Dla
polskiej publiczności pojęcie inwestowanie w indeksy może być
egzotyczne, ale w krajach zachodnich każdy aktywny inwestor
indywidualny wie, o co chodzi. Krótko mówiąc: jest to pasywna alternatywa
wobec inwestowania opartego o aktywną selekcję aktywów do portfela
(np. akcji wybranych spółek czy obligacji różnych emitentów).
Tak
działają praktycznie wszystkie fundusze inwestycyjne w Polsce –
ich celem jest pobić tzw. benchmark (czyli punkt odniesienia, którym
często są właśnie indeksy, np. mWIG40 czy WIG) oraz pozytywnie
wyróżnić się na tle innych funduszy z tej samej grupy.
Inwestowanie w całe indeksy całkowicie zmienia logikę wydarzeń –
celem staje się pasywne naśladowanie zmian wyceny bazowego indeksu,
a nie ściganie się z kimkolwiek.
Czy
to ma jakikolwiek sens? Dlaczego w krajach zachodnich, szczególnie
USA, inwestowanie w indeksy to praktycznie najważniejszy składnik
długoterminowego oszczędzania? Jakie są pod tym względem
możliwości w Polsce?
Inwestowanie
w indeksy – założenia
Atrakcyjność
inwestowania w indeksy jest oparta o kilka założeń, które można
zaakceptować lub nie, ale trzeba je zrozumieć. Inaczej nie ma o
czym rozmawiać.
Po
pierwsze – zwolennicy tego podejścia kwestionują możliwość
wygrywania z rynkiem w długim okresie. O co chodzi? Powiedzmy, że
mamy indywidualnego inwestora, który uważa, że wie lepiej niż
inni, które spółki z indeksu szerokiego rynku WIG to dobra inwestycja. Jest to dość
powszechny stan umysłu na rynku – każdemu inwestorowi wydaje się,
że wie lepiej niż inni. Inaczej przecież nie ryzykowałby swoich
pieniędzy.
O
ile pojedyncze transakcje mogą skutkować wynikami nieporównywalnie
lepszymi niż średnia dla WIG (czyli dużo wyższy zysk lub
dużo mniejsza strata), w długim i bardzo długim okresie (mówię tu o dekadach)
rzadko kto pobija indeks. Rzadko kto jest mądrzejszy niż rynek.
Dotyczy
to również funduszy inwestycyjnych. Czy ktoś to udowodnił?
Niestety nie znam badań dotyczących polskiego podwórka i nie jest
w stanie stworzyć swoich, ale jest spora literatura w języku angielskim na ten temat. Tak czy inaczej, centralnym argumentem jest
tu nieprzewidywalność rynku dla zdecydowanej większości
inwestorów, w tym wielu profesjonalnych.
Po
drugie – uczestniczenie w indeksach spółek giełdowych (np.
WIG20) daje w długim terminie lepsze zwroty z zainwestowanego
kapitału niż np. lokaty terminowe czy obligacje skarbowe. Już
widzę, jak niektórym czytelnikom skacze ciśnienie, jak chcą
rzucić się do komentowania, że to nieprawda, że mają dowody. Ale
powoli.
Teoria,
którą można się kierować lub nie, jest taka: wysokość stóp zwrotu jest zależna od ryzyka. Pomiędzy możliwym do osiągnięcia
zyskiem a podjętym ryzykiem jest bezpośrednia zależność. Za
podjęcie ryzyka należy się premia wyższa niż za jego
niepodjęcie.
Dla
większości przeciętnych inwestorów (w tym mnie) są to
stwierdzenia – nawet jeśli prawdziwe – kompletnie abstrakcyjne.
Niestety każdy musi wypracować własny warsztat określania
aktualnego poziomu ryzyka, własnej tolerancji dla ryzyka czy też
ryzyka w odniesieniu do czasu inwestycji. Bez tego tego typu pojęcia
pozostaną puste i bezużyteczne, a my utkniemy na poziomie
przekrzykiwania się czy lokaty są lepsze, czy fundusze.
Ale
coś w tym jednak jest – po dramatycznych spadkach 2008/2009 na
giełdzie poczucie ryzyka było bardzo duże. Nie brakowało głosów,
że świat się kończy, że giełda już nigdy się nie podniesie,
duża firma Lotos została wyceniona przez jednego „eksperta” na
0zł.
Ktoś,
kto inwestował np. w fundusze akcyjne czy firmę Lotos przy
ówczesnych poziomach ryzyka, może się dzisiaj cieszyć z
fantastycznych zwrotów kilkakrotnie wyższych niż zarobek na
gwarantowanych depozytach czy obligacjach. Akcje firmy Lotos
kosztowały w najgorszym momencie (styczeń 2009r.) ok. 8zł, teraz
kosztują ok. 45zł.
Z
drugiej strony w najwyższych okresach hossy przed załamaniem
powszechna była opinia, że inwestowanie w fundusze nie jest
specjalnie ryzykowne. Przekonywały o tym choćby kilka lat
historycznych wzrostów. Niektórzy nawet łączyli spłatę kredytu
hipotecznego z oczekiwanymi zyskami na giełdzie. Naprawdę
przewrotność ryzyka inwestycyjnego jest niebywała i należy jej
się kiedyś osobny artykuł.
Najwięksi
puryści twierdzą, że każdy moment jest tak samo dobry, żeby
rozpocząć inwestowanie na rynku akcji (najlepiej w cały indeks),
ale osobiście nie jestem tak radykalny. Poszukuję jakiejś strategii inwestycyjnej, która uporządkuje moje podejście do
uczestniczenia na rynku akcji i będzie wystarczająco pasywna, żebym
nie musiał się nią zbyt często zajmować.
Trzecie kluczowe założenie przy inwestowaniu w indeksy wynika z hipotezy rynku efektywnego, która zakłada, że rynek natychmiast wycenia wszystko na podstawie dostępnych informacji. Co z tego wynika? Że przeciętny inwestor nie ma szans z nim wygrać, ponieważ uzyskuje dostęp do informacji zbyt późno, a przewidywanie przyszłości jest poza jego możliwościami. Indeksy to najprostszy sposób, żeby uczestniczyć w całym rynku, a nie jego części, która może być obarczona większym ryzykiem.
Trzecie kluczowe założenie przy inwestowaniu w indeksy wynika z hipotezy rynku efektywnego, która zakłada, że rynek natychmiast wycenia wszystko na podstawie dostępnych informacji. Co z tego wynika? Że przeciętny inwestor nie ma szans z nim wygrać, ponieważ uzyskuje dostęp do informacji zbyt późno, a przewidywanie przyszłości jest poza jego możliwościami. Indeksy to najprostszy sposób, żeby uczestniczyć w całym rynku, a nie jego części, która może być obarczona większym ryzykiem.
Inwestowanie
w indeksy – zalety
1.
prostota
Kupując
jednostki funduszu ETF lub funduszu indeksowego przy pomocy jednej
transakcji kupujemy cały skład indeksu. Na dodatek firma
zarządzająca będzie dostosowywać skład portfela do zmian składu
indeksu w czasie. Wyobraźmy sobie teraz, że chcemy zrobić to
samodzielnie – niewykonalne dla zdecydowanej większości
inwestorów.
2.
maksymalna dywersyfikacja
Są
fundusze ETF czy fundusze indeksowe (nie w Polsce), które inwestują
w absolutnie wszystkie spółki na giełdzie. To jest ideał
pasywnego podejścia do inwestowania – chcemy mieć wszystkie
możliwe walory w swoim portfelu w takich proporcjach, w jakich są w
indeksie.
To
oznacza maksymalną możliwą dywersyfikację na danym rynku oraz
uniezależnienie się od wpływu dużych błędów w ocenie kondycji
poszczególnych składników naszego portfela (pozdrawiam zarządzających Idea TFI). To i tak nie my go
wybieramy, tylko rynek. A w długim terminie i tak rzadko kto jest
mądrzejszy niż rynek.
3.
dla każdego
Ilu
nieprofesjonalnych inwestorów potrafi konsekwentnie śledzić i
porównywać notowania różnych funduszy, ich benchmarków, ich
konkurentów z grupy, itp.? Ilu ma systematyczne podejście do swoich
inwestycji w spółki giełdowe? Naprawdę niewielu.
Zamiast
tego idą na forum internetowe i zadają pytania typu: „Jaki
fundusz polecacie?”, „Co sądzicie o funduszach X albo Y?”. To
dość naturalne pytania – chcemy jakoś podjąć decyzję. Ale to
nie jest żadna metoda działania.
Fundusze
ETF oraz fundusze indeksowe w pewnym sensie zwalniają z tej
męczarni. Jedyne, co muszę śledzić, to jeden indeks (np. mWIG40
czy WIG20). Nie jestem też w ciągłym stresie, że wybrałem złe
towarzystwo, bo fundusze innego akurat radzą sobie lepiej. Biorę po
prostu średnią dla rynku.
4.
pokora wobec nieprzewidywalnego rynku
Każdy
chciałby być najmądrzejszy, każdy chciałby być najlepszym
kierowcą, najlepszym kochankiem, najlepszym inwestorem. Wszystkim
się wydaje, że bycie lepszym od innych jest w zasięgu ręki. Jest
to szczególnie przypadłość mężczyzn.
Inwestowanie
w indeksy nie zakłada, że będziesz się ścigał o palmę
pierwszeństwa. Zakłada, że zadowoli nas średnia dla rynku. To
może być dla niektórych nie do przyjęcia – ambicja im nie
pozwala. Moim zdaniem w długim okresie taka pokora wobec rynku to
bardziej rozsądne, mniej chaotyczne i mniej stresujące podejście
do inwestowania.
5.
niższe koszty
Fundusze
ETF oraz fundusze indeksowe są tańsze niż fundusze aktywnie
zarządzane. Dlaczego? Są prostsze – ich najważniejszym zadaniem
jest jak najwierniejsze odwzorowywanie bazowego indeksu, a nie
wygrywanie z nim. Potrzebny jest jakiś system do osiągnięcia tego
celu, ale jest on o wiele mniej kosztowny w utrzymaniu niż sztab
zarządzających, którzy na bieżąco analizują sytuację i starają
się pobić rynek.
Standardowa
opłat za zarządzanie w funduszach akcji w Polsce to ok. 3-4%
wartości aktywów w skali roku, w funduszu Lyxor ETF WIG20 to 0,45%
w skali roku, w funduszu indeksowym Ipopema m-Indeks odwzorowującym
zachowanie indeksu mWIG40 to 1,5% w skali roku.
Inwestowanie
w indeksy – wady
1.
mikroskopijna oferta w Polsce
Jakie
są możliwości inwestowania w oparciu o polskie indeksy? Niestety
ten rynek nawet na dobre jeszcze się w Polsce nie zaczął. Jeśli
chodzi o fundusze ETF na polskiej giełdzie notowany jest zaledwie
jeden fundusz – Lyxor ETF WIG20 oparty o indeks dwudziestu
największych polskich spółek. Są jeszcze dwa inne oparte o giełdę
niemiecką i amerykańską.
Jeśli
chodzi o fundusze indeksowe, drugi najważniejszy sposób
inwestowania w indeksy, jest niewiele lepiej. Tylko jedno towarzystwo
prowadzi fundusz indeksowy celujący w odzwierciedlanie zmian indeksu jeden do jednego – chodzi o fundusz Ipopema m-Indeks, który śledzi
zachowanie indeksu mWIG40.
Do
tego dochodzi kilka bardziej egzotycznych funduszy prowadzonych przez
towarzystwa Quercus oraz Altus, które używają kontraktów
terminowych do odzwierciedlania dwukrotności WIG20 oraz odwrotności
WIG20. Ich dostępność jest ograniczona.
2.
brak danych o inwestowaniu w indeksy w Polsce
Fundusze
indeksowe i fundusze ETF są od lat w natarciu w krajach zachodnich.
Oprócz historycznych danych, dzięki którym można porównać
wyniki aktywnie i pasywnie zarządzanych inwestycji, jest cała masa
prac naukowych, które rozważają różne aspekty inwestowania w
indeksy. Jest kilkanaście blogów inwestorów skupionych tylko na
tych instrumentach (bezcenna lektura!).
Moje
pytanie brzmi: na ile te materiały przekładają się na specyfikę
polskiej giełdy i polskiego rynku produktów inwestycyjnych? Wiele
różnic widać gołym okiem – koszty Lyxor ETF WIG20 oraz Ipopema
m-Indeks są wyższe niż koszty funduszy ETF i indeksowych w USA, w
Niemczech czy we Włoszech. Czy polskie towarzystwa mają odpowiednią
wiedzę i systemy, żeby tworzyć godne zaufania produkty oparte o
indeksy? Takich pytań mam więcej
3.
mechaniczność podejścia
Puryści
inwestowania w indeksy zalecają uczestniczenie w rynku akcji w
każdych warunkach – kierują się w tym momencie teorią, że
giełdy w długim okresie wynagradzają ryzyko, a aktualna cena jest zawsze sprawiedliwa. Nie jestem
zwolennikiem tego podejścia.
Najchętniej
połączyłbym inwestycje w fundusze ETF oraz fundusze indeksowe z
obserwacją dużych cykli koniunkturalnych oraz wskaźników wyceny
akcji (np. cena do zysku i jej modyfikacje).
W
tym momencie przyglądam się różnym strategiom – od równoważenia portfela (rebalancing) po uśrednianie cen. Chciałbym wypracować
jakieś konsekwentne podejście do długoterminowej obecności części
moich oszczędności na rynku akcji, które odpowiada moim
możliwościom i ograniczeniom w roli inwestora. Jestem pewien, że
inwestowanie w indeksy będzie elementem tej układanki.
Tutaj
wszystkie artykuły o inwestowaniu w indeksy, funduszach inwestycyjnych oraz długoterminowym inwestowaniu.
Warto
również przejrzeć inne narzędzia wspomagające oszczędzanie i inwestowanie.
Zapraszam
do zapisywania się na bezpłatny, e-mailowy tygodnik Moja Przyszła Emerytura – co niedzielę podsumowanie tygodnia, zapowiedzi i coś ekstra.
nalezaloby dodac infarmacje o tym ze siostrzanymi instrumentami do ETF sa Trakery.
OdpowiedzUsuńMamy do dyspozycji indeksowe grania na Wig20, Eurostoxx50 ( indeks calej europy), Dax, Zloto , Srebro, Rope.
To stwarza wystraczajaca palete.
Dodatkowo mozna grac na wzrost ( trakery Long) i na spadek ( trakery Shorty ).
Do tego jeszcze dochodzi:
+ transakcje natychmiastowe po biezacej cenie
+ mozliwosc transkacji bez podatku w ramach IKE/IKZE
Dzięki za komentarz. Zastanawiam się tylko, jaka jest płynność tych trackerów, kto jest ich emitentem i jak są konstruowane. Pozdrawiam. Proszę wracać!
UsuńTak sobie czytam i rzeczywiście odwzorowywanie indeksu czy cen wydaje się dość wygodną sprawą. Tzn. może darowałbym sobie odwzorowywanie cen złota czy ropy. Złoto to spekulantka na maksa, zwłaszcza że fundusze ETF podobno są w czołówce klientów kupujących i posiadających ten kruszec. Przy dość zawrotnie rosnących cenach zwłaszcza w ostatnich czasach podejrzewam że może się to skończyć gigantyczną bańką. Ropa także przez ostatnich ileś lat notuje niesamowite amplitudy cen, która nie odzwierciedla jej realnej wartości lecz kreowany przez niewiele bytów (firm i państw ropobogatych) trend. Jestem fanem lotnictwa, jednym z przykładów niewłaściwej żonglerki jest kontrakt LOTu na paliwo, po niefortunnym zawarciu którego firma rany lizała (jeszcze liże?) przez kilka lat. Poza tym duży wpływ na wycenę tych dóbr ma kurs walut - czyli nasze najgłębsze osobiste analizy mogą się okazać niesłuszne przez różnice walutowe.
OdpowiedzUsuńAle wracając do indeksów giełdowych, rzeczywiście próba ich odwzorowań wydaje się bardzo wygodnym rozwiązaniem. Wbrew przykazaniom można bowiem uniknąć dywersyfikacji (każdy fundusz dywersyfikuje swój portfel ale przy odwzorowywaniu indeksu wiadomo w jaki to się dzieje sposób) i zarazem skupić się na analizie tylko jednego ogólnego wskaźnika oraz informacji jego dotyczących. Spora to wygoda w przeciwieństwie do mojej aktualnej sytuacji. Obserwuję bowiem siostrzane produkty dwóch TFI. Akcje, Małe i Średnie Przedsiębiorstwa, Spółki wzrostowe. Dzięki Cyprowi mamy ciekawą sytuację do obserwacji i uczenia się wyciągając pierwsze wnioski. I teraz niby produkty siostrzane a jakoś jeden TFI osiąga istotnie lepsze stopy zwrotu niż ten drugi ;)
Czyli TFI Skarbiec na celowniku? Dzięki za komentarz i życzę udanych inwestycji. Pozdrawiam, proszę wracać!
UsuńTak dokładnie :-) W końcu trzeba się przymusić do większego zorientowania w rynku gdy niedługo zysk obligacji i depozytów (w tego typu funduszach przechowuję większość inwestycji) będzie osiągał coraz niższy poziom.
Usuń@"Jest kilkanaście blogów inwestorów skupionych tylko na tych instrumentach (bezcenna lektura!)."
OdpowiedzUsuńMożesz podać adresy do paru, które polecasz?