Zanim
otworzyłem swój pierwszy rejestr w towarzystwie funduszy inwestycyjnych, długo zastanawiałem się, czy inwestowanie w fundusze inwestycyjne jest trudne. Nie za bardzo rozumiałem, jak
kupić i sprzedać jednostki oraz gdzie sprawdzić notowania. Bałem
się też o swoje pieniądze – że wszystkie stracę, że będą
miały inną formę niż gotówka, którą znam od zawsze.
Po
pierwszym nabyciu jednostek wszystkie tego typu obawy runęły z
hukiem. Wydawało mi się, że inwestowanie w fundusze jest
dziecinnie proste.
Nic
bardziej mylnego. Otóż technicznie jest to rzeczywiście banalnie
proste – niewiele się różni od obsługi konta bankowego. Ale
jeśli chodzi o strategię oraz psychologię, inwestowanie w fundusze inwestycyjne jest dużo trudniejsze.
No właśnie
– czy inwestowanie w fundusze jest trudne? Przyjrzyjmy się tym
trzem elementom po kolei – stronie technicznej tej działalności,
strategii inwestowania oraz psychologii. Od razu uprzedzam, że mamy
tu do czynienia ze skalą rosnącą – od elementu najłatwiejszego
do najtrudniejszego.
Inwestowanie
w fundusze jest banalnie proste (technicznie)
Na dobrą
sprawę żeby zacząć inwestować w fundusze potrzebujemy tylko
jednej rzeczy – nadwyżek pieniędzy. Istnieją proste w obsłudze
i tanie w utrzymaniu systemy kupowania i umarzania jednostek funduszy
– o dwóch z nich w mBanku oraz BGŻ Optima napisałem kiedyś szczegółowe porównanie.
Na dodatek
kwoty minimalnego pierwszego zakupu są w zasięgu praktycznie każdej
oszczędzającej osoby. Mówimy tu nawet o 100zł za nabycie
otwierające (rejestr funduszu) oraz 50zł za każde kolejne nabycie.
Dysponując takimi małymi kwotami możemy kupować fundusze. Jeśli
skorzystamy z usługi w mBanku czy BGŻ Optima i wybierzemy fundusze
bez opłat manipulacyjnych, całość tych kwot znajdzie się na
naszym rejestrze.
Tym samym
staliśmy się właścicielami jednostek uczestnictwa w funduszu
inwestycyjnym i – jak by nie patrzeć – inwestorami. Bez kosztów
oraz długoterminowych zobowiązań (jak na polisach inwestycyjnych).
Z tymi
kosztami to jednak nie do końca prawda – w mBanku, BGŻ Optima i kilku innych miejscach unikniemy nieprzyjemnych opłat manipulacyjnych (za nabycie, konwersję, umorzenie), ale nigdzie nie
unikniemy opłat za zarządzanie. To z nich żyją towarzystwa. Są
one regularnie odpisywane od wartości naszej inwestycji, a w
stosunku rocznym wahają się od 0,5 do nawet 4% w zależności od
rodzaju funduszu.
Co ważne
– przeglądając notowania funduszy w różnych źródłach widzimy
już cenę po odjęciu tej opłaty. Również to, co widzimy na
swoim koncie w mBanku czy gdzieś indziej to wycena po uwzględnieniu
wszystkich opłat.
Oto jak
kupić jednostki funduszu inwestycyjnego przez system mBanku – krok
po kroku
Po
aktywacji usługi Supermarket Funduszy Inwestycyjnych i wybraniu
interesujących nas funduszy w zakładce inwestycje wybieramy sekcję
fundusze inwestycyjne. Wybieramy
jedną z czterech kategorii, na które podzielona jest oferta mBanku
– możemy dla przykładu spróbować kupić popularny ostatnio
fundusz obligacji PZU Polonez.
Wyszukujemy
go na liście oferowanych funduszy obligacyjnych i klikamy w odnośnik
z nazwą.
Teraz zostaje nam tylko wypełnić rubrykę z kwotą, którą chcemy zainwestować (system poinformuje nas o minimalnej), a w następnym kroku będziemy potwierdzać SMSem transakcję. Kiedyś przelatywałem przez pierwszy krok jak meserszmit, ale dzisiaj wolę przeczytać lub chociaż dobrze rzucić okiem na prospekt emisyjny.
Inną lekturą obowiązkową jest karta produktu na stronach mBanku lub towarzystwa (tutaj PZU Polonez), gdzie znajdziemy takie kluczowe informacje jak sugerowany czas inwestycji czy benchmark (= punkt odniesienia dla oczekiwanych wyników funduszu; podstawowe narzędzie oceny, jak fundusz sobie radzi).
Tutaj
przeczytasz, co jeszcze warto wiedzieć o funduszach inwestycyjnych,
zanim zainwestujemy pierwsze większe pieniądze.
Inwestowanie
w fundusze jest łatwe (w teorii)
A więc
mamy do dyspozycji potężne systemy inwestowania w fundusze. Jestem
pewien, że kilkulatek obyty z komputerem mógłby z powodzeniem
przerzucać pieniądze z funduszu do funduszu, nabywać, umarzać,
konwertować. To w końcu tylko kilka kliknięć myszką – i
gotowe.
Bez
porównania trudniejsze jest jednak klikanie w odpowiednie fundusze,
w odpowiednim czasie.
Nie ma
skutecznego inwestowania w dłuższym terminie bez strategii. Bez
systematycznego podejścia do swoich inwestycji. Jakiś założeń na
przyszłość. Te założenia mogą się nie ziścić i poniesiemy
stratę, ale przynajmniej będziemy wiedzieć, skąd się ona wzięła
i możemy się czegoś nauczyć. A potem ulepszyć strategię.
Inwestowanie
na giełdach papierów wartościowych, a fundusze są formą
grupowego inwestowania w akcje, obligacje, lokaty lub nieruchomości,
zawsze wiąże się z ryzykiem. To jego istota i główny powód, dla
którego możemy zarobić lepiej niż na gwarantowanych lokatach. Ale
możemy też stracić lub tracić tymczasowo. Za to, że akceptujemy
fakt, że nasze pieniądze będą narażone na ryzyko, mamy szansę
na premię.
Jeśli nie
akceptujemy ryzyka utraty części wartości naszych oszczędności, lepiej od razu dać sobie spokój z funduszami i skupić się na pracy oraz bezpiecznym lokowaniu oszczędności.
Ale
wracając do funduszy i ryzyka. Krótka wycieczka: polski miliarder
Jan Kulczyk inwestuje olbrzymie pieniądze na Ukrainie oraz w Afryce.
Nikt nie gwarantuje mu, że zobaczy z tych przedsięwzięć zysk.
Podejmuje ryzyko i stara się tak prowadzić interesy, żeby je
ograniczać. Żeby inwestycja się ostatecznie opłaciła. Jego
inwestycja jest oczywiście bezpośrednia, a my poprzez fundusze (lub
giełdę) możemy pośrednio brać udział w tego typu działaniach.
Obciążamy w ten sposób nasze pieniądze ryzykiem w nadziei na
zyski w przyszłości.
Kulczyk
może ograniczać swoje ryzyko lepiej zarządzając firmami, dzieląc
się nim z akcjonariuszami i klientami funduszy inwestycyjnych,
lobbując na rzecz swoich interesów, itp. A jak my możemy
ograniczać ryzyko inwestowania w fundusze inwestycyjne?
Pierwsza
rzecz to przeznaczanie na tego typu inwestycje tylko części naszych oszczędności, szczególnie pieniędzy, których nie będziemy w
najbliższym czasie potrzebować.
Po drugie
obierając i nieustannie ulepszając dla swoich inwestycji jakąś
strategię, jakieś systematyczne podejście. Tylko co to znaczy?
Chodzi o najważniejsze założenia dla naszych inwestycji – jakie
rodzaje funduszy powinny się składać na nasz portfel, czy będziemy
proporcje między nimi zmieniać w czasie i dlaczego, w jakich
sytuacjach będziemy kupować, w jakich będziemy umarzać jednostki,
itp.
Jedną z
najprostszych strategii jest regularne dokupywanie jednostek. Lato
czy zima, bessa czy hossa – my zawsze kupujemy jednostki za taką
samą kwotę (powiększaną co roku o inflację). W długim terminie
wielkie spadki i wielkie wzrosty się uśrednią, a
jeśli jeszcze zamkniemy naszą inwestycję po latach na zwyżkowym
rynku, mamy szansę na całkiem przyzwoite średnioroczne zyski.
Gorzej
jeśli zaczniemy systematycznie inwestować na szczycie hossy, przez
kilka kolejnych miesięcy wyceny jednostek spadają, nasza
cierpliwość się kończy i sprzedajemy swoje inwestycje z dużą
stratą, bo przestajemy w ten system wierzyć.
Inna
popularna strategia to chronienie kapitału w funduszach pieniężnych
i obligacyjnych w czasach dużej niepewności i spadków na rynku
oraz przenoszenie go do funduszy akcyjnych w momencie, gdy powraca
optymizm. Aktywne inwestowanie. Brzmi genialnie, ale w praktyce jest
ona trudna do osiągnięcia.
Szybki
przykład, że to najlepiej działa niestety w teorii – otóż
kilka miesięcy temu zgłosiła się do mnie firma doradcza i
zaproponowała, żebym testował przez rok na swojej polisie inwestycyjnej Skandia ich algorytm oparty właśnie o takie
założenia. Zgodziłem się, a na zakończenie testu nie omieszkam
opisać w szczegółach, co się przez ten rok wydarzyło. Może
nawet właściciel da się namówić na rozmowę. W każdym razie
przez ostatnie kilka miesięcy pieniądze leżą na defensywnych
funduszach (bo tak mówi algorytm) i tracą wartość przez opłaty na polisie, mimo że ostatnie pół roku było całkiem łaskawe dla
giełdy (wzrosty na WIG20 o ok. 25%).
Jeszcze
inna strategia, na której bazuje kilka produktów inwestycyjnych w
Polsce to tzw. cykl życia. Przyjmuje, że wraz z wiekiem powinniśmy
mniej inwestować w ryzykowne aktywa (np. fundusze akcyjne), a więcej
w bezpieczne (fundusze obligacji i pieniężne). System określa
odpowiednie proporcje i np. jak mamy 30 lat portfel to 70% funduszy
akcyjnych, 40% funduszy defensywnych, a w wieku 60 lat jest to 10% /
90%.
Problem
polega na tym, że rynki przechodzą własne cykle, które różnią
się od cyklu naszego życia. Sztywne zakładanie takich
wieloletnich planów, nie biorąc pod uwagę, co wydarza się akurat
na giełdach i w gospodarkach ma swoje minusy.
Jeszcze
jedna filozofia brzmi: kupuj, gdy jest tanio, sprzedawaj, gdy jest drogo. Tylko jak stwierdzić, czy jest już wystarczająco tanio,
żeby inwestycja opłaciła się za pięć czy piętnaście lat?
Których wskaźników używać do oceny sytuacji? Czy kierować się
historycznymi wycenami jednostek? Ile swoich oszczędności
zainwestować? Za jednym zamachem czy w kilku transzach? Czy ustalać
od początku moment, kiedy będziemy z inwestycji wychodzić na
wzrostach?
Jak na
bardzo prostą filozofię inwestowania nie brakuje tu pytań, dylematów
i decyzji do podjęcia. A najlepsze jest to, że strategia to nie
jest wcale najtrudniejsza strona inwestowania w fundusze.
Inwestowanie
w fundusze jest piekielnie trudne
Najtrudniejsza
jest właściwie psychologia inwestowania w fundusze. Nawet jeśli
matematyka będzie się zgadzać, może zabraknąć nam cierpliwości,
silnej woli, konsekwencji czy pokory, żeby inwestować z zyskiem.
Dlaczego? Z wielu powodów.
1. Moje
ciężko zarobione pieniądze
Oczywiście
w formularzach możemy zaznaczyć, że jesteśmy gotowi na ryzyko i
dobrze tolerujemy stratę. Ale to, co otwarcie deklarujemy, to coś
innego niż prawdziwe emocje, z którymi się zderzymy, gdy
inwestycja nie pójdzie tak, jak zakładaliśmy.
Powiedzmy,
że inwestujemy 20 tysięcy złotych i po dwóch latach widzimy na
rejestrze tylko 15 tysięcy. Deklarowaliśmy, że znamy ryzyko i
jesteśmy na nie odporni. Ale do cholery jasnej: minęły dwa lata, a
5 tysięcy ciężko zarobionych pieniędzy gdzieś wyparowało. To
miesiąc czy dwa pracy. Kilka lub kilkanaście miesięcy oszczędzania. To naprawdę zaboli i wywoła reakcję, szczególnie
jeśli nie jesteśmy na to przygotowani.
Na pewno
trochę pomoże wydzielenie specjalnej puli pieniędzy z większego
portfela oszczędności na tego typu inwestycje. Taki bufor z płynnej
gotówki może nam trochę złagodzić gorycz tymczasowej, wirtualnej
straty.
Giełda
czy fundusze wymagają niestety trochę innego spojrzenia na
pieniądze. Trochę abstrakcyjnego i bezosobowego. Nie łączenia ich
z naszą codzienną pracą, nie przeliczania na ilość weekendów w
spa, które moglibyśmy za wirtualne straty na funduszach w tej chwili kupić,
itp. Dlatego wszystkim, którzy zaczynają przygodę z porządkowaniem
swoich finansów, mają pierwsze oszczędności, doradzam jednak inne rozwiązania.
Można
oczywiście starać się ucinać straty, być super aktywnym, ale nie
wierzę, że da się kompletnie wyeliminować ryzyko z tego typu
inwestycji, szczególnie w krótkim terminie. Jest ono ich istotą!
2.
Przecież są lokaty
Ale
przecież niewiele mniej lub wręcz tyle samo mogę zarobić na lokatach czy obligacjach skarbowych. I mam gwarancję kapitału oraz
zysku.
Zgadzam
się w całej rozciągłości. Szczególnie strategia systematycznego
dokupowania jednostek przez długi okres może zakończyć się na poziomie lokat lub niewiele wyżej. Z drugiej strony strategia „kup
tanio, sprzedaj drogo” może dać w średnim i długim okresie
zyski dużo wyższe niż na lokatach. Jest jednak bardzo trudna pod
względem psychologii – żeby kupować w czasie, gdy wszyscy się
boją, a sprzedawać w czasie, gdy wszyscy kupują, trzeba mieć
mentalność odważnego chodzenia pod prąd.
A co do
lokat i innych gwarantowanych aktywów – jedyne co mi przychodzi do
głowy i będę się tutaj powtarzał: podzielmy nasz portfel na
dominującą część gwarantowaną i część na ryzykowne
inwestycje. Kontrolujmy ryzyko za pomocą strategii.
Albo
zostańmy w całości w bezpiecznych i darmowych formach oszczędzania. To żaden grzech.
3.
Przecież można samemu na giełdzie
Pełna
zgoda. Są jednak zasadnicze różnice pomiędzy inwestowaniem na giełdzie a inwestowaniem w fundusze. Dotyczą między innymi ryzyka
czy aktywności, którą musimy się wykazać, żeby je kontrolować.
Po drugie
– możliwości inwestowania pieniędzy jest nieskończona ilość.
Jest nie tylko giełda, ale też rynek forex, nieruchomości, rynek
metali szlachetnych czy wreszcie – najbardziej bezpośredni rodzaj
inwestycji – własna firma lub firmy.
Taki
nadmiar możliwości jest olbrzymim psychologicznym wyzwaniem. W
każdej chwili ktoś będzie nas sprowadzał z jednej drogi na drugą, ciągnął w prawo lub w lewo, doradzał tak lub siak, podsuwał jedną strategię lub inną. Jak nie zwariować? Przede wszystkim
wiedzieć, dlaczego coś robimy.
Osobiście
wróciłem z częścią oszczędności do funduszy inwestycyjnych w
2012r., bo odkryłem fundusze indeksowe oraz ETF, które są tanim i
w pewnym sensie przewidywalnym sposobem na bardzo długoterminowe
inwestowanie na giełdzie. Tego właśnie szukałem dla jakiejś
części swoich wolnych środków. Możliwości prostego, pasywnego i
taniego inwestowania w bardzo długim terminie. Niekoniecznie na emeryturę, bo mam do niej zbyt daleko, ale z kilku, a nawet
kilkunastoletnią perspektywą.
Dlatego
nie spieram się z nikim, że lokaty, giełda czy nieruchomości są
lepsze. Jeśli wiesz, co chcesz w ten sposób osiągnąć,
prawdopodobnie są lepsze.
4.
Sprzedawać, kupować, co robić?
Być
aktywnym inwestorem czy wybrać jedną z mniej angażujących
strategii (np. systematyczne uśrednianie lub „kup i trzymaj”)?
Kupić fundusze w 2013 czy poczekać, jak się rozwinie sytuacja?
Jakie są najlepsze fundusze inwestycyjne w tym momencie? Przenieść
do nich pieniądze czy pozostać w obecnym towarzystwie, mimo że
trochę ostatnio zawodzi?
Przy
takiej ilości informacji łatwo stracić głowę, a już na pewno
spokój. Jeśli zaangażujemy się w aktywne inwestowanie w fundusze,
czeka nas mnóstwo decyzji. I możemy być pewni, że nie każda z
nich będzie właściwa.
Tak działa
każdy rynek. Wszyscy nie mogą mieć racji. Nie można mieć racji
za każdym razem. Czeka nas więc proces wypracowywania swojego
warsztatu inwestora, żeby z tego chaosu wyprowadzić dla siebie
jakiś porządek. Ale to inwestycja sama w sobie, jeśli dobrze ją poprowadzimy!
5. A
opłaty to biorą zawsze, darmozjady
Branża
finansowa bardzo dobrze żyje z opłat za zarządzanie naszymi
pieniędzmi – jest to fakt niezaprzeczalny. Czy to inwestując na
giełdzie, czy kupując obligacje korporacyjne w ofercie publicznej,
czy inwestując w fundusze – płacimy pośrednikom.
Przy
inwestycji w fundusze trudne do zniesienia jest dla wielu to, że
opłaty mogą być wysokie i nie mają związku z wynikami. Czy
zyskujemy, czy tracimy – np. 3,5% opłaty za zarządzanie rocznie
w funduszu akcyjnym się należy.
Szczególnie
w długim terminie, koszty inwestowania to kluczowa sprawa oraz jeden
z czynników ograniczających wzrost naszego majątku. Pół biedy
jeśli fundusze zarabiają więcej niż np. lokaty w tym czasie, ale
co zrobić jeśli rynek spada?
I wracamy
do kwestii strategii – są okresy (jak przełom 2007/08), kiedy po
prostu nie opłaca się być obecnym w funduszach lub warto znacząco
ograniczyć swoje zaangażowanie. Tylko jak je wyłapać?
Po drugie
warto zwracać uwagę na koszty. Przede wszystkim opłaty
manipulacyjne, ale też opłaty za zarządzanie. Tych pierwszych
unikniemy korzystając z platform typu Supermarket Funduszy Inwestycyjnych mBanku czy odpowiednika w BGŻ Optima (tu porównanie).
Tych drugich nie unikniemy (chyba że zakończymy inwestycję), ale
możemy starać się ograniczyć. Niższe opłaty przyciągnęły
mnie do funduszy ETF oraz funduszy indeksowych.
Przeczytaj
też, gdzie najlepiej kupić fundusze inwestycyjne oraz przejrzyj ich praktyczną klasyfikację.
Tutaj
przeczytasz o innych metodach oszczędzania i inwestowania. Tutaj przeczytasz szczegóły oferty Supermarketu Funduszy Inwestycyjnych i aktywujesz usługę.
W każdym
momencie możesz też zapisać się na bezpłatny, e-mailowy tygodnik Moja Przyszła Emerytura – tutaj więcej informacji.
Zgadzam się z autorem. Kluczem przy inwestycjach powinno być wypracowanie i ciągle dopracowywanie własnej strategii, dostosowanej do ryzyka jakie chcemy podejmować. Często pisze się też o wyeliminowaniu emocji, ale to nie takie proste.
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim nie można zapomnieć o swojej inwestycji i ją regularnie monitorować.
Dzięki za komentarz, też mi się wydaje, że złotych metod nie ma, trzeba eksperywmentować, uczyć się, wyciągać wnioski, rozumieć co i po co się robi, ryzyko utraty pieniędzy to poważna sprawa.
OdpowiedzUsuń