Trafiła
mi się super interesująca rozmowa przy okazji wizyty u doradcy ING.
Gościowi zepsuł się samochód w drodze do biura, a że ja byłem
już niedaleko, namówił swojego szefa – bodajże dyrektora
regionalnego, żeby mi przedstawił ofertę w zakresie oszczędzania na emeryturę. Początek był przerażający, bo gołym okiem było
widać, że po latach pracy na wysokich stanowiskach człowiek
stracił instynkt obsługiwania zwykłego klienta. Brzmiał bardziej
jak ktoś, kto robi korporacyjną prezentację, opowiadał o historii
ING i całej grupie kapitałowej, jakby to miało w tym momencie
jakiekolwiek znaczenie. Później udało mi się przepchnąć rozmowę
na bardziej interesujące mnie tory. Najbardziej z całego zdarzenia
pozostanie mi w głowie dojmująca refleksja o asymetrii pomiędzy klientem a
bankiem. O co mi dokładnie chodzi?
Nie udało
się porozmawiać o szczegółach oferty, dopiero za drugim razem już
właściwy doradca zapoznał mnie z IKE i IKZE w ING, które
odrzuciłem jako bardzo mało atrakcyjne w mojej obecnej sytuacji.
Rozmowa z dyrektorem szybko zeszła na sprawy ogólniejsze.
Dowiedziałem się między innymi, dlaczego banki nie chcą oferować
atrakcyjnie oprocentowanych IKE na lokatach.
Ryzyko
na kliencie
Otóż,
instytucja finansowa niechętnie bierze w całości na siebie ryzyko
na zbyt długi okres. Dając wysokie oprocentowanie na lokacie
gwarantowane przez kilka czy kilkanaście lat, zobowiązuje się, że
wypracuje nam zysk bez względu na okoliczności. A te są przecież
bardzo zmienne. W interesie banku jest podzielenie się ryzykiem z
klientem, a nawet więcej – skasowanie zysku teraz i pozostawienie
klienta z całym ryzykiem. Tak na przykład działają polisy inwestycyjne – sprzedawcy prezentują je jako rozwiązania o dużym
potencjale zysku. Za podpisaną umowę otrzymują natychmiast wysoką
prowizję od firm ubezpieczeniowych. A ryzyko inwestycyjne (np.
straty części składki) należy od tej pory tylko i wyłącznie do
klienta.
Dlatego
jeśli ktoś się kiedyś zastanawiał, dlaczego typowy doradca woli
mówić o drogich planach systematycznego oszczędzania niż tanich i
prostych lokatach lub bezpiecznych IKE, ma już odpowiedź. Chodzi o
dwie rzeczy – wyższy zarobek oraz przerzucenie ryzyka na klienta.
Sytuacja idealna dla banku.
Bo co
stałoby się, gdyby np. ING zaoferowało długą, wysoko
oprocentowaną lokatę bez kosztów czy dodatkowych produktów?
Żadnego zysku natychmiast, za to mnóstwo poważnych zobowiązań
wobec klienta na wiele, wiele lat. Niezbyt ciekawa perspektywa.
Precyzja
kontra beztroska
Tyle że
bank doskonale zdaje sobie sprawę, o co idzie gra. Konstruuje swoje
produkty, kampanie czy umowy w taki sposób, żeby precyzyjnie
chronić swoje interesy i osiągnąć zysk. I żeby zmniejszyć
ryzyko własne do minimum. Nie ma w tym nic zdrożnego – każda
firma ma pełne prawo do dążenia do zysku.
Tylko że
naprzeciwko tej wyrafinowanej maszynerii najczęściej staje
niedoskonały klient. Nie chodzi nawet o to, że jest niewyedukowany
w sprawach finansowych, choć duża grupa ludzi na pewno mogłaby
mnóstwo zyskać na poprawie swojej wiedzy ekonomicznej czy prawnej.
Nie chodzi o złe intencje banków, bo podlegają one dość
rygorystycznej kontroli i zazwyczaj grają według reguł.
Najczęściej chodzi o pewną beztroskę w kwestii finansów
osobistych, małe zainteresowanie szczegółami produktów, niechęć
do zajmowania się pieniędzmi.
W takich
przypadkach mamy po jednej stronie w pełni świadomy swoich
interesów bank a po drugiej beztroskiego klienta. Czy można sobie
wyobrazić większą asymetrię? Przykład takiej sytuacji mam w
domu. Moja druga połowa nie chce się przejąć losem 15-20zł,
które co miesiąc wydaje na opłaty za konto, kartę i wypłaty z
bankomatów w swoim banku. Dla niej nie jest to kwota warta zachodu.
A dla banku jak najbardziej jest.
Armia
specjalistów na jednego
Ale nawet dla wykształconych i krytycznych klientów relacje z
bankami czy firmami ubezpieczeniowymi nie są łatwe. Wystarczy
spojrzeć na pierwszą lepszą umowę (od kredytu hipotecznego po
polisy inwestycyjne), żeby przekonać się, ile papieru gęsto
zapisanego prawniczym żargonem potrzebuje instytucja finansowa, żeby
zorganizować transakcję. Rozmowy z doradcami nigdy nie wyczerpują
nawet połowy ich treści, nie mówiąc o niezapisanych
konsekwencjach i scenariuszach wynikających z różnych zapisów.
Jakim cudem tak wielu właścicieli polis inwestycyjnych budzi się po roku czy dwóch oszczędzania z poczuciem, że ich program jest
obciążony wysokimi opłatami, a wyjście z niego pociąga za sobą
wielkie koszty likwidacji?
Jeszcze gorzej jeśli doradcy otwarcie nami manipulują - tu moja
nieprzyjemna przygoda z Home Broker, a poniżej przykład niewinnej
manipulacji agenta Szkoły Inwestowania. Manipulacja polega na tym, że kolumna opłaty (na żółto) jest
jedyną, w której wartości nie sumują się z roku na rok. Zyski
wyglądają apetycznie, a opłaty dużo mniej zniechęcająco. Kwoty
rzędu 20,000zł w opłatach (a taka wartość powinna znaleźć się na dole
tej kolumny) za całość programu mogłyby dać niektórym klientom
do myślenia. Dlatego pośrednik nie mówi nam tu całej prawdy. To
nie w jego interesie.
To, co dociera do klienta, to efekt olbrzymiej pracy ludzi od
inżynierii finansowej, prawników oraz sprzedawców. Jest to rzecz
wypolerowana i obejrzana z każdej strony przez specjalistów. A
potem zaprezentowana tak, żeby wyglądała atrakcyjnie. Tylko czy
przeciętny klient jest ją w stanie zanalizować i ocenić?
Oczywiście są instytucje stojące na straży porządku w sektorze
finansowym, np. Komisja Nadzoru Finansowego. Są instytucje strzegące
praw konsumentów, np. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta. Są
dyrektywy unijne wprowadzające standardy komunikacji i informacji,
np. MiFID. Ale asymetria pomiędzy bankiem lub firmą ubezpieczeniową
a klientem wciąż istnieje.
------
Czy z tego wynika, że bankom nie wolno ufać? Nie ująłbym tego w
ten sposób. Trzeba być krytycznym i ostrożnym. Kontrolować swoje
pieniądze. Czytać umowy, pytać, sprawdzać, nie wierzyć na piękne
oczy i strzeliste wykresy. Pamiętać, że interesy nasze i banku nie
zawsze są zbieżne. Banki dokładnie znają swoje interesy. A czy my
znamy swoje?
Oczywiście są instytucje stojące na straży porządku w sektorze finansowym, np. Komisja Nadzoru Finansowego. Są instytucje strzegące praw konsumentów, np. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta. Są dyrektywy unijne wprowadzające standardy komunikacji i informacji, np. MiFID. Ale asymetria pomiędzy bankiem lub firmą ubezpieczeniową a klientem wciąż istnieje.
OdpowiedzUsuńJa mam nadzieję, że istnieje choćby teoretyczna nadzieja, że można zarobić. Nadzieję tą opieram również na przekonaniu, że ktoś to sprawdził, przed dopuszczeniem na rynek. Ja rozumiałem, ze 2-3% prowizji rocznej od moich wkładów płaci się jeden raz.
Czyli, że np.:4200x3%=126 + opłata miesięczna 120 i pare innych drobiazgów, w przypadku AXA dochodzi opłata za ryzyko i koszt przewalutowania = cirka 300zł rocznie.Okazuje się jednak, że w Pana przypadku płaci Pan co roku. W moim ubezpieczeniu te opłaty nazywają się za zarządzanie i rosną tak szybko i są pobierane w takim momencie, że przyjdzie moment, że nie będę miał nic na inwestycje i nie będzie szans, na zrekompensowanie strat.
Moje obiekcje najlepiej widać na funduszu obligacji. Kupiłem za 300zł 10.I.2012 do dzisiaj stopa wzrostu Wartość w dniu:2013-03-27 11,98%.
Przy okazji pisania na Pana blogu zorientowałem się, że dane o wartości funduszu są podawane z opóżnieniem.Dziś mamy 3.04.
Wszysytkie decyzje muszę podejmiować po omacku.
Przepraszam za dygresje.
Z tego funduszu dalej pobierana jest opłata w takiej samej wysokości jak w wcześniej.
Nic nie robiłem kupiłem i czekałem na zyski:-)
Już mam stratę. Cena jednostki stoi od stycznia.Nie mam zysków a płacę ponownie jakiś ułamek od 3% i nie wiem dokładnie od jakiej sumy, skąd się podstawa do tych obliczeń bierze. Ile musiałby fundusz zarabiać, żeby po opłatach wyjść na zero?
Muszę przyznać, ze miałem farta.W czasie, kiedy go kupowałem szedł do góry dość szybko. Fundusz, który w opiniach potocznych nie jest agresywny, stabilnie rośnie od poczatku swojego istnienie powiększył się o Wartość w dniu:2013-03-28 19,00%. Rozpoczął działność 13.08.2010
Nie odpowiem sobie na razie na to pytanie, gdyż przelałem te pieniądze na AXA talents. Fundusz akcji.
Sprawa jest poważna, gdyż czytałem na forach, że po pięciu latach ludzie mają bilans ujemny i w tej chwili obawiam się, że nie ma takiej matematycznej kombinacji, która może dać zysk.
Mam nadzieję Panie Michale, że będzie Pan nas informować o dalszych losach Pana inwestycji. Rozumiem, że dał się Pan skusić. Może pójdę Pana tropem.
Dzięki za komentarz - tabelka pokazuje sumę rocznych opłat, jest ich 12 w każdym roku, są pobierane co miesiąc. Tak jest na większości polis inwestycyjnych. Pozdrawiam, proszę wracać!
UsuńAha - serdecznie ZNIECHĘCAM do naśladowania ("pójścia moim tropem") mnie czy kogokolwiek innego w Pana inwestycjach. To są sprawy totalnie indywidualne i na tym blogu nigdy już nie będę ujawniał, co robię dokładnie z moimi pieniędzmi, kiedy wykonuję transakcje, itp. Jedyna droga to próba wypracowania własnego warsztaty pracy z danymi rynkowymi, instrumentami finansowymi, itp. Tylko do tego ZACHĘCAM!
Usuń