Książka
„Otwarte fundusze inwestycyjne – zasady są proste” Macieja
Rogali to druga rzecz tego autora, którą przeczytałem w ostatnich
tygodniach. Jakieś dwa tygodnie temu recenzowałem jego „III filar twojej emerytury”.
Do zakupu
książek przekonało mnie to, że Rogala jest związany z branżą
inwestycyjną od lat 90-tych i specjalizuje się w dobrowolnych
planach emerytalnych. Wpadłem też kiedyś przez przypadek na jego
blog pisany dla jednego z towarzystw funduszy inwestycyjnych, który
pomógł zrozumieć mi kilka kwestii (np. dlaczego fundusze obligacji mogą tracić na wartości).
Drugi
powód to chęć pogłębienia wiedzy o zasadach i strategiach
inwestowania za pomocą funduszy inwestycyjnych – jest to obok
gwarantowanych lokat kapitału najważniejszy sposób
długoterminowego inwestowania oszczędności. W przeciwieństwie do
lokat bankowych czy obligacji skarbowych wymaga trochę bardziej
aktywnego podejścia do swoich pieniędzy i wiedza jest w tej
sytuacji niezbędna.
Czy
książka „Otwarte fundusze inwestycyjne – zasady są proste”
dostarcza tej niezbędnej wiedzy? Czy może pomóc nam zacząć
lepiej inwestować w fundusze?
Co jest w
środku?
Książka
podzielona jest na trzy części – pierwsza przedstawia
najważniejsze zasady funkcjonowania funduszy inwestycyjnych, druga
zasady naszego w nich uczestnictwa, a ostatnia skupia się na
strategiach skutecznego inwestowania za pomocą funduszy. Nie
ukrywam, że to właśnie trzecia część wzbudziła moje największe
zainteresowanie – tego potrzebuję w tej chwili najbardziej. Ale z
pierwszych dwóch sekcji też sporo się nauczyłem.
Nie byłem
na przykład do końca pewien, co się dzieje z dywidendami
wypłacanymi przez spółki giełdowe – czy są nadal inwestowane, stają się częścią zarobku towarzystwa, a może jeszcze coś
innego. Inwestując bezpośrednio przez rachunek maklerski
otrzymujemy przecież ewentualne dywidendy na konto.
Okazuje
się, że w funduszach są one dalej inwestowane, chociaż dalej nie
wiem, w jaki sposób klienci odczują wypłatę dywidendy – czy
każdy otrzyma dodatkowe jednostki funduszu, czy wzrośnie wycena
każdej jednostki. Chętnie prześledziłbym ten moment na konkretnym
przykładzie.
Książka
Rogali opowiada na wiele takich pytań, przede wszystkim
podstawowych. A wiem z komentarzy oraz formularza kontaktowego, że
wiele osób nie rozumie do końca, czy ich oszczędności w
funduszach są fizycznie bezpieczne (w sensie – czy towarzystwo
może sprzeniewierzyć majątek klientów albo upaść i użyć
funduszy do spłaty swoich zobowiązań).
Inne
częste wątpliwości dotyczą opłat i kosztów inwestowania w fundusze oraz tego, jak szybko możemy wypłacić nasze pieniądze z
funduszy. Na te oraz wiele innych podstawowych pytań znajdziemy
odpowiedzi w tej publikacji.
Tutaj można ją nabyć w dobrej cenie – nie jest niestety tania, ale
biorąc pod uwagę, ile możemy zyskać na inwestowaniu w fundusze
(lub stracić jeśli robimy to bez żadnego przygotowania), wydatek
powinien się wielokrotnie zwrócić.
Co mi się
podobało w książce „Otwarte fundusze inwestycyjne – zasady są
proste”?
Po
pierwsze, na plus Rogali trzeba zaliczyć stworzenie przystępnie
napisanego i nie nudnego przeglądu najważniejszych zasad
inwestowania w fundusze.
Po drugie,
autor jest z czytelnikami szczery, jeśli chodzi o możliwości
zarobienia w funduszach. W całej książce pojawia się mnóstwo
komentarzy o nieracjonalnych i emocjonalnych zachowaniach części
klientów funduszy oraz porady, jak ich uniknąć. Tutaj więcej o emocjach i inwestowaniu, również w fundusze.
Szczególnie
utkwiło mi w pamięci rozróżnienie na dwa typy inwestorów, z
którym w całej rozciągłości się zgadzam. Jest grupa klientów,
która chce osiągać bieżące zarobki z inwestowania swoich
oszczędności, oraz grupa klientów, która o inwestowaniu myśli w
kategoriach gromadzenia środków na przyszłość. To kompletnie
różne podejścia.
Pierwsza
grupa będzie oczekiwać regularnych wzrostów wartości wyceny
jednostek funduszy inwestycyjnych. Jeśli ta nie następuje,
zagrożony jest ich najważniejszy cel – bieżące zarabianie na
swoich oszczędnościach. Problem polega na tym, że rynek kapitałowy
(akcje i obligacje) nie jest w krótkiej perspektywie przewidywalny
(jak np. odsetki z lokaty), więc tego typu inwestorzy narażają się
na silne emocje związane z bieżącą wyceną funduszy. A ta zawsze
była i będzie zmienna – w obu kierunkach.
Druga
grupa ma zaspokojone bieżące potrzeby z innych źródeł (przede
wszystkim praca) i nie musi lub nie chce oceniać skuteczności
swoich inwestycji co tydzień albo dwa. To pozwala im zachować
dystans w stosunku do aktualnej wyceny ich inwestycji, nie reagować
aż tak emocjonalnie i skupić się na osiągnięciu celów w
dłuższym terminie.
Kilka lat
temu sam miałem skłonność do myślenia o bieżącym zarabianiu na
funduszach i akcjach, więc doskonale rozumiem to rozróżnienie.
Pracowałem głównie rano i wieczorami, więc miałem środek dnia
do zagospodarowania i często śledziłem giełdę w Warszawie. W
głowie obliczałem, jakiego zwrotu co miesiąc bym potrzebował,
żeby zarobić tyle, ile na codziennej pracy i wraz ze wzrostem moich
oszczędności były to coraz mniejsze liczby.
Ignorowałem
jednak najważniejszy fakt – stopy zwrotu nie są takie same co
miesiąc. Każdy inwestor musi liczyć się z miesiącami na minus,
stagnacją portfela oraz kompletnie nietrafionymi decyzjami. To
bardzo komplikuje chytry plan bieżącego zarabiania na inwestycjach
– wprowadza dużo więcej stresu, emocji, możliwości pomyłek i
fatalnych konsekwencji dla aktualnej wartości portfela. Dlatego
osobiście wolę uwolnić bieżącą uwagę i zająć się zwyczajną
pracą, a w inwestycjach kierować się długoterminowymi
strategiami.
Po
trzecie, dla niektórych czytelników objawieniem mogą być
fragmenty poświęcone najważniejszym zależnościom między
czynnikami w gospodarce a trendami giełdowymi, które mają
bezpośredni wpływ na wyceny funduszy. Dla niewprawnego oka to
wszystko może wydawać się kompletnym chaosem, ale z odpowiedniej
perspektywy widać korelacje między elementami tego systemu –
Rogala przybliża takie zależności jak stopy procentowe a fundusze,
inflacja a fundusze, wzrost gospodarczy a fundusze, itp.
Po
czwarte, najciekawszy z mojego punktu widzenia był rozdział
poświęcony strategiom inwestowania za pomocą funduszy
inwestycyjnych. Pisząc strategia mam tu na myśli systematyczne
podejście do naszego portfela, najczęściej oparte o jakieś
założenia matematyczne, które pozwala ograniczyć ryzyko straty i
wypracować atrakcyjny zysk. Gdy tylko przejrzę inne źródła,
stworzę cały cykl poświęcony konkretnym strategiom inwestowania w
fundusze.
Co mi się
nie podobało w książce „Otwarte fundusze inwestycyjne – zasady
są proste”?
Po
pierwsze, książka została opublikowana w 2006r. i niestety
odzwierciedla stan wiedzy oraz prawa w tamtym momencie. O ile
większość zasad funkcjonowania funduszy inwestycyjnych pozostało
bez zmian, kilka informacji się jednak zestarzało (np. zmieniły się zasady obliczania limitu wpłat na IKE, które można mieć również w formie funduszy inwestycyjnych).
Do
najważniejszych braków należy niezajęcie się tematem pasywnego
inwestowania w indeksy, które powoli wchodzi do Polski. Są już na
rynku pierwsze fundusze indeksowe oraz fundusze ETF, które proponują
klientom zupełnie inną politykę inwestycyjną oraz dużo niższe
koszty zarządzania.
Drugi
problem to dość mocno wyczuwalne samozadowolenie autora. Jako
człowiek z branży dość zaciekle broni on funduszy inwestycyjnych
jako najbezpieczniejszego i najrozsądniejszego sposobu na
inwestowanie oszczędności. Tekst był pisany w 2006 roku, więc nie
może zawierać jeszcze oceny tego, co wydarzyło się w latach
2007/2009 z oszczędnościami klientów funduszy, oraz kilku spektakularnych wpadek poszczególnych towarzystw (np. Idea Premium,
Idea Akcji).
A szkoda,
bo ta branża zasługuje na dużo bardziej krytyczną analizę. Jej
praktyki marketingowe i sprzedażowe przyczyniają się do błędów
inwestycyjnych początkujących inwestorów. Koszty i opłaty
związane z większością klasycznych, aktywnie zarządzanych
funduszy są wysokie, szczególnie przy zakupie u niektórych dystrybutorów. Kwestia ryzyka inwestycyjnego oraz fizycznego
bezpieczeństwa pieniędzy uczestników funduszy jest dużo bardziej
skomplikowana, co pokazały choćby wpadki towarzystwa Idea.
Jakie
praktyczne znaczenie mają zapisy ustawy o funduszach inwestycyjnych,
które rozdzielają majątek funduszu od majątku towarzystwa na
wypadek jego upadłości w sytuacji, kiedy fundusz ponosi
niespodziewane straty w żaden sposób nieuzasadnione jego strategią,
benchmarkiem czy średnią dla innych tego typu funduszy? Dla klienta
nie ma przecież znaczenia, czy towarzystwo straciło 50% jego
majątku na skutek upadłości czy na skutek fatalnych błędów w
zarządzaniu. Niestety w takich sytuacjach papierowe zapisy, które
wydają się chronić interes uczestników funduszu, kompletnie nic
im nie dają.
Po drugie,
jest to już druga książka Macieja Rogali, w której podważa
bezpieczeństwo naszych oszczędności w bankach oraz towarzystwach
ubezpieczeniowych, wskazując jednocześnie, że to właśnie forma
funduszu inwestycyjnego najlepiej chroni fizyczne bezpieczeństwo
majątku. Koronnym argumentem jest właśnie wspomniany rozdział
majątku towarzystwa od majątku funduszy, którego nie ma w
przypadku banków lub ubezpieczycieli.
O moim
pierwszym zastrzeżeniu związanym z kardynalnymi i
nieprzewidywalnymi błędami inwestycyjnymi towarzystwa, za które nie odpowiada przed klientami, wspomniałem
wcześniej. Mój drugi problem z argumentami Rogali polega na tym, że
kompletnie ignoruje on znaczenie Bankowego Funduszu Gwarancyjnego
oraz Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego. A przecież te
instytucje w mniejszym lub większym zakresie chronią depozyty
klientów na wypadek bankructwa banku czy firmy ubezpieczeniowej.
Można się oczywiście zastanawiać, jak zadziałałby BFG, gdyby
jakiś duży bank splajtował, ale nie sądzę, że powinniśmy jego
istnienie kompletnie ignorować porównując fizyczne bezpieczeństwo
depozytów bankowych i funduszy.
Po
trzecie, w książce znalazł się krótki rozdział poświęcony
procentowi składanemu w przypadku funduszy – jest to jedyny
fragment, którego nie zrozumiałem. W ogóle mam problem z procentem
składanym przy inwestycjach obarczonych wahaniami wartości.
Działanie procentu składanego przy gwarantowanych odsetkach, które
powiększają regularnie kapitał, jest dla mnie jasne. Ale nikt nie
wytłumaczył mi jeszcze, w jaki sposób procent składany przydaje
mi się przy inwestycjach, które z roku na rok mogą tracić na
wartości.
Po
czwarte, to oczywiście moje subiektywne wrażenie, ale wiele
fragmentów książki „Otwarte fundusze inwestycyjne – zasady są
proste” czyta się jak materiały promocyjne towarzystw. Wiedząc,
że Maciej Rogala jest blisko związany z tą branżą, tym bardziej
brakuje mi bardziej krytycznego spojrzenia na proces inwestowania i
jakość oferowanych przez firmy inwestycyjne usług.
Czy warto
przeczytać książkę „Otwarte fundusze inwestycyjne – zasady są
proste” Macieja Rogali?
Mimo wielu
wad i dość wysokiej ceny książka Rogali przynosi jednak dla
początkującego inwestora sporą wartość – przede wszystkim po
stronie zrozumienia podstawowych zasad działania funduszy. Bez tego
będziemy dużo bardziej podatni na emocje, plotki, niedopowiedzenia,
itp., a nie wyobrażam sobie długoterminowego inwestowania w
cokolwiek z poczuciem ciągłego zagrożenia, stresu i podejrzliwości
wynikających z niewiedzy.
Osobiście
najbardziej skorzystałem z dwóch elementów – fragmentów
opisujących podstawowe strategie inwestycyjne, które można
zastosować na funduszach oraz – w mniejszym stopniu – komentarzy
dotyczących najważniejszych zależności między trendami
giełdowymi oraz wskaźnikami gospodarczymi.
Na sporo
pytań dotyczących inwestowania w fundusze wciąż nie mam
odpowiedzi (np. rola procentu składanego).
Książkę
Macieja Rogali kupiłem w dobrej cenie w tej księgarni internetowej.
Warto
również przejrzeć najważniejsze narzędzia finansowe wspomagające oszczędzanie i inwestowanie.
Zapraszam
do zapisywania się na darmowy, e-mailowy tygodnik Moja Przyszła Emerytura – co niedzielę podsumowanie tygodnia, zapowiedzi oraz coś ekstra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
A co Ty sądzisz?