Bill
Gates, Mark Zuckerberg, Zygmunt Solorz pewnie odpowiedzieliby, że
nie ma. A jednak o inwestowaniu przywykliśmy myśleć w kategoriach lokat bankowych, funduszy inwestycyjnych czy giełdy. Jeśli mamy nadwyżki finansowe,
zawsze możemy je wprowadzić na rynek kapitałowy i kupić na
przykład akcje spółek czy obligacje korporacyjne. Możemy to
zrobić bezpośrednio za pomocą swojego rachunku inwestycyjnego, ale
jeśli brakuje nam czasu czy umiejętności do naszej dyspozycji jest
cała armia zarządzających cudzymi pieniędzmi – od funduszy
inwestycyjnych po ubezpieczycieli oferujących polisy inwestycyjne.
A jak ma
się do tradycyjnych metod inwestowania pieniędzy, dostępnych w
każdym banku czy u pośrednika, inwestycja we własną firmę? Czy
inwestowanie we własną działalność, we własne pomysły na
biznes, może być dla nas korzystniejsze?
Inwestycje
pośrednie - lokaty, fundusze, obligacje, akcje
Wielką
zaletą inwestowania na giełdzie czy w fundusze inwestycyjne jest
to, że oprócz podjęcia decyzji o kupnie i sprzedaży praktycznie
nie wykonujemy pracy. Akcje czy jednostki uczestnictwa nabierają
wartości (lub ją tracą) bez naszego udziału. Nie musimy fizycznie
wykonać pracy, nie musimy być obecnym, żeby zarobić. Pod tym
względem celne inwestycje kapitałowe biją na głowę cały znój
związany z rozwijaniem i prowadzeniem własnej firmy.
Problem
polega na tym, że dla większości z nas udana spekulacja na
giełdzie czy rynku forex na skalę, która zapewni utrzymanie
rodziny, domu, stylu życia to mit. Pozostaje długoterminowe oszczędzanie i inwestowanie ze średnim rocznym zyskiem na poziomie
5-10% przed podatkiem Belki i inflacją. Z tego powodu inwestowanie w fundusze, akcje czy obligacje korporacyjne staje się zdecydowanie
mniej atrakcyjne jako stabilny wehikuł pomnażania majątku.
Warto
również zastanowić się, co się dzieje z naszymi pieniędzmi,
które leżą na lokatach bankowych czy w funduszach. Zbyt często
myślimy o nich jedynie w kategoriach matematycznych stóp zwrotu, a
przecież one bezpośrednio zasilają gospodarkę. Z naszego depozytu
jakaś firma otrzyma pożyczkę na rozwój swojej działalności. Za
pieniądze z naszej regularnej składki na plan systematycznego oszczędzania, jakaś firma będzie mogła wyemitować obligacje,
które posłużą jej do sfinansowania jakiegoś projektu. Innymi
słowy: ktoś za nasze pieniądze rozwija swoją firmę.
Mało tego
– po drodze kilku pośredników dobrze żyje z tego transferu
pieniędzy, również rozbudowując swoje biznesy. W przypadku takich
ubezpieczeń z funduszem kapitałowym mamy cały łańcuch
pośredników zanim nasze pieniądze zasilą gospodarkę – bank lub
inny pośrednik musi zarobić na ich sprzedaży, ubezpieczyciel musi
zarobić na organizacji produktu, fundusze inwestycyjne muszą
zarobić na zarządzaniu i dopiero wtedy pieniądze trafiają np. do
firmy emitującej obligacje.
Które
kupi fundusz, którego jednostki możemy kupić na polisie
inwestycyjnej, którą sprzedaje doradca finansowy i którą my
kupimy.
O co mi
chodzi? O dwie rzeczy.
1.
inwestując na rynku kapitałowym finansujemy rozwój innych,
kładziemy nasze pieniądze na stół, żeby inni robili z nich
użytek,
2. wiele
produktów finansowych to piętrowe konstrukcje, które oddalają nas
od prawdziwego przeznaczenia naszych inwestycji; po drodze jest tylu
chętnych do zarobku, że to musi się odbić na tym, jak szybko
pracują.
Co z tego
wynika? Może powinniśmy co najmniej część pieniędzy inwestować
we własne pomysły biznesowe, jeśli je mamy? A nie tylko dawać
innym wzrastać na naszych oszczędnościach. Chodzi tu zresztą nie
tylko o wyższe zyski. Stawką jest też nasz własny rozwój –
rozkręcając firmę, budując produkt czy wychodząc do klientów z
jakąś usługą robimy dla siebie więcej niż wykonując kilka
transakcji rocznie na koncie maklerskim.
Inwestycja
we własny biznes = pewna emerytura?
Przedsiębiorcy,
szczególnie ci prowadzący jednoosobową działalność na małą
skalę, są jedną z grup społecznych najsilniej zagrożonych niską emeryturą w przyszłości. Dzisiaj ich małe interesy mogą
zapewniać im komfortowe życie, ale jeśli nie troszczą się o swoje finanse i nie oszczędzają z myślą o przyszłości, mogą przeżyć twarde lądowanie. Tylko czy rzeczywiście powinni się o
to martwić? Przecież mają własne firmy.
Z jednej
strony można być optymistą. Jeśli ktoś jest przedsiębiorcą,
wie, jak zatroszczyć się o swoje sprawy. Ma wszystkie cechy
potrzebne do tego, żeby zabezpieczyć się finansowo. Często lepiej
rozumie finanse niż ludzie na etatach, bo na co dzień musi
obsługiwać przepływy pieniędzy w swojej firmie.
Z drugiej
strony warto być ostrożnym. Wielu wolnych strzelców na
samozatrudnieniu pracuje w ten sposób trochę z przymusu, a nie z
przekonania – trudno określić ich jako prawdziwych
przedsiębiorców. Nigdy nie rozwinęli firmy do takich rozmiarów,
żeby jej marka czy inny majątek był coś wart, gdyby chcieli lub
musieli ją sprzedać. Jeśli jeszcze nie udało im się zgromadzić
żadnych oszczędności, są tak naprawdę w punkcie wyjścia.
Inwestować
w swój biznes czy nie?
Pamiętam
rozmowę wiele lat temu z kolegą, drobnym przedsiębiorcą, który
nie mógł zrozumieć mojego zachwytu nad inwestycjami giełdowymi.
Dla niego najlepszym i jedynym miejscem dla jego pieniędzy nie był
bank, giełda czy fundusz inwestycyjny. Tym miejscem była jego
rozkręcająca się firma z branży samochodowej. I firma, i on
bardzo się od tego czasu rozwinęli.
Własny
biznes to na pewno więcej pracy, to więcej odpowiedzialności i
olbrzymie ryzyko, szczególnie jeśli osiągnie się duże rozmiary,
zatrudnia ludzi, podejmuje skomplikowane zobowiązania. Jeśli ktoś
czuje się na siłach, warto się tego wszystkiego podjąć. Tym
bardziej, że nigdy nie było lepszego klimatu dla małej (i
większej) przedsiębiorczości (internet, dotacje, projekty, dostęp
do wiedzy, wolny rynek).
Nic nie
stoi na przeszkodzie, żeby inwestycję we własną firmę połączyć
z dobrze dobranym, tradycyjnym portfelem oszczędnościowo-inwestycyjnym – od lokat bankowych poprzez plany systematycznego oszczędzania po akcje perspektywicznych spółek.
Żeby oprócz prosperującego biznesu mieć też starą, dobrą
poduszkę zapewniającą bezpieczeństwo finansowe.
"Pamiętam rozmowę wiele lat temu z kolegą, drobnym przedsiębiorcom"
OdpowiedzUsuńPowinno być "przedsiębiorcą".
To my ludzie kreujemy język, może za jakiś czas wersja autora będzie poprawna tego już nikt nie wie.
OdpowiedzUsuń