Fundusze cyklu życia
to jedno z bardziej interesujących zjawisk, które pojawiły się
ostatnio w długoterminowym inwestowaniu. W Polsce znajdziemy je w
ofercie kilku towarzystw, np. TFI ING, PKO czy PZU – są one
dostępne również w formie IKE lub IKZE. Co pewien czas pojawiają
się głosy o tym, żeby otwarte fundusze emerytalne miały wbudowany
element cyklu życia.
W skrócie inwestowanie
oparte o cykl życia polega na tym, że w miarę upływu czasu i
zbliżania się końcowej daty inwestycji, nasz portfel inwestycyjny
staje się coraz bardziej defensywny. Zmniejsza się w nim cześć
akcyjna, a zwiększa część obligacyjna i gotówkowa. To lepiej
stabilizuje wartość kapitału, który – jak zakładamy – będzie
wkrótce użyty (np. do sfinansowania emerytury).
Jakie są najważniejsze
założenia funduszy opartych o cykl życia? Jakie są ich zalety i
wady dla długoterminowego inwestora? Dla kogo są tego typu
fundusze?
Inwestowanie oparte o
cykl życia – najważniejsze założenia
Jest wiele czynników
wpływających na nasz profil inwestycyjny – oczekiwana stopa
zwrotu, tolerancja ryzyka, doświadczenie i wiedza, obecny status
materialny, wiek, cele życiowe, itp. Można w różny sposób ocenić
wagę każdego z tych czynników. Fundusze cyklu życia na pierwszy
plan wysuwają wiek inwestora i łączą go mechanicznie z tolerancją
na ryzyko.
Założenie jest proste
– im jesteśmy młodsi (lub im odleglejszy jest moment zakończenia
inwestycji), tym więcej powinniśmy zaakceptować ryzyka w naszym
portfelu inwestycyjnym. Więcej ryzyka to więcej akcji polskich i
zagranicznych spółek, a mniej obligacji skarbowych oraz lokat pieniężnych.
Stopniowo – w miarę
dochodzenia do końca inwestycji – te proporcje powinny się
odwrócić. Każdy fundusz może inaczej określić te proporcje w
różnych okresach, ale zasada dostosowywania poziomu ryzyka do wieku
jest taka sama.
Przesunięcia aktywów
dokonywane są automatycznie, bez względu na sytuację na rynkach
finansowych, zgodnie z algorytmem. Tak wygląda to na modelu stosowanym przez fundusze ING Perspektywa.
Czyli podsumowując –
fundusze cyklu życia:
- to fundusze zarządzane, w których nie podejmujemy samodzielnych decyzji inwestycyjnych,
- mechanicznie zmniejszają ilość akcji w portfelu w miarę zbliżania się do końca inwestycji bez oglądania się na okoliczności na rynkach,
- na pierwszym planie stawiają tolerancję ryzyka powiązaną z wiekiem inwestora.
No właśnie –
instynktownie nie sposób się nie zgodzić z tym, że gdy zbliżamy
się do końca długiej inwestycji (np. do emerytury), coraz
bardziej zależy nam na ochronie wartości naszego kapitału, a coraz
mniej chcemy szarżować. Czyli w teorii inwestowanie oparte o cykl
życia zaspokaja ważną potrzebę, ale czy będzie skuteczne w
praktyce?
Jakie są zalety
funduszy cyklu życia?
Wiele zależy od tego,
czy jesteśmy inwestorami z ambicjami do samodzielnej oceny sytuacji
i podejmowania decyzji, czy nie. Jeśli nie – strategie cyklu życia
to jedno z podejść, które warto rozważyć. Dlaczego?
Ponieważ jest to jakaś
spójna strategia dotycząca naszej długoterminowej inwestycji. Na
pewno nie będzie idealna, nie będzie też optymalna, szczególnie w
stosunku do najlepszych strategii indywidualnych, ale nada jakiś
kierunek naszemu portfelowi i zwolni nas z konieczności podejmowania
decyzji.
Inne przykłady
mechanicznych strategii, które można skonstruować samemu to
przenoszenie dochodu oraz utrzymywanie wartości.
Polskie fundusze cyklu
życia działają jeszcze zbyt krótko, żeby oceniać ich wyniki –
chyba żaden nie osiągnął jeszcze docelowej daty zakończenia
inwestycji. Niestety przykłady z zagranicy pokazują, że tego typu
fundusze mogą w niesprzyjających warunkach kończyć się klapą.
Tak czy inaczej –
fundusze cyklu życia to pewien kompromis. Godzimy się na
mechaniczną, uśrednioną i ujednoliconą strategię, która prawie
na pewno nie da optymalnych rezultatów, ale wyeliminuje potencjalne błędy, które wielu inwestorów popełnia działając samodzielnie,
np. kupując na górce czy sprzedając w dołku.
Jakie są wady funduszy
opartych o cykl życia?
Jest sporo wątpliwości
wokół koncepcji inwestowania opartej o cykl życia.
1.
Gdy jesteśmy młodzi,
powinniśmy więcej ryzykować, ponieważ długi horyzont
inwestycyjny oznacza, że mamy duże szanse załapania się na kolejne hosse w przyszłości. Problem polega na tym, że w pierwszych etapach inwestycji,
jej wartość jest mała. Dlaczego? Ponieważ nasze oszczędności są
niewielkie.
Powiedzmy, że jesteśmy
młodzi i inwestujemy w funduszu cyklu życia, który dla naszego
wieku wyznacza 100% zaangażowania w akcje. W przeciągu trzech lat
giełda rośnie o 40%. Ale nasz kapitał w funduszu jest wciąż
stosunkowo mały. I co z tego?
Czy lepiej zarobić 40%
od 10 tysięcy złotych, czy od 100 tysięcy złotych? W pierwszym
przypadku to 4 tysiące, w drugim 40 tysięcy.
Niestety przy
inwestowaniu w oparciu o cykl życia jest dużo bardziej
prawdopodobne, że zarobimy tą pierwszą kwotę. Będziemy przecież
dopiero na początku oszczędzania i wartość naszego kapitału
będzie niska. A więc okres największego potencjału zysku nastąpi
w momencie, kiedy będziemy mieli najmniej pieniędzy.
A po kilkunastu latach,
kiedy kwota oszczędności będzie dużo wyższa, filozofia cyklu
życia nie pozwoli nam na zaangażowanie ich w dużej części w
akcje, nawet w okresach hossy, ponieważ zakończenie inwestycji
będzie zbyt blisko.
Ciekawe badania
ilustrujące ten problem przeprowadził na 19 rynkach Hiszpan Javier Estrada. Sprawdził na danych historycznych, czy skuteczniejsze jest
przechodzenie od zaangażowania 100% w akcje do 100% w obligacje
(typowy cykl życia), czy przechodzenie od zaangażowania 100% w
obligacje do 100% w akcje (odwrotność cyklu życia).
Rezultaty są super
ciekawe i kompletnie zaprzeczają intuicji. Wynika z nich mianowicie,
że odwrotność cyklu życia (od bezpiecznych do ryzykownych)
przynosi zazwyczaj lepsze rezultaty niż standardowy cykl życia (od
ryzykownych do bezpiecznych).
2.
Duży problem z
funduszami cyklu życia polega na tym, że ujednolicają potrzeby
inwestorów w tym samym wieku. Wiek inwestora lub data docelowa
inwestycji stają się centralnym punktem, który przesłania
wszystkie inne czynniki. Jakie to ma znaczenie?
Po pierwsze – dwaj
rówieśnicy (np. 30-latkowie) mogą być na kompletnie różnych
etapach swojego życia i – co ważniejsze – na kompletnie różnych
etapach budowania swojego majątku. Różnice mogą być naprawdę
gigantyczne i wynikać z całej masy elementów – pozycji
zawodowej, sytuacji rodzinnej, edukacji, perspektyw na przyszłość,
zobowiązań z przeszłości lub ich braku, itp.
Wrzucenie obu do
jednego worka tylko przez to, że urodzili się w tym samym roku to
duże uproszczenie. Jeśli wybieramy fundusz cyklu życia – musimy
się liczyć z tym, że w taki uproszczony sposób pozwalamy określić
swój profil inwestycyjny. W rzeczywistości może być on bardziej
złożony.
Po drugie – ten typ
inwestowania nie bierze pod uwagę różnic w poziomie wiedzy czy
doświadczenia inwestycyjnego klientów. Jest to ujednolicony model
dla przeciętnego klienta w tym wieku z celem inwestycyjnym oddalonym
np. o 20 czy 30 lat. Warto tu po raz kolejny podkreślić, że jest
to rozwiązanie zarządzane – bez naszego udziału w podejmowaniu
decyzji inwestycyjnych.
3.
Osobiście największy
problem mam z oderwaniem tego podejścia od cykli koniunkturalnych na
rynkach. Model, którego używają towarzystwa w przypadku funduszy
cyklu życia, zakłada automatyczne dopasowywanie aktywów do wieku
bez względu na sytuację na giełdach. Pewnie jest jakiś margines
na niestandardowe posunięcia zarządzających, ale nie może być on
zbyt wielki.
To oznacza, że wyniki
takiego funduszu w momencie dotarcia do daty docelowej (np. 2030) są
uzależnione od tego, jak ułoży się w tym czasie rynek.
Wróćmy do badania
Estrady – w okresie 40 lat dla danych z rynku brytyjskiego, dla
systematycznych wpłat po 1000 funtów rocznie, najlepszy wynik to
ponad 215 tysięcy funtów, a najgorszy to niecałe 34 tysiące
funtów na zakończenie. W zależności od tego, kiedy zaczynaliśmy
i kończyliśmy inwestycję.
Badanie dotyczyło 71
różnych okresów po 40 lat i stopniowego przechodzenia ze 100%
akcji do 100% obligacji.
Obserwacja cykli
inwestycyjnych oraz trafne dostosowywanie do nich portfela dałoby
szansę na wyższe zyski w okresach hossy na giełdach oraz lepszą
ochronę kapitału podczas bessy. Tylko czy jesteśmy w stanie przez
kilkadziesiąt lat bezbłędnie oceniać sytuację i na czas
przenosić swoje oszczędności np. z funduszy akcyjnych do
pieniężnych i z powrotem?
Jeśli mamy wiedzę,
warsztat pracy z danymi rynkowymi oraz metody podejmowania decyzji,
na pewno warto bardziej polegać na cyklach inwestycyjnych niż robią
to fundusze cyklu życia.
Ale bądźmy szczerzy –
większość początkujących inwestorów wystawia się na olbrzymie ryzyko i emocje samodzielnie dostosowując portfel do sytuacji.
4.
Tylko zdając się w
całości na fundusze cyklu życia w ogóle nie rozwijamy się jako
inwestorzy. Nie wiem, co jest lepsze – przez 30 czy 40 lat
obserwować, jak algorytm, którego do końca nie rozumiemy,
podejmuje decyzje związane z naszymi oszczędnościami czy od samego
początku postawić na intensywną edukację i wziąć sprawy w swoje ręce (na tyle na ile to możliwe)?
Osobiście skłaniam
się ku drugiemu rozwiązaniu, ale rozumiem, że nie każdy ma ochotę
i czas, żeby się zaangażować w rolę inwestora dla swoich
oszczędności. Moim zdaniem stawka jest jednak zbyt wysoka, żeby
traktować to jako poboczną sprawę.
Z drugiej strony –
można zacząć od inwestowania w fundusze cyklu życia, a potem
stopniowo się dokształcać i po jakimś czasie przejąć więcej
kontroli nad swoimi inwestycjami. Jak z każdego otwartego funduszu
inwestycyjnego, również z tych możemy w każdym momencie wyjść
lub zamienić na inny.
5.
Sama koncepcja cyklu
życia wydaje mi się słuszna – w miarę, jak nasz majątek
rośnie, a my stajemy się starsi, coraz większą wagę warto
przykładać do bezpieczeństwa. Nawet jeśli wydarza się to kosztem
niższych zysków. To kwestia nie tyle optymalizacji swoich
inwestycji, co psychicznego i emocjonalnego komfortu.
Jeśli w wieku 60 lat
stracimy 30% aktywów, które praktycznie zaspakajały nasze
oczekiwania co do przyszłości, sprawi nam to o wiele więcej
problemów niż ewentualne 30% zysku sprawiłoby nam przyjemności.
Strata pokrzyżuje nasze plany, a zysk niewiele zmieni, bo i tak
mieliśmy tyle, ile nam było potrzeba. A na dodatek nasze
produktywne lata dobiegają końca, więc jest trochę mniej czasu na
odrobienie strat.
Ale to są oczywiście
indywidualne wybory – każdy sam określa też poziom oszczędności, który zapewni mu komfort życia w przyszłości.
Z drugiej strony – na
końcową datę każdej inwestycji trzeba patrzeć trochę
elastycznie. Czy początek emerytury (państwowej lub prywatnej, wcześniejszej) to moment, kiedy powinniśmy w 100% wycofać się z
aktywności na rynkach finansowych i tylko konsumować oszczędności?
Przy rosnącej długości
życia, na jakiejś formie emerytury będziemy spędzać nawet
kilkanaście lat i więcej. A przecież część oszczędności warto
przekazać kolejnym pokoleniom, których cykl życia nie pokrywa się
z naszym.
Fundusze cyklu życia –
podsumowanie
To nowe rozwiązanie od
towarzystw funduszy inwestycyjnych (np. ING TFI) bazuje na ciekawym założeniu, że
ryzyko jest powiązane z wiekiem inwestora lub odległością od
naszego celu inwestycyjnego. Jak to podejście sprawdzi się w
praktyce będziemy mogli zacząć oceniać dopiero za kilka lat,
kiedy pierwsze polskie fundusze osiągną docelowe daty zakończenia
inwestycji.
Udział w funduszach
cyklu życia mogą rozważyć inwestorzy bez ambicji do samodzielnego
inwestowania, którzy szukają spójnego podejścia swoich
oszczędności.
Wśród najważniejszych
wątpliwości warto wymienić to, że takie fundusze nie biorą pod
uwagę indywidualnych różnic między inwestorami w tym samym wieku,
nie wykorzystują potencjału cykli koniunkturalnych oraz zwalniają
inwestora z myślenia, co spowalnia jego rozwój. Na dodatek badania
pokazują, że przenoszenie z wiekiem aktywów z części akcyjnej do
pieniężnej i obligacyjnej nie jest najskuteczniejszą strategią
inwestycyjną.
Jednym z dostawców funduszy cyklu życia jest towarzystwo funduszy inwestycyjnych ING.
Jednym z dostawców funduszy cyklu życia jest towarzystwo funduszy inwestycyjnych ING.
Tutaj wszystkie
artykuły o funduszach inwestycyjnych oraz strategiach inwestycyjnych.
Warto przejrzeć innenarzędzia wspierające oszczędzanie i inwestowanie na emeryturę.
Zapraszam
do zapisywania się na bezpłatny, e-mailowy tygodnik Moja Przyszła Emerytura – co niedzielę podsumowanie tygodnia, zapowiedzi i coś ekstra.
Sama idea cyklu jest dobra, jednak osobiście nie toleruję mechaniczności narzucanej w produktach które włączyły ją w swoje struktury. Jak zostało wspomniane - obawiałbym się automatycznego przeniesienia moich środków w bardzo niesprzyjającym momencie. Gdyby to się stało na podstawie mojej decyzji - ok, mam winnego. Jednak w przypadku mechniczności czułbym się oszukany.
OdpowiedzUsuńPodobnej mechaniczności czy też narzucania pewnych zasad nie lubię w tzw. regularach. Pomijając inne skrajnie niekorzystne kwestie - sama idea oszczędzania regularnego jest słuszna. Ale przy programie na 10 lat nie jestem w stanie przewidzieć czy będę mógł co miesiąc wpłacać określoną stawkę. Wolałbym więc coś luźniejszego - jeśli w danym miesiącu będę w stanie wpłacić więcej to wpłacę więcej, jeśli mniej to też nie ma problemu.
Hej, dzięki za aktywność.
UsuńW sumie nie wiem, czy największą zaletą regulari nie jest to, że po prostu zmuszają i "uczą" systematyczności w oszczędzaniu. Osobiście tego nie potrzebuję, a opłaty i koszty uważam za horrendalne, ale ci klienci, którzy wytrwali przez te 10 czy 15 lat na pewno mieli zupełnie inne nastawienie do swoich nadwyżek finansowych i zabezpieczenia się na przyszłość niż typowi konsumenci każdej złotówki.
W 100% zgadzam się z argumentem o odpowiedzialności. Ale to właśnie zakłada, że chcemy aktywnie uczestniczyć w wyborach. Dla mnie to jedyna droga, a poza tym - tak jak napisałem - stawka po prostu jest zbyt wysoka, żeby odpowiedzialność scedować na innych. To już chyba wolę popełnić kilka kosztownych błędów (np. w zeszłym roku zbankrutowała firma Euromark, której akcje miałem, strata 99%) i czegoś się z nich nauczyć, niż polegać na takich "z metra ciętych" rozwiązaniach.
Z drugiej strony mechaniczne strategie na pewno nie są optymalne, ale chronią inwestorów przed nadmiarem posunięć i błędami wynikającymi ze złej oceny sytuacji. Dlatego dopóki nie rozwiniemy się jako inwestorzy, warto w jakimś zakresie posiłkować się strategiami mechanicznymi - ograniczają ilość ruchów, które możemy wykonać. Trochę dla naszego dobra.
Pozdrawiam - proszę wracać!
Inwestowanie w fundusze akcyjne wymaga żelaznej dyscypliny; u przeciętnego inwestora może być źródłem stresu i nieprzemyślanych decyzji.
OdpowiedzUsuńNotabene niektórzy twierdzą, że inwestowanie w akcje jeszcze kilkadziesiąt lat temu dawało lepsze wyniki niż w tzw. instrumenty bezpiecznie (vide: historyczne wyniki rynków rozwiniętych). Obecnie rynki tak się zmieniły technologicznie, a gospodarka światowa skomplikowała, że nie jest pewne czy dalej tak będzie. Ostatnie 10 lat potwierdza tę tezę. Czy jest sens się stresować?
Dzięki za komentarz - moim zdaniem jest to bardzo uzasadniona wątpliwość. Nie ma żadnej gwarancji, że przeszłość się powtórzy. Ryzyko jest realne i dla niektórych niewskazane. Moim zdaniem najważniejsza jest konsekwencja. Jeśli mówimy stanowcze nie funduszom akcji i akcjom, wytrwajmy przy tym, a szczególnie nie wchodźmy na fali euforii w ostatnich fazach hossy. Bo wtedy wątpliwości z jakiegoś powodu się rozwadniają.
UsuńDoskonałym uzupełnieniem, a w zasadzie powtórzeniem tego, co napisał Michał, jest poniższy artykuł:
OdpowiedzUsuńhttp://inwestycje.pl/inwestowanie/Coraz-wiecej-watpliwosci-wobec-funduszy-cyklu-zycia;235954;0.html
Co prawda jestem dopiero raczkującą osobą w kwestiach ekonomii i finansów, chciałbym podziękować z tego miejsca Autorowi tego jakże ciekawego i przydatnego bloga. Uważam, że wiele się można z niego dowiedzieć.
Serdecznie pozdrawiam.
Dzięki za dobre słowo i odnośnik. Pozdrawiam, Proszę wracać!
Usuń