Każdy,
kto twierdzi, że finanse osobiste to praktycznie tylko matematyka,
widzi tylko czubek góry lodowej. Oszczędzanie, inwestowanie,
zarabianie czy pożyczanie pieniędzy to nie tylko podejmowanie
racjonalnych decyzji opartych na liczbach, to również radzenie
sobie z emocjami, które każda z tych czynności wywołuje.
Na
nieszczęście dla nas pieniądze to nieprawdopodobnie emocjonalny
teren. A jak nie od dziś wiadomo, pod wpływem silnych emocji,
zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych, nasza zdolność
podejmowania przemyślanych, wyważonych decyzji dramatycznie maleje.
Są na to badania naukowe – polskie i zagraniczne, a wokół wpływu
czynników takich jak emocje czy nastroje społeczne na nasze decyzje
ekonomiczne powstała cała gałąź nauki, tzw. ekonomia behawioralna.
Czy emocje
wpływają tylko na osoby, które inwestują ryzykownie i aktywnie,
np. na rynku forex czy na giełdzie? Na jakie emocje warto zwracać
uwagę podczas podejmowania decyzji finansowych? Czy da się je
całkowicie wyeliminować?
1. Chciwość
Każdy
chciałby zarabiać jak najwięcej na swoich inwestycjach, ale wysoki
potencjał zysku jest bezpośrednio powiązany z ryzykiem straty.
Dotyczy to zarówno inwestycji bezpośrednich (np. tworzenia własnej firmy czy produktu) oraz inwestycji pośrednich (np. w fundusze,
akcje czy obligacje korporacyjne).
Rozsądny
inwestor będzie dążył do zrozumienia ryzyka oraz jego
zminimalizowania, np. poprzez rozłożenie swoich środków między różne klasy aktywów, itp. Można do tego użyć profesjonalnych
narzędzi, a można kierować się, nazwijmy to, zdrowym rozsądkiem.
Chciwość
wyjaśnia to, co wydarzyło się w latach 2007/2008 z inwestycjami
części nowych klientów funduszy inwestycyjnych. Po latach wzrostów
na giełdzie, towarzystwa funduszy inwestycyjnych i ich klienci mogli
pochwalić się długim okresem bardzo wysokich zysków. W reklamach
pojawiały się apetyczne liczby: 25% rocznie, 100% w trzy lata, itp.
Mniej doświadczeni inwestorzy przyzwyczajeni do stałych odsetek na lokatach stali się chciwi. Skoro było to w zasięgu ręki –
chcieli więcej.
Google
udostępnia bardzo interesującą usługę, która pozwala sprawdzić
na wykresie, jakie było zainteresowanie konkretnymi zapytaniami. Oto
wykres dla zapytania "fundusze inwestycyjne" – widać na nim jak na dłoni
wybuch zapotrzebowania na informacje związane z inwestowanie w
fundusze w szczytowych momentach wzrostu na polskiej giełdzie.
Zresztą
chciwość kierowała nie tylko klientami, ale też branżą
finansową, która zachęcała w materiałach promocyjnych do
inwestowania i doradzała z pełnym przekonaniem dalsze lokowanie oszczędności w fundusze. Podobnie jak klienci zapomniała lub nie
zdawała sobie sprawy z ryzyka związanego z tą formą inwestowania.
Chciwość
była też jednym z motorów napędowych sukcesu firmy Amber Gold.
2. Strach
To, co
wydarzyło się podczas oraz po krachu na giełdzie w latach
2007/2008, brało się z dokładnie przeciwnej do chciwości emocji
targającej inwestorami – strachu przed stratą kapitału. Od tego
momentu aż do dzisiaj jest to dominujące poczucie wśród
nieprofesjonalnych inwestorów szukających najlepszej lokaty dla swoich oszczędności. Stąd bierze się popularność obligacji skarbowych oraz funduszy obligacji, a także wszędobylska ochrona
kapitału w produktach inwestycyjnych, np. lokatach strukturyzowanych
czy zamkniętych funduszach inwestycyjnych.
Ale
wystarczy spojrzeć na wykres WIG20 czy rezultaty funduszy
akcyjnych, żeby okazało się, że strach miał w tym czasie wielkie oczy. To właśnie
okres po największych spadkach na giełdzie w 2007/2008 był w
ostatnich latach najlepszym okresem do długoterminowej inwestycji.
Wtedy kiedy strach, zniechęcenie i obawy o przyszłość były
powszechne, jednostki funduszy można było nabyć za najniższą
cenę od lat.
Wpływ
chciwości i strachu na nasze decyzje ma związek z naszą
niedoskonałą oceną ryzyka. W ogóle wydaje mi się, że są dwa
rodzaje ryzyka – ryzyko postrzegane (które wynika głównie z
nastrojów) oraz ryzyko prawdziwe (które wynika głównie z wyceny
aktywów).
Nasze
postrzeganie ryzyka może dramatycznie wzrosnąć na skutek spadków
wyceny akcji czy funduszy (jak w 2007/2008), ale to wcale nie oznacza
wzrostu prawdziwego ryzyka. Przecież ceny maleją – dostajemy to
samo (np. jednostkę funduszu czy sztukę akcji) za niższą cenę. W
ostatnim stadium paniki na rynku ceny są praktycznie jak z przeceny
likwidacyjnej w sklepie odzieżowym.
Zakładając,
że nie następuje koniec świata, a giełdy nadal są ważną
częścią rynku kapitałowego, prawdziwe ryzyko kupowania po dużych
spadkach jest (w długim okresie) niewielkie. Niestety ryzyko
postrzegane, nakręcane przez strach i złe nastroje, jest akurat
najwyższe.
Dlatego
nie od dziś wiadomo, że najlepsi inwestorzy (drobni i duzi)
działają trochę wbrew powszechnej opinii, wbrew nastrojom i wbrew
intuicji sterowanej przez silne emocje. A przede wszystkim –
działają zgodnie z planem, który uwzględnia także negatywne scenariusze.
Nawiasem
mówiąc, piszę to jakbym sam był wolny od tych wszystkich emocji i
dysponował konsekwentnym planem – tak niestety nie jest i nigdy nie będzie.
3. Zazdrość
Nie tylko
chciwość popchnęła nowych klientów w kierunku funduszy inwestycyjnych w okolicach szczytów na giełdzie z 2007/2008. Swoją
rolę odegrała także zazdrość.
Uwielbiamy
się porównywać do innych i nie chcemy od nich odstawać. Gdy
wszyscy w naszym towarzystwie zaczynają chwalić się zyskami na
giełdzie, w funduszach czy obligacjach korporacyjnych, nagle niskie gwarantowane odsetki przestają być takie atrakcyjne. Nasi znajomi z
podobnymi zasobami finansowymi zarabiają dwa, trzy, cztery razy
więcej na tym samym kapitale. Zostajemy w tyle.
Mimo że
zawsze deklarowaliśmy się jako przeciwnicy ryzyka w finansach
(którego zresztą zbyt dobrze nie rozumiemy) oraz zagorzali
zwolennicy bezpiecznych depozytów bankowych i obligacji, nagle
ogarniają nas wątpliwości. Nagle ochrona kapitału i gwarantowane
zyski nie są naszym najważniejszym priorytetem.
Dokładnie
tego typu wątpliwości pojawią się za chwile w głowach większości
oszczędzających – stopy procentowe za chwilę spadną jeszcze
bardziej i zamiast 6% rocznie nasz bank zaproponuje nam co najwyżej
4% rocznie na lokacie. Jeśli w tym samym czasie fundusze będą
mogły się pochwalić dużo lepszymi wynikami historycznymi,
zazdrość zamieni część zagorzałych zwolenników lokat bankowych
w inwestorów.
Tyle że
tego typu działania oparte są o emocjonalne porównanie dwóch
bardzo różnych sposobów lokowania pieniędzy. Jak tego uniknąć?
Przede wszystkim nie traktować jednego lub drugiego jako obiektywnie
lepszego – one służą po prostu do innych celów. Dlatego należy
zacząć od określenia tych celów (np. realistycznej oczekiwanej
stopy zwrotu dla przewidywanego okresu inwestycji) oraz stworzenia
planu ich osiągnięcia (dla różnych scenariuszy, również
negatywnych). W przeciwnym wypadku będziemy na łasce bardzo
intensywnych emocji.
4. Gniew (na
innych)
Wyobraźmy
sobie, że w lutym 2013r. inwestujemy w fundusz akcyjny za namową
kolegi, analityka czy doradcy, a w grudniu nasze aktywa są warte o
25% mniej po nieoczekiwanych spadkach na giełdzie. Nawet spokojne na
co dzień osoby mogą się w takiej sytuacji solidnie wkurzyć – na
ten moment jedna czwarta ich ciężko zarobionych pieniędzy
wyparowała. Im bardziej emocjonalnie traktujemy swoje oszczędności
(„człowiek tyle pracuje”, „przecież to pół roku moich
zarobków”, „złodziejstwo”, itp.), tym bardziej jesteśmy
narażeni na gniew.
I
najgorsze jest to – moim zdaniem – że jest to często gniew
wykierowany w innych ludzi – kolegę, analityka, doradcę, itp. To
na nich w takich sytuacjach chętnie przelewamy winę i
odpowiedzialność. To oni nas przecież namówili!
A przecież
ta chwilowa ocena sytuacji nie musi być aż taka dramatyczna. Po
pierwsze – strata jest czysto wirtualna do momentu, kiedy nie
sprzedamy naszych jednostek. My koncentrujemy się tylko na tu i
teraz, a rynek będzie rozwijał się dalej. Gniew powstrzymuje nas
przed trzeźwą oceną, co możemy zrobić, żeby jednak nie ponosić
tej straty w przyszłości – może wystarczy przeczekać trudny okres, może da się
uśrednić ceny zakupu, żeby potem szybciej odrobić straty. Tak
naprawdę sytuacja jest dynamiczna, ale gniew i obwinianie innych
popychają nas do tego, żeby wszystko wyciąć w pień natychmiast.
Moim
zdaniem, żeby uniknąć takich sytuacji i takich emocji, oprócz
minimum wiedzy o rynku kapitałowym jest nam potrzebne dość jasne
przekonanie, że to my bierzemy odpowiedzialność za wszystkie nasze
decyzje, a głosy doradcze to tylko głosy doradcze.
5. Samouwielnienie
Każdy
uważa się za fantastycznego kierowcę, a umiejętności innych za
kółkiem ocenia bardzo krytycznie. Tylko kto ma rację w sytuacji,
kiedy wszyscy uważają, że mają rację? Jeśli wszyscy uważają
się za lepszych od innych, ktoś tutaj nieprawidłowo ocenia samego
siebie.
Niestety
jest to powszechny stan umysłu na rynku – każdy uważa, że
potrafi zarobić i to zarobić więcej niż inni. Bo jest bardziej
rozsądny, ma lepszą intuicję lub dyplom prestiżowej uczelni.
Tymczasem badania i długoletnie porównania pokazują, że nawet zawodowi inwestorzy (np.
zarządzający funduszami inwestycyjnymi) mają trudności z
utrzymaniem ponadprzeciętnych wyników przez dłużej niż kilka
miesięcy czy rok.
Gdybym
potrafił, chętnie sprawdziłbym, jak wypadają polskie fundusze np.
małych i średnich spółek w stosunku do indeksów mWIG40 oraz
sWIG80, które grupują te spółki. Czy udaje im się konsekwentnie
rosnąć szybciej lub maleć wolniej niż te indeksy? Indeks pokazuje
przecież średnią dla całego rynku, a większość inwestorów
wierzy, że jest mądrzejsza od rynków.
Drobni
inwestorzy, tacy jak ja, bardzo często chwalą się niebywałymi
wynikami dla jednej spółki w jakimś czasie („zarobiłem 20% w
pół roku”). Takie liczby mogą robić wrażenie na innych i
podnosić samoocenę właściciela akcji, ale tak naprawdę trzeba je
widzieć w szerszym kontekście. Od jakich kwot jest to 20%? Jaka to
część większego portfela i jaki jest wynik tego portfela w długim
terminie (np. 5 lat)? Czy w innych jego częściach były straty?
Nagle okazuje się, że 20% w pół roku to najlepsze, co
kiedykolwiek przydarzyło się temu inwestorowi, dotyczy niewielkiej
kwoty, a cały portfel jest w długim terminie na plusie
porównywalnym z lokatami bankowymi.
Tutaj historia jednej z moich inwestycyjnych klap, którą przez długi czas się chwaliłem, bo miałem wysokie wirtualne zyski. Opisałem ją, bo dobrze ilustruje przewrotność inwestowania.
Tutaj historia jednej z moich inwestycyjnych klap, którą przez długi czas się chwaliłem, bo miałem wysokie wirtualne zyski. Opisałem ją, bo dobrze ilustruje przewrotność inwestowania.
Emocje a
oszczędzanie i inwestowanie – podsumowanie
Pieniądze
to niesamowicie emocjonalny teren – każdy chciałby jak najwięcej
zarabiać, jak najlepiej inwestować i przechytrzyć wszystkich
innych uczestników rynku. W opanowaniu emocji nie pomaga nieustający
przepływ informacji ekonomicznych (telewizja, prasa, internet,
radio) praktycznie bez znaczenia w długim okresie i bez odniesienia
do naszych indywidualnych potrzeb, celów i planów.
Najważniejsze
emocje działające na każdego inwestora to chciwość i strach, ale
można ten zestaw rozbudować o kilka innych. Zachęcam do przyjrzenia
się własnym decyzjom z przeszłości w obrębie finansów osobistych w ten sposób oraz do dodania tego aspektu do oceny
przyszłych decyzji. Jestem przekonany, że to pomoże nam bardziej
niż słuchanie niekończącego się szumu informacyjnego.
Tutaj
wszystkie artykuły o psychologii oszczędzania i inwestowania.
Warto
przejrzeć narzędzia finansowe wspomagające oszczędzanie i inwestowanie.
Zapraszam
też do zapisywania się na bezpłatny, e-mailowy tygodnik Moja Przyszła Emerytura – co niedzielę podsumowanie tygodnia, zapowiedzi oraz coś więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
A co Ty sądzisz?