wtorek, 6 marca 2012

Współczynnik małej czarnej to bujda

Dlaczego nie oszczędzasz? Bo nie mam z czego. Zbyt niskie zarobki to genialny powód, żeby uzasadnić innym i samemu sobie, dlaczego wszystkie pieniądze wydajemy na bieżąco. To przecież takie proste – gdybym zarabiał więcej, miałbym w końcu jakąś nadwyżkę do odłożenia na czarną godzinę albo na emeryturę.

Myśląc w ten sposób ulegamy iluzji. Widzimy tylko jedną stronę medalu – zarobki. Ignorujemy drugą, nie mniej ważną – wydatki. One z kolei biorą się z naszych przyzwyczajeń, które – jak się okazuje – potrafią być bardzo kosztowne.

Dobrze ilustruje to współczynnik małej czarnej, znany również jako czynnik latte.

Co to takiego?

Pomysł jest stary jak świat, ale w formie współczynnika małej czarnej spopularyzował go David Bach, autor amerykańskich bestsellerów o finansach osobistych. Jedna z uczestniczek jego warsztatów zarzekała się, że przy swoich zarobkach nie ma z czego oszczędzać. Bach poprosił ją o przyglądanie się swoim wydatkom. Sama kawa latte, którą kobieta piła namiętnie każdego dnia w restauracjach, kosztowała ją rocznie całkiem sympatyczną kwotę.

Współczynnik małej czarnej pokazuje, ile moglibyśmy zaoszczędzić w dłuższym okresie, zakładając, że rezygnujemy z jakiejś swojej kosztownej ekstrawagancji lub zwyczaju.

To może być kawa na mieście, batonik, papierosy a nawet koszty wypłaty pieniędzy z bankomatu. Przy odrobinie organizacji oraz silnej woli jesteśmy w stanie te pieniądze przy sobie zachować.

Poniżej przykładowe wyliczenia dla $5 (działa również dla złotych) oraz rocznej stopy zwrotu 6% (bez podatku). Od lewej do prawej – oszczędności przy wydawaniu $5 dziennie, tygodniowo oraz miesięcznie. Kalkulator czynnika latte dostępny na stronie Davida Bacha.


Tylko czy taki sposób oszczędzania naprawdę działa? Czy tak może powstać na przykład nasza prywatna emerytura?

Jestem sceptyczny z pięciu powodów:
1. Dajcie mi pożyć!
Oszczędzanie nie może stać się udręką. Kiedy zaczynamy przeliczać każdą naszą przyjemność na to, co potencjalnie moglibyśmy odłożyć, pozwalamy życiu przelatywać przez palce. Byłem kiedyś na wakacjach w Pradze z wyjątkowo zgraną parą fanatycznych oszczędzaczy – ich głównym zajęciem było spacerowanie, siedzenie w parkach i zwiedzanie wszystkiego „z zewnątrz”. Nie widzieli sensu w płaceniu za wstęp, skoro namiastkę mieli za darmo, a resztę w internecie lub na folderach.
2. Skąd motywacja?
Nie oszukujmy się – żeby oszczędzać regularnie, musimy mieć do tego silną motywację. A w tym scenariuszu odkładanie ma sens tylko wtedy, gdy trwa długie lata. Kto starał się rzucić palenie, zacząć biegać codziennie rano albo uczyć się angielskiego 15 minut dziennie, wie co to słomiany zapał. Obawiam się, że z podejściem a'la współczynnik małej czarnej jesteśmy na niego wyjątkowo narażeni.
3. Skąd dyscyplina?
Trzeba mieć żelazną dyscyplinę, żeby codziennie odmawiać sobie tego czy tamtego w imię czegoś tak abstrakcyjnego jak oszczędzanie na emeryturę. To na pewno po jakimś czasie wchodzi w krew i już nie potrzebujemy tyle samokontroli, żeby zbyt dużo nie wydawać. Ale w codziennym życiu będą się jeszcze wielokrotnie pojawiać nowe pokusy, o których jeszcze nie wiemy i których nie znamy. 
4. Ważniejsze teraz niż potem
Większością z nas kieruje prosty mechanizm – bardziej angażujemy się w to, co dzieje się tu i teraz, niż w sprawy odległe. Duże oszczędności za wiele lat robią na nas mniejsze wrażenie, niż natychmiastowa radość z konsumpcji jakiegoś produktu lub usługi. Współczynnik małej czarnej może nam uświadomić koszty takiego postępowania, ale czy jest w stanie nas od niego powstrzymać?
5. Lepiej to wygląda na papierze
Wielkie liczby potrafią oddziaływać na naszą wyobraźnię, szczególnie jeśli są tak wspaniale uporządkowane i na wyciągnięcie ręki. 6% zwrotu rocznie, idealny procent składany, wszystko rośnie jak trawa na wiosnę. Niestety, w produktach inwestycyjnych trzeba liczyć się z okresowymi spadkami, a na lokatach lub obligacjach nie będzie łatwo wyciągnąć taką stopę zwrotu, szczególnie jeśli przejdziemy w przyszłości na euro. A do tego wszystkiego, jeszcze inflacja, której wpływy na realną wartość tych kwot nie widać na obliczeniach. Te tysiące za 40 lat będą dużo mniej warte.

--------------------

Współczynnik małej czarnej to świetny sposób, żeby uświadomić sobie i innym, ile możemy zaoszczędzić na niepotrzebnych przyzwyczajeniach. Ci, którzy mówią, że można na nim oprzeć regularne oszczędzanie i inwestowanie trochę jednak przesadzają. Na pewno jest to dobry początek drogi do lepszych finansów osobistych.

6 komentarzy:

  1. Jak patrzę na te wyliczenia, szczególnie 5$ miesięcznie, to nie mogę się oprzeć wrażeniu, że po 40 latach, dzięki podatkom i inflacji, odłożę na... kolejną latte. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za komentarz. Dobrze to podsumowałeś :) Wygląda na to, że samą małą czarna czy latte zbyt dużo ugrać się nie da.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wg mnie idea małej czarnej jest ok. Podobnych nawyków i oszczędności każdy znajdzie dużo. Jeśli zaoszczędzone kwoty chronimy przed inflacją i inwestujemy to się ciekawa suma uzbiera i rozmnoży :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja zaś wpadłem na ideę "STOP". Pomyślcie ile czasu możecie zaoszczędzić NIE zatrzymując się na znakach STOP! Nie wiem tylko czy już pisać na ten temat książkę, czy jeszcze nie... Poradźcie.
    A poważniej: gdzieś tam jakaś firma (amerykańska) wyliczyła ile tracą czasu/pieniędzy na uprzejmościach telefonicznych (przywitaniach, pożegnaniach itp). Jednak niektóre zachowania ludzkie są po prostu nieekonomiczne (nieprzekładalane na pieniądze), ale wcale to nie oznacza, iż nie mają one sensu.
    Pijcie kawę! Może dzięki niej poznacie w kawiarni miłość swojego życia albo chociaż nowych klientów swojej firmy. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyłączam się do apelu. I życzę powodzenia z książką o stopie - pewnie w USA byłaby szansa zostać jakimś milionerem, gdyby udało się dobrze opisać (i opakować taką teorię.

      Usuń
  5. A ja nie zgodzę się, że współczynnik małej czarnej to bujda. Jak odchudzają samochody do wyścigów, to wywalają z nich nawet wycieraczki, które ile mogą ważyć? Gram do grama, a lżejsze auto ma lepsze osiągi.
    Nie mówię, że mała czarna to duża oszczędność, ale ile takich "małych czarnych" każdy posiada? Nie mówię też, że zawsze warto z naszych przyzwyczajeń rezygnować. W końcu żyjemy po to, żeby było fajnie, a nie żeby sobie wszystkiego odmawiać.
    Niemniej ważne jest uświadomienie sobie tego potencjału i zwykłe pójście na kompromis - może kawa na mieście raz w tygodniu, ze znajomymi? A tak można w domu czy w pracy sobie zaparzyć filiżankę.
    My oceniamy, czy gra jest warta świeczki. Chociaż i tak każdy ma takie "małe czarne", których zupełnie nie potrzebuje...

    OdpowiedzUsuń

A co Ty sądzisz?