„Roczne
zarobki 20, roczne wydatki 19,96 – szczęście. Roczne zarobki 20,
roczne wydatki 20,06 – nędza” pisał Karol Dickens w książce
„David Copperfield”. Od XIX wieku sporo się zmieniło i
technicznie rzecz biorąc wydawanie więcej niż zarabiamy nie niesie
ze sobą wielkich dramatów. Jeśli nie wypadniemy poza normalny
system, koszty kredytów są względnie niskie. Banki zachęcają do
wydawania nie swoich pieniędzy kartami kredytowymi, a nawet są
gotowe zapłacić za nas za mieszkanie lub dom.
I jak tu
udowodnić, że warto oszczędzać? Jak tu wykazać, że posiadanie
własnych oszczędności (czyli wydawanie regularnie mniej niż
zarabiamy) poprawi naszą jakość życia? Przecież na pierwszy rzut
oka jest dokładnie odwrotnie.
A jednak
będę się upierał, że nasze prywatne oszczędności mają
bezpośredni, potężny związek z jakością naszego życia.
Problemy z
jakością życia
Tylko co
to jest jakość życia? Nie dosyć, że wyobrażenie o tym, co to
znaczy dobrze żyć, zmienia się z wiekiem, to zależy również od
naszych wartości, wyborów i celów w życiu.
Jak tu
pogodzić aspiracje kogoś, kto dąży do luksusu, bogactwa czy
władzy nad innymi z aspiracjami kogoś, kto najbardziej chciałby
świętego spokoju? Takich różnych spojrzeń na jakość życia są
tysiące.
Nawet
poważne międzynarodowe instytucje mogą co najwyżej próbować
określić, co to jest jakość życia. Tutaj ostatni raport OECD,
który bierze między innymi pod uwagę takie czynniki jak
bezpieczeństwo, dostęp do edukacji, równowagę między pracą a
czasem wolnym, zdrowie oraz zarobki.
Kilka
rzeczy wydaje się jednak wspólnych dla każdego:
- wolimy być zdrowi niż chorzy,
- wolimy żyć bezpiecznie, a nie w zagrożeniu,
- wolimy czas wolny od pracy (szczególnie jeśli jej nie lubimy),
- nie lubimy stresu,
- i tak dalej.
Oszczędzanie
a jakość życia
Po
pierwsze, to nieprawda, że oszczędzanie wymaga wyrzeczeń i
poświęceń. W takich barwach maluje je jednak całkiem sporo osób.
Oszczędzanie to umęczenie się, to zaciskanie pasa, to nieznośna
niewygoda.
Oczywiście
można tak myśleć i używać tego wyobrażenia, żeby jednak nie
przywiązywać wagi do oszczędności. Osobiście wolę bardziej
pozytywne podejście do finansów osobistych.
Oszczędności
mają wynikać głównie z usprawnień wokół nas. Z krytycznego
spojrzenia na wydatki, zidentyfikowania niepotrzebnych oraz
zastąpienia tych koniecznych – jeśli to możliwe – tańszymi
alternatywami. Drugi składnik tego równania to większa aktywność
po stronie zarobków (z pracy oraz inwestycji).
Na efekty
nie trzeba długo czekać. I będą to efekty odczuwalne tu i teraz.
Nie za sto lat na emeryturze. A oszczędności oraz oszczędny (ale
nie dziadowski) tryb życia to więcej kontroli nad naszą sytuacją
finansową, bezpieczeństwo, niezależność oraz przestrzeń do
robienia innych rzeczy (a nie martwienia się o pieniądze).
Jeśli
wciąż wyobrażasz sobie oszczędzanie jako jedną wielką męczarnię
i zaciskanie pasa – koniecznie przeczytaj tekst o tym, jak nie oszczędzać pieniędzy.
Po drugie,
to nieprawda, że oszczędzanie jest nudne. Albo inaczej: wszystko,
ale to absolutnie wszystko, co robimy, możemy robić w nudny sposób.
Możemy z tego zrobić prawdziwą mękę. Obrzydzić to sobie i
skutecznie się zniechęcić. Biadolić na swój bank, że nie płaci
wystarczająco dużo na lokatach, ale nie szukać alternatywy
(nawiasem mówiąc: tutaj kilka ciekawych możliwości). Narzekać na
niskie zarobki i brak satysfakcji w pracy, ale nie robić kompletnie
nic, żeby to zmienić. Ogólnie – stać w miejscu.
A
oszczędzanie to nie jest stanie w miejscu – to może być prawdziwa podróż. Do lepszego zrozumienia roli pieniędzy w swoim
życiu. Do poznania mechanizmów finansów osobistych i ich wpływu
na nas. Do użycia tych mechanizmów, żeby zyskać większe
bezpieczeństwo finansowe oraz większą niezależność od
pracodawców i państwa. To też podróż – krok po kroku – do
większej zamożności.
Po
trzecie, to nieprawda, że lepiej wydawać pieniądze bez opamiętania
teraz, bo jesteśmy młodzi, zdrowi, itp. Naprawdę nie potrafię
zrozumieć, skąd się bierze w nas takie desperackie przekonanie, że
jutra nie będzie. Że nie ma powodu ulepszać naszej sytuacji
finansowej za pomocą oszczędności oraz inwestycji, bo wkrótce
będziemy starzy, państwo upadnie albo wydarzy się jakaś inna
katastrofa.
Gdybym
mógł dzisiaj powiedzieć coś sobie dziesięć lat temu, nie byłoby
to – „wydawaj jak najwięcej na przyjemności, baw się, nie myśl
o niczym, jutro nie istnieje”. Byłoby to raczej - „przyjemności
swoją drogą, ale od tego, co robisz dzisiaj, zależy też gdzie
będziesz za dziesięć lat”.
Nie ćwicz
i jedź źle – będziesz gruby. Nie czytaj i nie ucz się niczego –
będziesz zacofany. Nie oszczędzaj – będziesz zależny od
ostatniej pensji, zestresowany, niepewny przyszłości itp. Jestem
przekonany, że za dziesięć lat będę mógł w ten sam sposób
spojrzeć na siebie dzisiaj. A za dwadzieścia lat na siebie za
dziesięć lat. I tak dalej. Nie mówiąc o tym, że w ten sposób
oceniać mnie będą moi bliscy.
Po
czwarte, tu nie chodzi tylko o pieniądze. Przyjaciółka mojej
narzeczonej zapytała mnie kiedyś przy okazji rozmowy o pieniądzach:
„A gdyby cię dzisiaj przejechał samochód? Nie żałowałbyś, że
ich wszystkich nie wydałeś?”. Ani przez chwilę. Nie wypracowałem
swoich oszczędności wbrew sobie, tylko w zgodzie ze sobą.
A w ogóle
co to za argument z tym wypadkiem – czy to oznacza, że naszym
głównym celem ma być napchanie się, czym się da, zanim umrzemy?
I że mamy żyć w cieniu takiej nadchodzącej katastrofy,
dostosowując do niej nasze finanse? To myślenie na poziomie reklamy
„weź duży kredyt, 21 grudnia 2012r. i tak kończy się świat”.
Nie skończył się.
A nawet
jeśli coś mi się stanie jutro albo za 50 lat – przecież są
ludzie ze mną związani, którzy odziedziczą te pieniądze. Czy
koniecznie muszę je wydać ja? Twoje oszczędności i inwestycje
stabilizują o wiele więcej niż tylko ciebie!
I ostatnia
rzecz: oszczędzania (i finansów osobistych) można się nauczyć,
ale oszczędzanie uczy też nas. Dzięki temu, że kiedyś zacząłem
w ten sposób myśleć o finansach (mimo że byłem bez grosza przy
duszy, bez żadnej wiedzy ekonomicznej, bez zamożnych rodziców
itp.) i postanowiłem działać, naostrzyłem narzędzia do tego
stopnia, że dzisiaj mniej się o siebie boję.
To na
pewno częściowo zasługa tego bezcennego poczucia bezpieczeństwa
finansowego oraz coraz większej niezależności finansowej, ale też
jeszcze jednej rzeczy – optymizmu. Bo skoro tak dużo się już
udało, dlaczego nie miałoby się udać jeszcze więcej? Skoro udało
się raz, dlaczego nie miałoby się udać jeszcze raz, nawet jeśli
kłopoty po drodze będą jeszcze większe? Narzędzia mam już
przecież naostrzone.
Podsumowanie
– dlaczego oszczędności są bezpośrednio związane z jakością
życia?
W
szczegółach oszczędzanie polega na szukaniu najlepszego
oprocentowania dla naszych lokat (tutaj je znajdziesz), płaceniu najniższych podatków,
ulepszaniu naszego budżetu domowego, wynajdywaniu inwestycji o niskim ryzyku, a dużym potencjale. Ale wejdźmy poziom wyżej i
oszczędzanie oraz inwestowanie polegają na poprawianiu naszej
jakości życia. W jaki sposób?
- poprzez dostosowanie naszych zarobków i wydatków do naszych potrzeb,
- poprzez zrozumienie roli pieniędzy w naszym życiu,
- poprzez stopniowe dążenie do bezpieczeństwa finansowego, niezależności finansowej, większej przestrzeni w tym obszarze życia,
- poprzez myślenie dzisiaj o sobie i innych w przyszłości,
- poprzez uczenie się praktycznych umiejętności.
Przeczytaj
też artykuł o tym, czy nasze finanse osobiste są na pewno osobiste. Zobacz też dostępne narzędzia finansowe oraz dowiedź
się, jak można oszczędzać i inwestować na kilkanaście różnych sposobów.
Zapisz się
również na darmowy, e-mailowy tygodnik Moja Przyszła Emerytura – bądźmy w kontakcie.
Również uważam, że oszczędności i właściwy cash flow (dodatni) jest ważny. Dzięki temu mam komfort psychiczny w pracy (aktualnie ją zmieniam bez stresu), mam czas na odpoczynek (bez pętli kredytów zaciskających się na szyi), a dzięki pewnym wyrzeczeniom (a takie zawsze są gdy chcemy oszczędzić) moje życie jest paradoksalnie pełniejsze, bo nie gonię za chwilowymi zachciankami podsycanymi reklamami (fakt, nie oglądam tv i blokuję reklamy), mam czas na przemyślenia i cieszenie się tym co jest.
OdpowiedzUsuńRzeczy kupuję starając się stosować 30-dniowy okres karencji, choć mam swoją słabość (książki i ebooki), ale w Nowym Roku postanowiłem przeczytać i sprzedać wszystkie zaległe pozycje i nie dokupywać nowych. Taki nowy nawyk chcę wprowadzić :-).
A dzięki oszczędnościom, udało mi się skutecznie zainwestować na giełdzie (+25% zwrotu) i choć suma nie była duża, to gdyby nie oszczędności to nawet bym się giełdą nie zainteresował, a tak trochę grosza wpadło a przy okazji człowiek się czegoś uczy :-)
Generalnie oszczędzanie powoduje wzrost naszej inteligencji finansowej, przemyślenia naszego życia (dlaczego oszczędzamy) i "wyłączenia autopilota" na którym niektórzy z nas żyją.
Pozdrawiam
Tomek
Dzięki za fan-tas-tycz-ny komentarz!
UsuńDotykamy tutaj momentu, kiedy matematyka spotyka się z psychologią - moim zdaniem to jest właśnie istota finansów osobistych. Nie osiągnięcie jakichś zwrotów, zaoszczędzenie jakieś sumy, tylko połączenie tego z naszymi zachowaniami, dążeniami, osobowością itp.
Hałas mediów, doradców, ekspertów, itp. jest niebywały, więc wyłapanie tego, czego naprawdę potrzebujemy to prawdziwe wyzwanie.
Dokładnie tak samo widzę ten pozytywny "paradoks oszczędzania". Jakieś wyrzeczenia są konieczne (zmiana nawyków, monitorowanie swoich zachowań), ale to nie musi być bolesne, a zyski w dłuższym okresie są niebywałe. Zyski w postaci lepszej jakości życia.
Ale nasze podejście do oszczędzania, inwestowania, pieniędzy jest totalnie osobiste. Ja też jestem maniakiem czytania! Ale w przeciwieństwie do Ciebie - nie zdecydowałbym się na pozbycie się książek czy zaprzestanie kupowania nowych. Z jakiegoś powodu uważam też za wartość kupowanie oryginalnych płyt z muzyką i filmów, mimo że z ekonomicznego punktu widzenia to nienajlepsze rozwiązanie.
Ale to tylko mój wybór i totalnie szanuję prawo innych do zorganizowania sobie tego fragmentu rzeczywistości inaczej.
Ja też mam problem z pozbyciem się książek, ale ze względu na pracę czeka mnie przeprowadzka do innego miasta (i wynajmowanie, co wiąże się z potencjalnymi przeprowadzkami) więc staram się ograniczyć majątek do jednej przyczepki (bagażnika) :-).
OdpowiedzUsuńPoza tym prawie 700 nieprzeczytanych pozycji na Kindlu to zadra która boli za każdym razem jak odpalę Kindla. Też jestem maniakiem czytania ale tu chciałbym trochę zoptymalizować moje "chomikowanie" i kupowanie na zapas :-)
Pozdrawiam
Tomek
O to rzeczywiście, ja takich zapasów nie mam. Może dlatego, że wciąż jestem papierowy, Kindle (dla PC) używam tylko do darmowych e-booków, których jest też sporo. Pozdrowienia, powodzenia!
UsuńTym artykułem uświadomiłeś mi kilka rzeczy. Zrozumiałem, że najpierw muszę określić swoje potrzeby i poziom życia, który mnie będzie satysfakcjonował i do niego dopiero ułożyć plan oszczędnościowy. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńCóż, na pewno warto podchodzić do tego w takiej kolejności. Ale od razu warto zwrócić uwagę na coś innego - naszych porzeb i celów nie da się ustalić raz na zawsze, więc sposoby oszczędzania i inwestowania też będą się zmieniać. Najważniejsze, żeby czuć to połączenie między pieniędzmi a całokształtem naszego życia.
UsuńOszczędzam, raz mniej, raz więcej, ale oszczędzam. Dodatkowe pieniądze na koncie cieszą i faktycznie dają większe poczucie bezpieczeństwa. Ale to jest moim zdaniem chwilowe, bo człowiek wyrzeka się pewnych zachcianek, ale i tak przyjdzie czas, kiedy oszczędności trzeba będzie wykorzystać na różne cele - samochód, dom, rodzina. Myślę, że każdy powinien zdawać sobie sprawę, że oprócz oszczędności odkładanych podczas aktywności zawodowej powinien zabezpieczyć się na czas emerytury. Bo to różnie bywa, a pieniądze szybko się rozchodzą.
OdpowiedzUsuńDzięki za komentarz. Święte słowa.
Usuń