również tego
typu dynamiczne systemy, w których w bezustannym ruchu jest
nieskończona ilość zmiennych.
Rynek to nic innego jak
miejsce (realne lub wirtualne), w którym ludzie i instytucje
wymieniają się jakimiś towarami i usługami. Na stan i perspektywy
każdego rynku ma wpływ zachowanie jego wszystkich uczestników (w
tym ich oczekiwania, obawy, itp.), którzy ustalają w bezpośrednich
transakcjach ceny (np. marchewki, używanego samochodu, akcji,
obligacji, surowców czy kontraktów terminowych).
Uczestnicy rynków
stale obserwują informacje, które mogą mieć wpływ na wartość
różnych aktywów (np. regulacje prawne, nowe kontrakty dla firm,
decyzje polityczne, itp.), i na nie reagują. To wpływa na ceny.
Uczestnicy rynku są
niebywale różnorodni – od daytraderów, których horyzontem inwestycyjnym jest nawet kilka minut, po fundusze emerytalne, które
inwestują kapitał z myślą o zwrocie za kilkanaście czy
kilkadziesiąt lat. Na rynku są inwestorzy indywidualni (mali, duzi,
doświadczeni, niedoświadczeni, z planem, bez planu, itp.) oraz
inwestorzy instytucjonalni (banki, towarzystwa funduszy inwestycyjnych, itp.).
Ta różnorodność
oznacza, że inwestorzy mają często kompletnie sprzeczne
oczekiwania, plany i obawy co do rozwoju wydarzeń. Dzięki temu
nieustannie do skutku dochodzą transakcje. Ktoś jest gotowy
sprzedać, a ktoś kupić i tym samym zrealizować swój (zupełnie
inny) cel. W tym kontekście naprawdę warto wiedzieć, jaki jest cel
naszej obecności na rynku (np. akcji czy obligacji).
Z czym nie zgadza się
Benoit Mandelbrot?
Benoit Mandelbrot badał
najpierw ruchy cen na rynku bawełny, a potem przyglądał się innym
rynkom finansowym. Jego badania doprowadziły go do wniosków, które
stoją w sprzeczności z dominującymi przekonaniami dotyczącymi
działania rynków.
1.
Zdaniem Mandelbrota
uczestnicy rynków nie są zawsze racjonalni i ich jedynym celem nie
jest maksymalizacja zysku. W swoich badaniach cen różnych aktywów
wielokrotnie spotykał się z okresami, kiedy rynki przereagowują
pod wpływem emocji. Ceny stają się niebezpiecznie wysokie na fali
hurraoptymizmu lub nieracjonalnie niskie pod wpływem zbyt głębokiego
pesymizmu.
Co prawda ostatecznie
rynek się koryguje i ceny wracają do jakiegoś poziomu równowagi,
ale okresy nieracjonalności mogą trwać całymi miesiącami.
Inwestorzy nie są w stanie w pełni obliczyć wpływu różnych
wydarzeń na wycenę np. akcji, więc kierują się nie tyle zimną
kalkulacją (bo ta jest niedostępna), ale np. obserwacją zachowań
innych inwestorów czy opiniami analityków.
Poza tym uczestnicy
rynku mają różne poziomy kompetencji, warsztatu inwestycyjnego czy
też dostępu do wiedzy. Nie każdy z nich działa racjonalnie w
każdym momencie. Różnego rodzaju błędy – mniejsze i większe –
to codzienność rynków finansowych.
Czy ci inwestorzy,
którzy bezpowrotnie stracili część lub całość swoich
oszczędności na skutek nietrafionych decyzji inwestycyjnych, mimo
że chcieli przecież je pomnażać, również działali racjonalnie?
2.
Inwestorzy różnią
się od siebie w sposób, którego branża finansowa nie docenia.
Oczywiście istnieją np. kwestionariusze badające naszą skłonność
do podejmowania ryzyka finansowego i inne narzędzia pomagające
sprzedawcom w klasyfikowaniu nas jako inwestorów. To jednak
wyjątkowo tępe przyrządy.
W rzeczywistości na
rynkach każdy inwestor ma pełne prawo do podjęcia każdej decyzji
w każdej chwili i deklaracje z kwestionariuszy i tym podobnych
dokumentów nic nie znaczą. Uczestnicy rynków działają pod
wpływem różnych informacji, różnych oczekiwań, różnych
przekonań, różnych rad, różnych horyzontów inwestycyjnych –
można by tak wymieniać w nieskończoność.
Jedna konsekwencja
takiego stanu rzeczy to bardzo, ale to bardzo dynamiczny rynek,
podatny na nagłe zmiany nastrojów i inne turbulencje.
Druga ważna
konsekwencja – już na poziomie indywidualnym – to konieczność
bardzo, ale to bardzo starannego zdefiniowania swoich parametrów
(przede wszystkim celów i strategii) w roli uczestnika rynków.
To moim zdaniem
fundamentalna zasada: jest sens wystawiać swoje pieniądze na ryzyko
tylko w odniesieniu do konkretnych celów i to do nich dobierać
narzędzia.
3.
Zmiany cen różnych
aktywów nie następują płynnie i łagodnie, a większość
inwestorów nie docenia potencjału nagłych ruchów na rynku. Chodzi
o te na pierwszy rzut oka rzadkie momenty, kiedy handel np. akcjami
czy instrumentami pochodnymi, gwałtownie się załamuje – czasem w
odpowiedzi na konkretne wydarzenia, czasem bez wyraźnej przyczyny.
Przykładem takiego
dramatycznego zakłócenia płynności był 19 października 1987r.,
kiedy amerykański indeks akcji 30 dużych spółek Dow Jones stracił
w jeden dzień 29,2% swojej wartości.
Tego typu dzikie
wahania (w obie strony) nie są wystarczająco eksponowane przez
branżę finansową, która uważa je za anomalie bez wielkiego
wpływu na długoterminową średnią. Tymczasem zdarzają się one
na różnych rynkach, szczególnie walutowym, instrumentów
pochodnych, akcji i bardziej ryzykownych obligacji (np. krajów rozwijających się) na tyle często, że inwestorzy powinni na
ich rolę zwracać baczniejszą uwagę przy planowaniu swoich
inwestycji.
Benoit Mandelbrot,
podobnie jak Nassim Taleb, jest nieufny w stosunku do wszystkich miar ryzyka i zmienności stosowanych w branży finansowej (np. wskaźnika
Sharpe'a). Nie nadążają one ich zdaniem za coraz bardziej
skomplikowanymi i podatnymi na dziką zmienność rynkami, o czym
pisali kiedyś nawet we wspólnym artykule.
4.
Najciekawszą z
obiekcji wobec dominującej teorii finansów Mandelbrot zostawił
sobie na koniec. Z jego badań wynika, że – wbrew temu co mówi
np. hipoteza efektywnego rynku – ceny jakiegoś aktywa w czasie nie
są od siebie niezależne i przypadkowe. Nie mamy tu do czynienia z
czymś podobnym do rzutu monetą, podczas którego każdy kolejny
wynik jest niezależny od poprzedniego.
Ceny aktywów rosną
lub spadają w dużej mierze w nieprzewidywalny sposób, ale zdaniem
Mandelbrota można udowodnić występowanie krótkoterminowej i
długoterminowej zależności. O co chodzi?
Otóż z jego badań
wynika, że dynamiczne spadki często prowadzą do dalszych spadków,
a dynamiczne wzrosty prowadzą do dalszych wzrostów. Spadające ceny
skłaniają kolejnych inwestorów do przyłączenia się do ruchu,
podobny wpływ na rynek miewają rosnące ceny.
Oczywiście po pewnym
czasie trend się wyczerpuje lub odwraca, ale jego zdaniem okresy
dużej zmienności mają tendencję do występowania w większych
skupiskach. Mandelbrot zachęca do wykorzystywania tej cechy rynków
do minimalizowania strat i maksymalizowania zysków. To plasuje go
wśród zwolenników podejmowania prób tzw. wyczucia rynku (market
timing), a nie uczestniczenia w nim bez względu na wszystko (buy and
hold).
A o co chodzi z
długoterminową zależnością? Otóż Mandelbrot twierdzi, że
inwestorzy mają tendencję do zachowywania w pamięci wyjątkowo
traumatycznych wydarzeń dla rynku, a potem dostosowywania do nich
swoich zachowań przez całe lata i dekady.
W Polsce takim szokiem,
który być może wciąż wpływa na poglądy i zachownia wielu
inwestorów, jest skala spadków na giełdach w latach 2007-2009 w
związku z globalnym kryzysem gospodarczym. Na kilka miesięcy przed
rozpoczęciem bessy polskie fundusze inwestycyjne miały rekordowe
aktywa po tym, jak oszczędzający masowo lokowali w nich swój
kapitał. Rozczarowanie i nerwy związane ze dotkliwymi stratami z
tego okresu do dzisiaj ciążą na opinii o giełdzie i funduszach inwestycyjnych jako narzędziach do lokowania oszczędności. Być
może część osób z tego pokolenia już nigdy nie zdecyduje się
na coś więcej niż lokaty bankowe czy obligacje skarbowe.
Książkę „Zachowanie
rynków” kupiłem na brytyjskim Amazon za kilka funtów – bezpłatna dostawa do Polski przy zamówieniu od 25 funtów.
Jakie są najważniejsze
cechy rynków według Benoit Mandelbrota?
Książka „Zachowanie
rynków” to raczej szerokie spojrzenie na świat finansów niż
zbiór praktycznych wskazówek do zastosowania na co dzień. Poglądy
Mandelbrota na rynki trzeba już samodzielnie przełożyć na własne
decyzje finansowe, skład portfela czy swoją strategię
inwestycyjną. Sam autor podsumowuje swoje poglądy w dziesięciu
punktach:
1. rynki mają
skłonność do wpadania w turbulencje, a okresy załamania
nastrojów, paniki czy zakłóceń w wycenach aktywów to raczej
norma niż anomalia,
2. rynki są niezwykle
ryzykowne, a zakładanie, że system finansowy jest linearny, płynny
i ciągły jest niebezpieczne,
3. warto podejmować
próby wyczuwania rynku (market timing) – duże straty i zyski
często występują w skupiskach, z reguły spadki cen są dużo
szybsze niż wzrosty,
4. ceny różnych aktywów są bardzo, ale to bardzo zmienne,
5. czas jest bardzo
względny i elastyczny na rynkach – każdy inwestor działa w
oparciu o inny horyzont inwestycyjny, a gwałtowne ruchy cen w
przeciągu kilku minut zmienności mogą zniwelować kilka tygodni
lub miesięcy ruchu w przeciwnym kierunku,
6. rynki wszędzie
działają tak samo, choć mogą różnić się skalą,
7. immanentną cechą
rynków jest niestabilność, a różnego rodzaju bańki (takie jak
internetowa w latach 90. lub mieszkaniowa w latach 2000-2007) są
nieuniknione,
8. rynki mają
tendencję do zwodzenia swoich uczestników,
9. dużo łatwiej
oszacować przyszłą zmienność (jest do tego nawet specjalny
indeks VIX) niż dokładne ceny,
10. pojęcie „wartości”
ma bardzo ograniczoną przydatność – w różnych miejscach i
czasie te same towary, usługi i aktywa mogą mieć zupełnie inną
wartość.
Książkę „Zachowanie rynków” kupiłem na brytyjskim Amazon za kilka funtów – bezpłatna dostawa do Polski przy zamówieniu od 25 funtów.
Tutaj wszystkie
poprzednie recenzje książek o finansach oraz artykuły o ryzyku.
Warto również
przejrzeć różne narzędzia wspierające oszczędzanie i inwestowanie.
Zapraszam do
zapisywania się na bezpłatny, e-mailowy tygodnik Moja Przyszła Emerytura – co niedzielę podsumowanie tygodnia, zapowiedzi oraz coś ekstra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
A co Ty sądzisz?